sobota, 13 października 2012

Pani M. małe dewiacje...

Zwiedzając Forum Romanum pani M. natrafiła między innymi na ruiny ówczesnego targu...
Zdziwiona niezmiernie spoglądała na dwupiętrowy kawał budowli upstrzony milionem okien.
Zdziwienie wzięło się stąd, że tenże wiekowy zabytek był niczym innym jak praprapra......dziadkiem dzisiejszych centrów handlowych.
Podobieństwo wręcz biło po oczach.

Dzisiejsza notka zaczyna się od tego wątku nie bez przyczyny.
Bo mimo że temat zwiastuje (lub może nie w każdym przypadku) jakieś pikantne treści, to tak naprawdę głównym bohaterem dzisiejszej pisaniny jest CENTRUM HANDLOWE.
Tak naprawdę pani M. milion razy bardziej  woli targowiska miejskie, szczególnie te owocowo-warzywne...
I... male sklepiki z klimatem.
Takie jak stara księgarnia pachnąca drukiem i papierem...
Albo sklep spożywczy w którym można było kupić twarde żelki lub serek homogenizowany z prawdziwymi kawałkami truskawek.
Mimo to pani M. uwielbia centra handlowe...
Powodem nie jest olbrzymia liczba sklepów, zadaszony (i darmowy :) ) parking czy inne udogodnienia.
Chodzi raczej o ich szablonowość.
Ten sam zapach, te same sklepy, identycznie rozplanowane wnętrza, nawet ekspedientki wydają się znajome...
Wszystko to sprawia, że pani M. czuje się w nich "u siebie".
Tak jakby wcale nie zmieniła kolejnego miejsca zamieszkania, jakby wszystko było po staremu...




czwartek, 4 października 2012

I już

Negatywne emocję na szczęście ulatniają się po pewny  czasie.
Pozostaje tylko niesmak..
On tez z czasem słabnie..
Może to i dobrze...

Pani M. ostatnio poza szałem na mozzarellę ma też szał na mleczne koktajle...
Polecam:

kubek dużego jogurtu naturalnego,
czubata szklanka owoców (np. mrożonych), albo wersja mniej zdrowa- 3 łyżki dżemu,
3/4 szklanki mleka
Miksujemy i smacznego!

wtorek, 2 października 2012

Zapłata

Najlepszą "zapłatą" za poświęcenie komuś całego życia jest zwykłe dziękuję.
Ale nie to konkretne słowo, tylko czyny, które je zastępują.
Niestety najczęściej dostaje się w zamian zupełnie co innego.
A wybór jakiego się dokonało uznany jest za najłatwiejszy z możliwych...

Przykro... nieziemsko przykro....

poniedziałek, 1 października 2012

Gacie na wacie :)

A tak się zawsze wyśmiewa z tych panien!
Tak w duchu myśli, że śmiesznie! Chcą być seksowne a są po prostu zabawne.
No koń by się uśmiał i te sprawy.
Mało tego uważa, że te nitki, które noszą są niewygodne, za małe i nie spełniają swojej funkcji.
Sama ma jakieś trzy pary, kupione w atmosferze lata.
Noszone... niezmiernie rzadko...
Zazwyczaj wtedy,gdy inne właśnie się piorą albo się suszą.

I właśnie dziś był ten dzień.
Połowa majtek suszyła się grzecznie w promieniach deszczu, a następna porcja czekała na swoją kolej w wielkim, plastikowym koszu.
Pani M. nie mogła w to uwierzyć, więc przeczesała szufladę (trzecią od góry) w poszukiwaniu zaginionych w akcji.
Oczywiście bez pozytywnego rezultatu.
Ale... chwila... przecież z chaosu bieliźnianego, który uczyniła, wyłaniają się trzy pary znienawidzonych stringów...
Nie mając innego wyjścia (bo bez gatek byłoby dziś za zimno raczej) pani M. pokornie wyjęła białe gumeczki i nasunęła na tylek..
Potem oczywiście totalnie o nich zapomniała..
I pewnie przypomniałaby sobie za jakąś godzinę, w trakcie dokonywania wieczornych rytuałów.. ale nie było jej dane czekać aż tak długo...
Stwór Starszy bawił się właśnie ze swoim przyjacielem Arturkiem a pani M. ze swoją córką.
Siedziały na podłodze.
Nagle Arturek zawołał:
-Ciociu, ale jak sie tak wychylasz do Nati to widać Ci gatki bardzo....
No tak...
Komentarz chyba niepotrzebny...
Powiedziec można tylko: Nie ciesz się Tadku z czyjegos upadku.. czy jakoś tak....

poniedziałek, 24 września 2012

Mozarella....

Nie wiadomo o co tutaj chodzi...
jak to można konsumować mozarellę każdego dnia...
Codziennie od miesiąca.
I nie ma tu żadnej przesady!
Pani M. wcina ten wyjątkowy specjał w towarzystwie plastrów pomidora, listka bazylii i oliwy...

I zaczyna się zastanawiać nad dwoma sprawami.
Punkt pierwszy: ileż to ma kalorii????
Punkt drugi: dlaczego codziennie od trzydziestu dni MUSI zjeść takie danie?

No nic..
Niektóre pytanie (patrz pytanie nr 2) muszą pozostać bez odpowiedzi.

A dla uśmiechu na twarzy pani M. zaprezentuje produkt swojego własnego syna zmagającego się z zawiłościami polskiej ortografii:
rzułty
I jak tu go nie kochać?

sobota, 22 września 2012

Jestem Bogiem.....

No to tak..
Była, obejrzała, wróciła....
Z jakimi przemyśleniami?
Hmmm. Tak na szybko można powiedzieć, że niestety reklama i promocja dużo lepsza niż produkt.
Film dobry, ciekawy. Gra aktorska znakomita.
Ale... czterech liter nie urywa na pewno.
Może dlatego, że zabrakło emocji...
Zbyt dużo pozostawiono widzowi, a nadmiar wolności dobry jak wiadomo nie jest.
Poza tym pani M. się nie wzruszyła, chociaż teoretycznie wypadałoby.
Ona była zbyt wściekła na głównego bohatera!
Jak on mógł!
Taki zdolny, z coraz lepszymi perspektywami na przyszłość i.. łups...
No całkowity obłęd.
I tylko takie pytanie chodzi jej po głowie: jak to jest że naprawdę zdolni ludzie zabierają innym możliwość podziwiania ich talentu????
Dlaczego nie dają rady?
Czy Magik (główny bohater) miał "naturalne" problemy psychiczne czy po prostu nabył je wtórnie dzięki używkom?
Ech!

W każdym razie (bo kończyć trzeba, pan M. dopytuje co te klawisze tak pukają.. piszesz bloga? No tak..) można zobaczyć, posłuchać muzyki, poznać jakiś ułamek wyrwany z całej historii.
Ale... nie nastawiajcie się na niesamowite przeżycia i wyjątkowość.
Tego nie ma...

czwartek, 20 września 2012

Promowanie głupoty..

Patrząc nie tylko na media wirtualno-papierowe, ale i na telewizję dochodzi się do wniosku, że z roku na rok promowanie głupoty wzrasta.
Najlepszym dowodem jest ustawiczna promocja pewnej pani, która jedyne co potrafi zrobić to nadymać rybie usta i pozować do magazynów dla panów.
Wniosek z tego, że nie ważne co masz w środku, ważniejsze to co zrobiłaś ze swoim ciałem.
W związku z tym czy otwierasz onet czy innego Pudelka osoba ta szyderczo pozuje do zdjęć.
I można zrozumieć, że dobrze się na nią patrzy, że podstawiono ją jako Miss Euro,ale dlaczego ktoś kto nie robi nic stał się gwiazdą?????
Ostatnio gościła nawet w jakimś muzycznym programie.
Spełniała rolę... hmmm ciężko powiedzieć...
W każdym razie mignęła na widowni, po czym pani prezenterka Agnieszka Sz., bez rozsądniejszego nawiązania do tematu, wymieniła jej nazwisko.
Zdawać by się mogło, że dla prestiżu..
Ale ja się zapytam co ona osiągnęła, w czym  jest taka wyjątkowa, że sama jej obecność ma podnieść oglądalność?????
Niesamowite!
I jeszcze bardziej niesamowite jest to, że ludzie łykają ją nałogowo...
Są ZAINTERESOWANI informacjami na temat jej pierwszego razu czy uwielbienia nagości..
To jest straszne....

I wcale nie chcę, by w telewizji/internecie/gazetach były tylko kobiety naukowcy, politycy czy inne mądre osoby.
Niech będzie różnorodność i piękno ale mądre, coś wnoszące...

Niestety pobożne życzenia często się nie spełniają...


środa, 12 września 2012

Codzienności

O czym to ona chciała mi powiedzieć...
Nie pamięta..
Jak zwykle...
Pani M. i dobra pamięć niestety nie idą w tej samej parze..
Gdzieś się ostatnio pogubiły chyba.

W każdym razie mnóstwo pracy odłożonej na ten tydzień najprawdopodobniej przejdzie na ten następny...
Bo..bo..bo...
Zakupy były, wywiadówki i inne takie przeszkadzające sprawy.

Poza tym pani M. musi nosić okulary do jazdy samochodem, do kina i do oglądania TV.. aaaa i na wykłady...
Oczywiście załamała się nieco,bo ona nie lubi mieć niczego na nosie...
Poza tym pewnie będzie wyglądać brzydko.. mimo, że okulary fajne...
Próżna jest i tyle!



wtorek, 11 września 2012

Sierociniec

Kiedyś w kinie w jednej z zajawek nowych filmów Pani M. zobaczyła straszne dziecko w worku na głowie.
Tytuł filmu "Sierociniec".
Prawie natychmiast postanowiła sobie, że nigdy, przenigdy go nie obejrzy..
I wytrwała w tym postanowieniu aż do minionego weekendu..
Wtedy to na którymś z kanałów przedstawiano tenże obraz.
Pani M. wcisnęła nagrywanie i zasiadła na swojej ikeowskiej kanapie.
Sama.
Wszyscy inni, łącznie z panem M. zasnęli...
Film bardzo ją zainteresował do momentu, gdy pojawił się ów straszny chłopiec..
Gdy kilka minut póżniej zaprezentowaną inna, zmasakrowaną twarz usunęła nagrywanie i zgasiła telewizor.
Nie trzeba być zbyt bystrym by domyślać się co widziała w ciemnościach, pokonując kilka metrów z łazienki do sypialni...
I znowu postanowiła sobie, że nigdy przenigdy...
Do dzisiaj...

Coś nie dawało jej spokoju.
Musiała wrzucić tytuł na youtube a tam...
CAŁY FILM..
...oczywiście podzielony na 10 części..
Odnalazła ostatnio oglądaną scenę...
Nacisnęła play...
Palec wciąż był jednak gotowy by dotknąć magicznych dwóch kreseczek i zatrzymać film.
Ale...ani straszne dziecko ani zmasakrowane twarze nie pojawiły się już na ekranie jej komputera...
Zamiast tego oglądała najsmutniejszą i najbardziej wzruszającą historię o miłości matki do dziecka.
Miłości, która nie ma żadnych ograniczeń i nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
Łzy kapały po klawiaturze..

A teraz w jej głowie przewijają się kolejne sceny...
Dramatyczne, trudne, zastanawiające...
I najbardziej nie może wybaczyć sobie tego, że ze strachu skasowała go z twardego dysku swojej nagrywarki...

piątek, 7 września 2012

Kobieta rozlazła...

Właśnie tak można by dziś określić panią M- kobieta rozlazła.
Niby ogarnęła poranny bałagan.
Niby wstawiła obiad..
Ale zebrać się nie może za pisanie Ważnych Rzeczy..
No jakoś nie daje rady...
Może dlatego, że pierwszy tydzień Stworów w szkole jest, mówiąc kolokwialnie, rozwalony na maksa...
A może po prostu szwy się rozlazły po wakacjach pełnych porannych wrzasków i ciągłego urozmaicania czasu dzieciom..
Coś musi być..
A że nie ładnie walczyć z własną naturą, pani M. zamierza dziś poddać się swojej aurze leniwca i nie napisać ani słowa w języku obcym :)
Wszystko zostawiamy na przyszły tydzień..
Mówiąc słowami Scarlett O'hary:  I can't think about that right now. If I do, I'll go crazy. I'll think about that tomorrow.




czwartek, 6 września 2012

Poczucie własnej wartości...


Wróćmy do pewnego lipcowego popołudnia.
Jesteśmy na jednym z nadmorskich deptaków.
Pogoda kiepska, tłum ludzi zajada gofry, zapiekanki i inne takie wakacyjne atrakcje.
Ciągle słychać cieniutkie głosy wrzeszczące: -mamo kup mi grającą fokę, niebieską oranżadę (z mnóstwem chemicznych witamin) albo tego pierdzącego gluta (kto nie wierzy, że istnieją, jest w błędzie).
W tych pięknych okolicznościach przyrody, trzysta metrów przed wejściem na plażę, kroczy rodzina M.
Głowa rodziny jak zwykle na prowadzeniu.
Tuż za nim szanowna małżonka z torbą wypchaną po brzegi napojami, drożdżówkami i innymi sweterkami. Nie wspomnę już nawet o dwóch sztukach peleryn przeciwdeszczowych.
Cały ten dobytek przewieszony przez ramię stał się idealnym wieszakiem dla Młodszej, która dzielnie pracuje nad tym, by jej mama wygięła się jak krzywa wieża w Pizie.
Starszy z charakterystycznym tylko dla niego pietyzmem zajada zakręconego ziemniaka. Obowiązkowo o smaku czosnku.
Mimo zaledwie 15 stopni pani M. jest spocona i jedyne jej marzenie to klapnięcie gdziekolwiek.
Byle już przestać chodzić.
Tymczasem z tłumu wyłaniają się długonogie panie, którym również musi być bardzo gorąco.
Ubrane w przykrótkie szorty i wycięte bluzeczki paradują na swych iluśtamcentymetrowych szpilach rozdając ulotki.
Nie żeby Pani M. zazdrościła tych obcasów. Jej baleriny ledwo dają radę w takich warunkach.
A spodenki ma podobne, no może nieco dłuższe.
Makijaż też zawsze jest, może nie tak... wyrazisty,ale codziennie.
W każdym razie jedna z odwalonych eleganckich pań podaje ulotkę panu M., następnie patrzy na panią M., jej wypchana torbę i uwieszone dziecięce dodatki i cofa rękę...
Pani M. zrobiło się najzwyczajniej w świecie przykro.
Poczuła się jak czterdziestolatka.
Ulotka dotyczyła jakiegoś party w nocnym klubie.
Nie dotyczyła jednak Matki Polki, która wieczorami nie ma prawa do zabaw innych niż poczytaj mi mamo.

Poczucie własnej wartości  (w sensie bycia kobietą) gdy jest się mamą naprawdę poddawane jest ciężkiej próbie.
Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy zrobić eksperyment.
Ubierz się ciekawie i wyjdź na ulicę.
Najpierw razem z dziećmi, potem sama.
W pierwszym przypadku przyglądać Wam się będą jedynie inne mamy..
W drugim... no nie wiem.. to zależy od stroju ;)
Powodzenia!

środa, 5 września 2012

Z przymrużeniem oka....


To trochę tak jak z niektórymi mężczyznami.
Twierdzą, że wygląd nie jest najważniejszy, liczy się wnętrze.
Ale czy podnieca ich widok Martyny Wojciechowskiej w trakcie wyprawy do dzikiej puszczy (moim zdaniem jest niezaprzeczalnie piękną kobietą) czy raczej Natalii Siwiec (who's that girl????????) wypinającej nadmuchane usta na boisku????

wtorek, 4 września 2012

Mieszane odczucia

Myśli tysiące spowodowały, że pani M. nie może spać.
Tuż przed 6 zwlekła się z łózka i siedzi przed monitorem.
Nie żeby była "web-addicted".. po prostu Stworek Młodszy, niemalże pięcioletni, idzie do klasy "0"...
Chęci ma ogromne i wiele pozytywnego nastawienia, także zapowiada się dobrze.
Mimo to pani M. trochę się denerwuje...
Nawet nie o to czy ona się nadaje, bo to oczywista oczywistość ;) (skromność górą....)
Ale raczej o jej emocje, o to jak się jej naprawdę spodoba nowy system.

Stworek Starszy nie chodził do przyszkolnej zerówki, gdzieś tam w naszych podróżach liznął nieco klasy "O".
Też wystartował szybciej w szkolne życie i choć pani M. nie bardzo na ten pomysł przystała, dziś się cieszy.
On był gotowy.

Pani M. musi szybko przybrać odpowiednią minę, bo jeszcze chwila i trzeba będzie obudzić zaspane pyszczki.
A one są jak barometry.
Doskonale wiedzą w jakim mama jest humorze.
Bo przecież nie tylko usta wyrażają stan emocji.
Oczy nic nie ukryją...

W oddali słychać już mamo...
Trzeba kończyć...


sobota, 1 września 2012

Dziwnie bardzo...

Dziwnie bardzo tak zacząć pisać po tylu miesiącach przerwy...
Pani M. lubi jednak w jesienne wieczory zanurzać się w bloggerowym świecie...
Dlatego powoli powraca.
Wciąż z tego samego miasta na Ł.

Dziś 1 września, ale nietypowy jakiś.
W końcu to sobota a w soboty szkoły są zamknięte :)
Dzięki temu Stworki mają bonusowe dwa dni luzu, które za zgodą matki postanowiły spędzić na leniuchowaniu..
Bez ograniczeń w oglądaniu bajek czy objadaniu się Nutellą....

Wszystkim życzę leniuchowatych ale wesołych ostatnich godzin wakacji!

PANI M.

wtorek, 17 lipca 2012

Pan, który potrzebował pomocy..

Kiedyś tytuł posta napisany był w czasie teraźniejszym.. już nie...



"Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma."
Wisława Szymborska


[*]

wtorek, 10 kwietnia 2012

Poświątecznie....

Dziś powinno być narzekająco, bo...
nasze święta upłynęły pod wielkim szyldem WIRUS i gorączka...
Stworek Starszy miał 39,7 przez prawie całą niedzielę..
Ale nie chcę narzekać...
Bo słońce świeci i ma być coraz cieplej...
Dlatego postaram się myśleć pozytywnie, mimo zmęczenia...

piątek, 6 kwietnia 2012

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

O tempora! O mores!

Jakiś czas temu pani M. pisała o mocno starszej pani chwalącej się swoimi aborcjami..
Dziś czytając poranną prasę wirtualną natrafiła na kolejną.
Równie mocno, lub mocniej, posuniętą w wieku.
Kolorową jak papuga z tropikalnej wyspy.
I ona również z lekkością i totalnym rozluźnieniem opowiada o licznych skrobankach.
Albo pani M. jest mocno NIE NA CZASIE, albo czasy stały się jakieś dziwne.
Lub raczej OKRUTNE.
Nawet jeśli kobiecina zabawiła się ostro i nie zniosła konsekwencji, to powinien być dla niej DRAMAT, nie powód do dumy.
Przecież to wcale nie oznacza, że ona jest postępowa i wyzwolona!
Co więcej z lubością wdaje się w szczegóły swoich licznych kontaktów z przygodnymi i często żonatymi mężczyznami... ciesząc się, że dzięki pozostawionym przez nią śladom, żony dowiadywały się o zdradach w najmniej łagodny sposób z możliwych...

Ostatnio na onecie był taki artykuł o legalnych klinikach aborcyjnych w Wielkiej Brytanii...
Kobiety, które poddawały się zabiegom, przeżywały później traumę.
Bo taki krok jest na zawsze, zabijamy i nie ma.
I kiedy ta świadomość dotrze do czyjegoś mózgu, najzwyczajniej w świecie nie można się z nią pogodzić.
Kolorowa Pani chyba ma jakieś spowolnione analizowanie faktów, bo póki co jedynie wzdycha z ulgą i chwali się, że jednorazowe skoki w bok to wspaniałe wspomnienia.
Bez konsekwencji..

czwartek, 15 marca 2012

Inna wróżka

Co można robić w czwartkowy poranek?
Uczyć się.. przy okazji wcinając czekoladę, zagryzaną mini pomidorkami.
Nieźle prawda?
Pani M. wykonuje wszystkie te czynności jednocześnie.
Przy okazji spogląda przez okno swojej kuchni, zachwycając się promieniami słońca.
Tak naprawdę powinna właśnie prowadzić lekcję.
Niestety po raz kolejny została ona odwołana...
W związku z tym, okutana w cętkowaną piżamę, pani M. jak zwykle siedzi-kucając na jednym z czarnych krzeseł i zastanawia się jak zdać kolejny egzamin.

Wczorajszy dzień spędziła u koleżanki, tak dawno ze sobą nie rozmawiały, że zaczęły miliony wątków, żadnego nie kończąc..
Między tą paplaniną przewinęła się jednak bardzo zabawna historia.
Koleżanka M. ma dwójkę dzieci.
Jej synek właśnie został zapisany do przedszkola.
Przedszkole to jest prowadzone przez siostry zakonne, noszące błękitne ubrania (alby?).
Mały P. w trakcie wizyty podszedł do jednej z nich i z wielkimi, jak u kota ze Shreka, oczami zapytał:
-Czy Ty jesteś wróżką?
Zakonnica zapewne zdębiała, natomiast M. nagle zrobiło się gorąco z nerwów. Ten tekst mógł bowiem zdradzić, że jej rodzina to tak nie za bardzo chodzi do Kościoła. A warunkiem przyjęcia jest między innymi uczestniczenie we mszy świętej.
Tymczasem "wróżka" odpowiedziała z uśmiechem:
-Nie, nie jestem.
P. jednak nie dawał za wygraną. Jak nic był przekonany, że ma rację, dlatego zadał kolejne pytanie:
-Czy Ty potrafisz czarować?

Nie trzeba dodawać jak czuła się w tym momencie jego zestresowana matka :)
Zaczęła jednak tłumaczyć, że jej syn to raczej siostry w ciemnych ubraniach widuje a poza tym naczytał się bajek o wróżkach....
A wyniki przyjęć już za jakiś czas. Ciekawe czy P. będzie mógł spędzać kolejny rok szkolny w otoczeniu wróżek :)

poniedziałek, 12 marca 2012

Wybawienie

Stworek Starszy trajkocze jak najęty.
Jego lekko skośne oczy zwężają się i rozszerzają w takt potoku słów.
-Kiedy zadzwoni tata? Kiedy zadzwoni tata? Kiedy tata zadzwoni?
Pani M. nie ma pojęcia kiedy, bo tata jest..(kiedy zadzwoni tata?) w ważnym miejscu i omawia ważne sprawy. (No mamo! Miał zadzwonić!!!)
Miniony weekend spędził jednak z dziećmi, zupełnie sam. Dwa dni i dwie noce.
Zapytacie co w tym dziwnego?
Pan M. po raz pierwszy miał taką okazję. (Kiedy tata zadzwoni? Mówiłaś, że zaraz, a zaraz już minęło.)
Jego małżonka wybyła tradycyjnie do miasta na P., a żadna z mam nie mogła go akurat wspomóc.

Na szczęście miał doskonale zaplanowany czas.
Sobota upłynęła na zabawie i wyjściu na basen, natomiast niedziela to "Pchła Szachrajka" w znakomitym wykonaniu teatru "Arlekin".
I mimo, że ze wszystkim poradził sobie wzorowo, to gdy zadzwonił do pani M. w niedzielę popołudniu w jego głosie dało się wyczuć zmęczenie.
Mimo, że obiadu nie gotował, prania nie musiał robić a i sprzątać nie za wiele.
A jednak.
Zmęczony był chyba najbardziej tym ciągłym zaangażowaniem we wszystko, co związane z dziećmi.
Nie można tak do końca się wyłączyć, nawet gdy one są zajęte czym innym, opcja: czuwanie jest wciąż nastawiona na ON.
Gdy późnym popołudniem, albo raczej wieczorem, cała czwórka wygramoliła się z granatowego auta, pan M. uśmiechnął się zalotnie i stwierdził:
-Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłem się z tego, że przyjechałaś.

czwartek, 8 marca 2012

KOBIECY DZIEŃ

Wystarczy wpisać w google dwa słowa: o kobiecie i znajdujsz na przykład:

Kiedy Pan stworzył kobietę, był to już jego 6 dzień pracy i w dodatku po godzinach, pojawił się anioł i spytał:
 - Czemu tyle czasu ci to zajmuje?
Pan mu odpowiedział:
 -Widziałeś zamówienie? Musi być całkowicie zmywalna, ale nie plastykowa, ma 200 ruchomych części wszystkie wymienne, działa na kawie i resztkach jedzenia, ma łono, w którym się mieści 2 dzieci naraz, ma taki pocałunek, który leczy każdą rzecz od startego kolana do złamanego serca.
Anioł starał się powstrzymać Pana:
 - To jest za dużo pracy na jeden dzień, lepiej poczekać ze skończeniem do jutra.
 - Nie mogę, - powiedział Pan. - Jestem tak blisko skończenia tego dzieła, które jest tak bliskim memu sercu.
Anioł zbliżył się i dotknął kobiety:
 - Ale zrobiłeś ją taką miękką, Panie?
 - Ona jest miękka, ale zrobiłem ja także twarda. Nawet nie wiesz ile może znieść lub osiągnąć.
 - Będzie myśleć? - spytał anioł?
Pan odpowiedział:
 - Nie tylko będzie myśleć, ale rozumować i negocjować.
Anioł zauważył coś, zbliżył i dotknął policzka kobiety.
 - Wydaje się, że ten model ma skazę. Powiedziałem Ci, że starałeś się dać za wiele rzeczy.
 - To nie jest skaza - sprzeciwił się Pan - to jest łza.
 - A po co są łzy? - zapytał anioł.
Pan powiedział:
 - Łza to jest forma, która ona wyraża swoja radość, wstyd, rozczarowanie, samotność, ból i dumę.
Anioł był pod wrażeniem.
 - Jesteś Panie geniuszem, pomyślałeś o wszystkim, to prawda, że kobiety są zdumiewające.
 - Kobiety mają siłę, która zdumiewa mężczyzn. Mają dzieci, przezwyciężają trudności, dźwigają ciężary, ale obstają przy szczęściu, miłości i radości. Uśmiechają się kiedy chcą krzyczeć, śpiewają kiedy chcą płakać, płaczą kiedy są szczęśliwe i śmieją się kiedy są zdenerwowane. Walczą o to w co wierzą, sprzeciwiają się niesprawiedliwości, nie zgadzają się na "nie" jako odpowiedź, kiedy wierzą, że jest lepsze rozwiązanie. Nie kupią sobie nowych butów, ale swoim dzieciom tak... Idą do lekarza z przestraszonym przyjacielem, kochają bezwarunkowo, płaczą kiedy ich dzieci osiągają sukcesy i cieszą się kiedy przyjaciele odnoszą sukcesy. Łamie się im serce kiedy umiera przyjaciel, cierpią kiedy tracą członka rodziny, ale są silne kiedy nie ma skąd wziąć siły. Wiedzą, że objęcie i pocałunek może uzdrowić zranione serce. Kobiety są różnych wielkości, kolorów i kształtów. Prowadzą, latają, chodzą lub wysyłają ci maile żeby powiedzieć ci, że cię kochają. Serce kobiety jest tym co powoduje, że świat się kręci. Kobiety robią więcej niż to, że rodzą. Przynoszą radość i nadzieję, współczucie i ideały. Kobiety maja wiele do powiedzenia i do dania.

To WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET!!!!!

wtorek, 6 marca 2012

Nauka intymności

Stworek Starszy miał dziś w szkole małą potyczkę z..."wodą".
Trochę się zamyślił w toalecie i całe ubranie mokre.
Pani M. właśnie odbierała Młodszą z przedszkola, gdy zadzwoniły panie ze świetlicy, by przyjechać po niego z nowymi ubrankami.
Nie minęło 15 minut, gdy srebrne auto stanęło przed szkołą.
Okazało się, że ciuchy były naprawdę porządnie zmoczone i wychowawczyni bała się, żeby Stwór się nie przeziębił.
Pani M. szybko zabrała go na dół i bez namysłu zaczęła rozbierać..
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że właściwie powinna się schować gdzieś za wieszakami, w szatni.
Po pierwsze dlatego, że poza sprzątaczką nikogo tam nie było.
Po drugie..  wciąż myśli o Stworach jak o maleńkich dzieciach..
I jak to zwykle bywa, mądrości zaczęła ją uczyć wspomniana już pani woźna. Z miną z cyklu najmądrzejsza z całej wsi stwierdziła:
-Dzieci trzeba od małego uczyć intymności..
Speszona matka w pierwszym odruchu przytaknęła, ale potem dodała, że jej dziecko doskonale zna zasady zachowania, a skoro nikogo na dole nie ma (poza panią, która wcale nie musi stać i patrzeć)to nie ma tez problemu. A poza tym nic mu nie było widać, bo przy ściąganiu majtek siedział, zasłonięty kurtką.. Oczywiście sama siebie przeklęła w duchu, że naraża Stwora na wstyd. Na szczęście on miał to głęboko w czterech literach, bo dziś dzień SKLEPIKU i wyszedł z niego z trzema dinozaurami (za zeta mamusiu!!!)
Uffffffffff




poniedziałek, 5 marca 2012

Wakacje!!!!!!!!!!!!!!!!!!11

Jakoś tak dziwacznie, gdy nie chce się nawet napisać kilku słów.
Przesilenie wiosenne, jak nic! A raczej zimowo-wiosenne!
Buuuu!
A dziś takie piękne słonko!
Szkoda, że temperatura wcale z nim nie współgrała!!!!

Pani M. chwilowo ignoruje stworkowe nawoływania, bo ma trochę pisania i wymyślania dziwnych rzeczy..
Jednak sama szuka pretekstu, by od tego odejść, nawet do męczących ją już nieco dzieciaków.
Może by tak jakieś wakacje?


sobota, 3 marca 2012

Materialistka?

Mniejszy Stworek ma specyficzne podejście do świata, ale.. może nie należy wchodzić w szczegóły..
Jakiś czas temu odwiedził ją dziadek M.
Niestety popadł w niełaskę swojej wnuczki.
Pytana o powód, odpowiada, że dziadek to nic nie robi, tylko babcia i dlatego ona tylko babcię kocha.
"Zrozpaczony" i porzucony senior rodu stwierdził, że skoro tak, to on zostanie dziadkiem kogoś innego.
Młodszy Stworek zbaraniał i wyrzucił z siebie:
-Dziadku! Nie możesz odejść, bo babcia nie będzie miała pieniędzy!!!

piątek, 2 marca 2012

Pączek

Pani M. nie ma zamiaru smęcić, o nie!
Chce się tylko wkurzyć na samą siebie!
Bo ja rozumiem lubić słodycze, ale tak się nimi opychać!
Nawet geny nie pomogą.. i piękny pączek lub raczej oponka tworzy się dzielnie w miejscu wiadomym!
A tu niby walka z cellulitem była...
Nie ładnie pani M.! Nie ładnie!


środa, 22 lutego 2012

Przełom(ik)

Nie jest to może koniec smutków, ale krok w stronę przełomu na pewno.
Skoro zima i szarość chcą zepsuć wszystkim humor, pani M. postanowiła znaleźć coś pozytywnego.
I mimo, że wkoło słychać tylko o morderstwach, intrygach i zdradach, dziś będzie o tym, że miłość istnieje.
Mimo dziwacznych czasów, ona doskonale sobie radzi!
To samo z przyjaźnią....

Po pierwsze: kilka dni temu zadzwoniła bliska koleżanka z miasta na P.
Temat przewijał się wokół dzieci, zimowego doła i... ślubu rodziców.
Nie byłoby w tym może nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że to drugi ślub.
I to nie jest niczym nadzwyczajnym, jeśli nie wspomnimy, że to drugi ślub tych samych ludzi:)
Niesamowite!
9 lat temu postanowili się rozstać .
W tym czasie każde z nich żyło osobno, szukając innych dróg.
Okazało się, że  droga była tylko jedna, wspólna.
Oboje to zrozumieli i przysięgli sobie miłość od nowa....

Po drugie: wczoraj po godzinie 18 do włoskiej knajpki w mieście na Ł. weszła prześliczna solenizantka.
Nie miała pojęcia, że tuż za szklanymi drzwiami czeka na nią tłum przyjaciół.
Nie miała również pojęcia jak starannie jej osobisty małżonek przygotował całą intrygę.
Pierwszy szok, zamienił się oczywiście w wielką radość.
Śmiechom nie było końca!
Wszyscy zjawili się tam dla niej i dało się poczuć, że naprawdę im na niej zależy :)


śmieszne i troszkę straszne chwilami:

poniedziałek, 20 lutego 2012

Liścik

Jestem ostatnio bardzo zmęczona.
I to nie do końca fizycznie..
Bardzo zmęczona.
Dlatego przepraszam, że nie komentuję i mało piszę.
Byle do wiosny!
Pani M.

czwartek, 16 lutego 2012

Trochę bez sensu o błędach

Nikt nie jest idealny.
Pani M. w szczególności.
Ale niektórzy twierdzą,że są ,a mimo to popełniają błędy.
Najgorzej jest nie mieć litości nad kimś, kto się martwi.
Nie próbować wejść w jego skórę.
Dać mu choć znak, że wszystko jest dobrze.
Może to po prostu ukryte dno nie pozwoliło na jeden mały klik palcem w klawiaturę....


I choć nie lubię tej artystki, piosenka zawsze mi się podobało:

środa, 15 lutego 2012

O mandarynkach...albo i nie...

Jak można sprzedawać owoc jako MANDARYNKĘ, skoro to wcale nie jest ona?
MOŻNA!
Pani M. właśnie wcina miniaturę pomarańczy, którą kupiła z przekonaniem, że jest to mandarynka właśnie.
Jeśli tak, to jakaś po przejściach.
Brrrr

A ten śnieg za oknem to robi sobie żarty!
Zjawia się z niemal dwumiesięcznym opóźnieniem i myśli, że ktoś się zachwyci!
Mowy nie ma!
Wiosna ma być, a nie zaspy po kolana!

Dzisiejszy wieczór zapowiada się niezbyt ciekawie...
Nie ze względu na pogodę, tylko na mnóstwo zaległości.
Na przykład w pisaniu pewnych zadań i..prasowaniu:(
Pani M. tak sobie marzy, żeby to się zrobiło samo.
A ona mogłaby zasiąść na kanapie z jakimś ciepłym winem (którego notabene chyba nigdy jeszcze nie piła, o ile ją pamięć nie zawodzi), w miłym towarzystwie.
Nie jest to jednak możliwe, bo póki co towarzystwa brak :(- pan M. na wyjeździe, Sister (za) daleko, mama również, a jedyna kochana osoba z miasta na Ł. szusuje gdzieś po włoskich stokach....
Miasto na Ł.... ech....

wtorek, 14 lutego 2012

O granicach wolności słowa.

"Gdyby się zdarzyło, że zaszłam w ciążę, i byłby to siódmy czy ósmy miesiąc, to ja bym skoczyła z któregoś piętra, pod pociąg bym się rzuciła, ale na pewno bym tego dziecka nie urodziła".

 "Zrobiłam to dwa razy (aborcję.). Nigdy z tego powodu nie miałam traumy, tylko mówiłam: Boże, jak to cudownie, że ja to zrobiłam".

Kobieta, która wypowiedziała takie słowa jest bardzo szanowana w środowisku...
Pani M. kiedyś również bawił jej sposób wypowiedzi, a nawet większość treści, które produkowała.
Ale granica ludzkiej przyzwoitości została mocno przekroczona.
I wcale nie chodzi tutaj tylko o czyjąś wiarę lub jej brak, ani o to czy ktoś jest za aborcją czy przeciw niej.
Chodzi o to, że może ludzie nie chcą wysłuchiwać historii na temat patologicznych poglądów podstarzałej kobiety.
Jeśli ktoś ją kiedyś skrzywdził i straciła elementarne uczucia... smutno, ale po co ona opowiada o tym publicznie?
Jej sprawa, jej problem i jej intymność.

A tak z innej strony...
Zabić dwoje dzieci i mieć z tego przyjemność to chyba jakiś rodzaj sadyzmu?
Przecież kobieta podobno inteligentna i podobno wykształcona powinna wiedzieć skąd się te dzieci biorą.
I jeśli posiada tę tajemną wiedzę, mogłaby po prostu się przed nimi zabezpieczyć.
Tymczasem zabrakło odpowiedzialności.
Przyjaciółka tej pani, znana artystka po nieudanym liftingu, zachwyca się, że to były czasy, że była wolność seksualna i każdy mógł spać z każdym... I że pani z telewizji śmiecianowej to miała prawo, bo to jej ciało i jej przyszłość. A Polacy to kołtuństwo z uprzedzeniami.

Ale zapomniała o tym, że już w 23 dniu życia płodu zaczyna bić jego serduszko.
A bardzo rzadko zdarza się, by ktoś wiedział o ciąży wcześniej, szczególnie o ciąży niechcianej, z zaskoczenia.
Dlatego mówienie, że zarodek to zlepek komórek do mnie nie przemawia.
To człowiek, milimetrowy ale człowiek.

I aby nie wchodzić dalej w ten temat przedstawię świetny komentarz jednej z internautek (mamunia):
"No właśnie, pani guru Czubaszek. mam taki problem... Syn mi dorasta. Ma 15 lat i robi się niedobry. Nie słucha, jest arogancki, zaczyna palić i śmierdzą mu nogi. Już nie mam siły. Jestem młoda i mogłabym jeszcze poszaleć a tu taki strup. Tracę do niego serce i chwilami chciałabym go udusić. Mogę? W razie czego powołam się na panią. Sadze, ze sad zrozumie. W końcu to mój syn, moje życie i moja decyzja. Nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć. Stary tez ostatnio mi się coś nie podoba. Ze za duży na aborcje? W końcu rok w te czy w te. Co za różnica. Wolność się liczy! Wolność i swoboda."

sobota, 4 lutego 2012

Nie fajnie...

Babcia G.czeka na śmierć.
Ciągle o tym mówi.
Nie chce nic planować.
I żegna się każdego dnia tak, jakby już na zawsze.

Nie fajnie.
Nie taka była jeszcze rok temu.
A przecież wszyscy kochamy ją z całego serca.
Ona jest jednak smutna.
Nie umie lub nie chce się cieszyć.
Nawet uśmiecha się jakoś mniej...

Teraz, gdy pani M. widzi ją codziennie, nie może odnaleźć tej dawnej, pełnej optymizmu babci G.
Ktoś ją zapewne podmienił.
Albo spotkała dementora, który wyssał z niej radość...
Tak.. to ta odpowiedź.
Dementor.
Znam nawet jego imiona....
Starość...
Samotność...
Życie...

środa, 1 lutego 2012

wtorek, 24 stycznia 2012

No to tak...

Czasami wstajesz rano i nie wiadomo dlaczego jest Ci smutno...
Zdarza się...
Najgorzej jednak, gdy coś sprawi, że ten nastrój nie mija wraz z wypiciem przysłowiowej porannej kawy..
Ech!
A do tego problemy Stworka Starszego z ex-najlepszym-przyjacielem...
Błahostka?
Nie dla niego, dla niego to najważniejsza sprawa na świecie...
No nic... dość marudzenia i do pracy...

czwartek, 19 stycznia 2012

O pomarańczach i alkoholu.

Kilkanaście dni temu pani M. niemal nie padła trupem...
Na szczęście klimatyzacja pozwoliła jej zaczerpnąć "świeżego"powietrza i ocucić się nieco.
Ale... od początku.
W pracy pana M. organizowano bal.
Cały rok opowiadał on swojej małżonce, że ten bal to taki wytworny, elegancki i trzeba się ubrać bardzo uroczyście.

Pani M. jak przystało na lady of the house ma całą szafę ubrań... innych niż uroczyste.
Ciężko bowiem byłoby biegać w sukience z cekinami po dzieci do przedszkola.
Albo w garsonce na zakupy do Lidla.
(swoją drogą ciekawe jak reagowaliby ludzie...hmmmm)
W każdym razie gdzieś w czeluściach garderoby, wisi piękna suknia, rodem z czerwonego dywanu.
Jej właścicielka puszy się z dumy na myśl o niej.

Dwa dni przed balem pan M. zadzwonił z wiadomością, że ta impreza (zauważcie zmianę nazewnictwa bal-impreza) to nie aż tak strojna, jak się spodziewał i że on zdjęcia przyniesie, z zeszłego rok.
Ton głosu sugerował, że warto pomyśleć o wyjściu B, czyli innej sukience.
Po obejrzeniu fotek, nie było już cienia wątpliwości.
Pani M. na gwałt zaczęła szukać kreacji.
I tu należałoby zacytować babcię G: DZIĘKAŚ CI BOŻE ZA... wyprzedaże!
O tak! Jest dużo i tanio! Można wybierać.

A skoro dotarliśmy już do przymierzalni w jednej z sieciówek, wracamy też do trupa i do pomarańczy.
Pani M. zerknęła w lustro i mimo przygaszonych świateł, ujrzała na swoich udach pomarańcze.. a mówiąc dosłownie cellulitis.
Nie żeby wcześniej była ślepa czy coś w tym stylu.
Jednak tego dnia zobaczyła swe uda w całej okazałości, z każdej strony.
A przecież niby taka szczupła, amerykanska...a tu patrzcie państwo!
Dlatego skoro nie udało jej się paść na miejscu, przyrzekła sobie walkę z najeźdźcą!
I walczy, dzielnie...

Sukienkę (mimo wszystko) kupiła.
Na bal poszła.
I jeden wniosek przyszedł jej do głowy, gdy z winogronem w paszczy przyglądała się sali.
Gdy coś jest gratis, ludzie tracą rozum.
A gdy to jest alkohol, tracą też odpowiednią widoczność, przyczepność i... czujność.
Faceci wisieli na innych facetach, zawzięcie przekonujących ich, jakimi to są świetnymi kumplami i że wogleee taka impppra to jezd to.. (tu maślany wzrok dzielnie próbował skupić się na twarzy rozmówcy..bez rezultatu oczywiście)
Ale było fajnie :)

środa, 18 stycznia 2012

wtorek, 17 stycznia 2012

O panu, który potrzebuje siły...

To był maj.. tak... na pewno maj.
Osiedle o pięknej nazwie Wiszące Ogrody.
Miasto na G.
Pani M. i Stworki wieszali właśnie pranie na balkonie.
Tymczasem po schodach z polbruku wdrapywało się na górę kilka osób.
Była wśród nich drobna Blondynka w brązowym dresie, niosąca jakiś ogromny karton.
Następni nowi lokatorzy.

Kilka dni później pani M. poznała mamę Blondynki.
Sympatyczną, pełną energii kobietę, która dzielnie uganiała się za swoim wnukiem.
Tenże wnuk stał się (nieco później) pierwszym, najlepszym przyjacielem Stworka Starszego.
Wracając jednak do Blondynki w brązowym dresie...
Początkowo pani M. wyczuwała od niej ogromny dystans.
Tak jakby przyglądała się wszystkim bardzo ostrożnie i wolno.
Dopiero z czasem zaczęły się lepiej poznawać i coraz bardziej lubić.

Niestety państwo M. nie zagościli zbyt długo na kwiecistym osiedlu.
G. (=Blondynka w brązowym dresie) była wtedy w ciąży.
Rozstawały się ze łzami w oczach.
Na szczęście nowoczesne środki komunikacji pozwalają im na kontakty, mimo odległości...
Ale... to nie to samo...

Przez te  prawie dwa lata rozłąki G. dała się poznać jako oddana przyjaciółka, bezinteresowna i ciepła osoba.
To naprawdę wyjątek.
Zazwyczaj, gdy pani M. żegna się z miastem, musi pożegnać się też z ludźmi, których tam spotkała.
Bo mimo zapewnień, czas osłabia niemal wszystkie kontakty.

Dziewczyna z Wiszących Ogrodów ma tatę.
Jak się można domyślić, patrząc na jego córkę, jest to naprawdę kochany, dobry człowiek.
Niestety bardzo chory..
Potrzebuje siły... jakiejkolwiek.. może to być życzenie mu zdrowia, krótka modlitwa...
Dlatego pani M. bardzo Was prosi: prześlijcie mu dobre fluidy!!!


czwartek, 12 stycznia 2012

Dobre strony szybkiej komunikacji...

Wczoraj.
19:03
Piiikkkk
Piiikkkk
Klik:

Roześlij info gdzie możesz, proszę-trzeba szybko oddać na Franciszkańskiej krew AB lub 0, ale RH-,w banku nie ma nawet jednej jednostki,a czeka dwudniowa dziewczynka.

Pani M.zamarła z informacją migającą na małym monitorze Nokii Jakiejśtam.
Szybka myśl: ona nie, pan M. też nie, więc kto? 
Albo... kto zna najwięcej osób?
Sąsiadka Dżoana.
Klik, prześlij dalej, wysłane...

Pan M. bardzo się przejął, bo on nie jest pewien jaką ma grupę, ale małe szanse na RH-, nawet żadne.
Stworki zmówiły paciorek, by się krew dla Maleńkiej znalazła.
A pani M. dziękowała w duchu technice i dzisiejszym możliwościom, że dają szansę.
Zawsze może znaleźć się dawca, w tempie najszybszym z możliwych.
Wystarczy, że po kliknięciu, pobiegnie do szpitala...

Jakie było zakończenie?
Tego pani M. jeszcze nie wie, ale ma ogromną nadzieję, że się udało!
Trzymajcie kciuki, przesyłajcie dobre myśli!!




DOPISANE
Nie wiadomo co z dziewczynką. Ale podobno ludzi się trochę znalazło na czas :)

wtorek, 10 stycznia 2012

Leniwie niestety...

Śnieg.
Nie w snach, ani marzeniach.
Prawdziwy.
Za oknem.
Nareszcie! Dopiero! W końcu!

Ale pani M. lubi śnieg tylko na Święta.
Po tym czasie z utęsknieniem czeka na wiosnę.
Na ten niesamowity zapach trawy.
Na lżejsze kurtki i ciepło pierwszego, mocniejszego słońca.
Na ludzi, którzy zaczynają ubierać się bardziej kolorowo.

Tymczasem biały puch sprawia, że przeleżałaby sobie pod kocem, z książką w rękach...
Albo...
wybrałaby się do kina, na "Dziewczynę z tatuażem".
Czytaliście "Millenium" Stiega Larssona?
Jeśli nie, jest czego zazdrościć, bo wszystko przed Wami.
A wspomniany film to ekranizacja pierwszej części tej sagi kryminalnej.
Co prawda... powstała już jedna wersja..
Ale jest tak nudna, że nawet takiej fance Lisbeth Salander jaką jest pani M., nie udało się utrzymać powiek w pozycji wzniesionej.
Miejmy nadzieję, że amerykańska wersja choć odrobinę przybliży się do fenomenu książkowego.
Chociaż... to zazwyczaj jest niemożliwe (poza "Wojną polsko-ruską" Masłowskiej, której straszliwy bełkot został ubrany w całkiem niezłe obrazy).

No to... byle do wiosny....

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Podsumowując rok w mieście na Ł...

Słaby dzień.
Od rana niezbyt udany.
Bywa....

Może w takim razie mały bilans....
Kilka dni temu minął rok odkąd państwo M. zamieszkali w mieście na Ł.
Było ciężko...
Szczególnie przez pierwsze pół roku.
Pani M. otwarcie mówi, że nie lubi Ł.
I równie otwarcie, w każdej możliwej rozmowie podkreśla, że ona nie jest stąd i że jest tu na chwilę (mimo, że ta chwila jakaś przydługa).
Jadąc dzisiaj ze szkoły Stworka Starszego sama przed sobą przyznała, że buduje mur.
Z jednej strony jest wszystko co związane z miastem na Ł., z drugiej to, co kocha, czyli miasto na P.
I mimo, że się w nim nie urodziła ZAWSZE powtarza, że pochodzi stamtąd.
Tak czuje.

Jej podejście jest nieco infantylne niestety.
To tak jak małe dziecko zapiera się nóżkami i nie chce wejść do piaskownicy, bo woli inną...
Ale co z tego, że sama zdaje sobie z tego sprawę?

Dziś Ł. jest już oswojona...
Między innymi dlatego, Stworek Starszy tak dzielnie przysposobił się do bycia uczniem.
Ma świetną panią i przyjazną szkołę.
To ważne dla pani M.
Jedno jednak się nie zmieniło...

To NIGDY nie będzie JEJ miasto...

sobota, 7 stycznia 2012

Bez kolędy/Kolędy

Kuchnia na piątym piętrze szumi pomrukiwaniami laptopa.
Klikają przyciski.
Mandarynka nęci swoim zapachem, zmuszając panią M. do przerwy w pisaniu.
Stworki chwilowo zaszyły się w swoim pokoju tworząc bałagan niepowtarzalny krajobraz.

Ich matka, schowana za ekranem, próbuje odgonić swe myśli od lekkich wyrzutów sumienia.
A wszystko przez tytułową kolędę/Kolędę (wielką czy małą literą...)....
Dowiedziała się o niej chyba wczoraj.
I po raz pierwszy w życiu naprawdę nie chce jej przyjąć.
Powodów znalazła kilka:
1. za późno się dowiedziała...
2. chodzi do innego kościoła, przy szkole Stworka,
3. i tak to nie jej mieszkanie, poświęcili je rok temu i jest ok...
4. ostatnim razem ksiądz sprawił, że jej się odechciało (zresztą przedostatnim i przed przedostatnim było identycznie)....

Rozwińmy zatem 4 punkt.
Przez ostatnie 3 lata każdy duchowny odwiedzający ich dom (ten w G. i ten tutaj) wchodził, pomodlił się w tempie ekspresowym i nie zwalniając rytmu wychodził, zabierając białą kopertę ze sobą.
Pani M. była przyzwyczajona do innych spotkań kolędowych.
Zawsze pytano ją i Sister co w szkole, a rodzice opowiadali o swoich troskach i radościach.
Atmosfera oczekiwania na te wizyty była niesamowita, uroczysta.
Tymczasem żaden z przybyłych księży nawet nie zainteresował się dziećmi.
A Stworek młodszy przygotowywał na tę okazję specjalną sukienkę i pokaz tańca.
Zero reakcji, zero.
Tylko ogarnięcie wzrokiem mieszkania i pozostawienie obrazków...

Ale mimo to panią M. gryzie sumienie...
Głupio jej..
I ma nadzieję, że w tej chwili ksiądz już obszedł cała klatkę...
Amen


Uwielbiam... a wiecie kto śpiewa oryginał?




DOPISANE o 18.39
Godzinę temu do drzwi zadzwonił dzwonek.
Stworki zostały uprzedzone o udawanej ciszy w takiej sytuacji.
Dlatego oczywiście.. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
wydał z siebie ten Starszy..
Matka w dresach, rozwianej fryzurze, zatopiona w słowniku MUSIAŁA otworzyć drzwi...
Za nimi ksiądz..
Podziękowała mu, spłonęła buraczą czerwienią i odrzekła:
-My do tego innego kościoła chodzimy.. (miała na myśli inny budynek, ale duchowny chyba zrozumiał, że są innego wyznania, bo wyrozumiale potrząsnął głową....)
Wyrzuty sumienia się nasiliły....

czwartek, 5 stycznia 2012

Reakcja na akcję

Kilka dni temu omiatając mieszkanie w rytmie telewizji śniadaniowej (zupełnie wyjątkowo.. przyrzekam ;) ), do uszu pani M. dotarł nagle interesujący temat,
A że w tego typu programach zdarza się to niezwykle rzadko (najczęściej jest o straszeniu czymś tam lub oprzysłowiowej d.... Maryni) warto było złożyć swoje cztery litery na wygodnej kanapie i wytężyć słuch.
Sprawa dotyczyła niezwykłej inicjatywy, mającej na celu nie wpuszczanie... DZIECI do niektórych lokali...
Dziecko=zwierzę domowe; wyobraźcie sobie te znaki zakazu na których niemowlak i trochę większy brzdąc zostają przekreśleni grubą, czerwoną krechą.
Oczywiście nie trudno było się domyślić, że pomysł wyszedł od osób starszych, singli-samotników lub po prostu wiecznie obrażonych na świat zmanierowanych półgłówków.
I tak występowali sobie oni kolejno opowiadając o tym, jak to na poczcie dziecko oglądało (zbyt natarczywie zapewne i zbyt blisko) jakąś reklamę stojącą; albo o tym, jak to ciężko patrzeć, gdy dziecko podskakuje, śpiewa... oddycha.
Przyznajmy, są sytuacje w których nasze pociechy przesadzają i należy im wtedy uświadomić, że nie są same na świecie.
Ale to tylko dzieci.
Każdy kiedyś był mały i próbował poznawać świat na różne, czasem zbyt hałaśliwe sposoby.
W tym cały urok dzieciństwa.
A rodzic jest od tego, by nie było sytuacji ekstremalnych, jak w kawale o autobusie, gumie na czole i bezstresowym wychowaniu.

Wróćmy jednak na kilka minut do kanapy, wtorkowego poranku i dalszej części programu.
Pokazywano w nim krótkie migawki z sytuacji, w których ktoś zwracał uwagę dziecku, zachowującemu się za głośno lub robiącemu coś nie tak, jak dorosły by chciał.
Pani M. pomyślała wtedy jak łatwo jest zaatakować matkę, która zazwyczaj w tym samym czasie płaci na przykład rachunek, uspokaja niemowlaka w wózku, a do tego stara się powstrzymać starsze dziecko od śpiewania piosenki.
I jak łatwo jest nawrzucać samemu dziecku, które ma nie więcej niż 6 lat i sam fakt, że zwraca się do niego osoba obca, starsza, jest wystarczającym upomnieniem.

Ciekawe jednak dlaczego ci sami ludzie nie potrafią zareagować, gdy przez ścianę ktoś maltretuje dziecko?
Dlaczego sąsiedzi zazwyczaj udają głuchych i ślepych w takich sytuacjach?
Jak to się dzieje, że nikt nic nie mówi, gdy dorosły bije dziecko (bo przecież kiedyś tak wychowywano i dzieci były lepsze... niezły żart, prawda?)
Jeśli  reagować to ZAWSZE, a nie tylko wtedy, gdy celem jest ktoś właściwie bezbronny.

Coś na smutno:

I na bardzo... śmiesznie...




wtorek, 3 stycznia 2012

Leming na włoskich ścieżkach

Państwo M. postanowili spędzić okres międzyświąteczny dość nietypowo (przynajmniej dla nich).
W związku z tym zostawili Stworki u ich ukochanej babci G., a sami załadowali się do samolotu.
I tak 27 grudnia o godzinie 15.00 powitało ich słońce miasta do którego prowadzą wszystkie drogi.
Pachniało wczesną wiosną i bułeczkami (to stały zapach Rzymu-wg pani M.)
Humory dopisywały, tym bardziej, że do hotelu postanowili dojechać komunikacją miejską.
Dzięki wrodzonemu zmysłowi orientacji pan M. bezbłędnie doprowadził wycieczkę na miejsce.

W recepcji niezwykle uśmiechnięty, beżowy pan pobrał dodatkową opłatę za oddychanie i wręczył kluczyk.
Po otwarciu pokoju okazało się, iż "nieco" odbiega on od zdjęcia w necie....
Pani M. nie traciła optymizmu.
Trwało to jednak nie dłużej niż 30 sekund, czyli do momentu rozsunięcia zasłon...
Za oknem ukazał się nieziemski wręcz... burdel....
Okazało się, że widok przedstawiał "podwórko" z dachem pełnym klimatyzacyjnych pudeł i śmieci...
Pan M. wyszedł bez słowa.
Wrócił za kilkanaście minut z nowym kartko-kluczem.

Tym razem zarówno pokój jak i widok były imponujące :)
Okazało się, że dawanie najgorszego pokoju to standard dla Włochów (tak jest napisane w przewodniku) i jeśli ktoś się nie dopomni... jego strata...
Po krótkim odświeżeniu, państwo M. wyruszyli "w miasto".
Już od pierwszych godzin przemierzali wiele kilometrów (wszędzie piechotą, takie było założenie).
Pan M. dzielnie przewodniczył, a jego orientacja w terenie niezmienne wprawiała małżonkę w podziw.
Tempo jakie sobie narzucili już drugiego dnia doprowadziło panią M. do zakwasów..
I kiedy wracali z Watykanu do hotelu była przekonana, że nie dojdzie, że rozłoży się na rzymskich kocich łbach i poczeka.
Udało się jej jednak dotrzeć do łóżka, a następnego ranka dowlec się na śniadanie i zwiedzać dalej.


Jednak nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, nawet we Włoszech.
Jedzenie..
Hmmm.....
Knajpki niestety są tak bardzo nastawione na turystę i ilość jadła, że o jakości czasem zapominają.
O jakości obsługi szczególnie.
Zdarzyło się jednak, że błądząc zapamiętale po mniej znanych kościółkach, nasi "Rzymianie" trafili na małą TRATTORIĘ..
Klimat niesamowity. Mnóstwo stolików, mało miejsca, a kelnerka co chwilę nuciła jakieś piosenki albo całowała wchodzących znajomych.
To dzięki niej każdy klient czuł się jak w domu.
A pizza? Pierwsza klasa!
Aż żal było wychodzić!

Na koniec nie sposób przemilczeć kwestii tytułowego leminga.
W  rodzinie M. to słowo oznacza nie tylko małe, miłe zwierzątko, ale też człowieka, który robi wszystko, jak inni.
Modny jest Czesław, słucha Czesława; wszyscy jeżdżą do Turcji na wakacje, on też itd itd
Gdy państwo M. planowali swój romantyczny wypad, założyli (zupełnie błędnie), że to poza sezonem i Rzym będzie dość pusty.
Oczywiście popełnili błąd.
Ludzie tłumnie gnieździli się na placu św. Piotra, z zapałem przemierzali 531 stopni na kopułę bazyliki (pani M. dotarła tam z jęzorem do pasa) i oglądali miliony identycznych figur sprzed naszej ery (po Muzeach Watykańskich ma się dość sztuki. tyle tam tego!).
Dlatego pan M. był nieco zmęczony i przygnębiony, stwierdzając, że i oni stali się lemingami.
Robią dokładnie to samo, co wszyscy.
Rozchmurzył się dopiero, gdy ostatniego dnia zwiedzali... ZOO (ulubiony obiekt pana M., który jest stałą atrakcją różnych wypadów).

W Sylwestra wracali do domu bez poczucia niedosytu:)

Kilka ujęć Rzymu, oczami pani M.