wtorek, 30 sierpnia 2011

Układanie...

Jak to zwykle bywa w Krainie Czarów wszystko zmienia się z prędkością światła.
Czasem  wystarczy zjeść ciasteczko i urosnąć, po to by innym razem stać się maleńką jak szpilka.

Pani M. nie ma czasu na pisanie, odwiedzanie.. a nawet oglądanie telewizji.
W wolnych chwilach czyta Camillę Lackberg.
Ale tych wolnych chwil mało... póki co...

Poza tym szykuje się jej powrót do korzeni..
Bo praca w firmie na Z. niestety musi się skończyć.
Mimo, że się podoba i że pani M. została doceniona.
Ale jak można pracować znając grafik z tygodniowym wyprzedzeniem (który notabene zmienia się czasem ze dwa razy.. z dnia na dzień...)?
Przy dwójce dzieci i braku babci się nie da.
Opiekunka? Zarobiłaby więcej niż jej pracodawczyni :)

Dlatego trzeba pójść inną drogą..
I niech się wszystko poukłada...
Wszędzie...


czwartek, 11 sierpnia 2011

Powrót...

Dziś rano pani M. wybrała się po chleb, ciasteczka i serki topione.
Szła sobie spokojnie w ten dziwnie... jesienny poranek i wdychała... jesienny zapach (czy to nie absurd w środku lata).
Uderzyła ja woń palonych liści (?!) i nagle przypomniała sobie, jak tą samą drogą szła jakieś 25 lat temu...
Wtedy to było ogromne pole rzepaku z wydeptaną ścieżką. Ścieżka prowadziła do jej babci, a gdyby poszło się nią nieco dalej, dotarłoby się do małej blaszanej budowli, udającej Kościół.
Dziś w miejscu rzepaku jest szkoła, basen, boisko i bloki mieszkalne. Ścieżkę zastąpiono nowoczesnym chodnikiem. A Kościół jest ogromnym gmachem z czerwonej cegły.
Pani M. dzielnie podążała do piekarni i znowu zatęskniła za dziewczynką z warkoczami...

(Jakby się ktoś gubił w tych wiecznie zmieniających się miastach pobytu, to tym razem pani M. jest w mieście na J., ze Stworkami /jupppiiii/. Spędza kilka wolnych dni ze swoimi rodzicami, którzy do tej pory dzielnie zajmowali się wnukami :) )

niedziela, 7 sierpnia 2011

Inna zupa :)

Pani M. wzięła się wczoraj za pichcenie zupy, której nigdy wcześniej nie robiła.
Szukała, czytała ale i tak wyszło zupełnie inaczej niż w przepisach.
Ale....
BARDZO SMACZNIE :)

Zupa serowa według pani M.


Potrzebujesz:
ok litra bulionu (robionego samodzielnie lub z kostki)
200 g serka topionego np. śmietankowego
szklankę śmietany 18%
ok 25 dkg sera cheddar
boczek (może być pakowany próżniowo, ok 100g)
dużą cebulę
łyżkę oleju

Do pieczywka czosnkowego
bułkę "paluch"
3 łyżki masła
3 ząbki czosnku

Do rozgrzanego bulionu wrzucasz serki topione (ja je wcześniej wymieszałam z połową szklanki bulionu i zmiksowałam blenderem, żeby nie było grudek)
Cheddar ścierasz na grubych oczkach i zalewasz śmietaną, by troszkę zmiękł.
Boczek i cebulkę kroisz w kostkę i smażysz bez tłuszczu, a następnie wrzucasz do gotującego się bulionu.
Po ok 15 minutach do zupy dorzucasz rozmoczony ser żółty.
Gotujesz jeszcze ok 10 minut, mieszając.

Paluch kroisz na małe kółeczka.
Masło rozgniatasz widelcem z ząbkami czosnku (oczywiście wyciśniętymi) i smarujesz kółeczka, po czym wkładasz je do piekarnika na ok 8 minut.
Po tym czasie wrzucasz je do talerza z zupą :)

Smacznego!

sobota, 6 sierpnia 2011

Czas płynie...

Dawno, dawno temu w jednym ze szpitali urodziła się maleńka dziewczynka.
Ważyła zaledwie 2900 g.
Podobno była śliczna.
Wszystkie pielęgniarki urządzały pielgrzymki, by ją zobaczyć.
Miała maleńkie czarne włoski i śliczny kolor skóry.
Wyglądała jak Cyganeczka.
Jej mama nie była zbyt zadowolona z tych zachwytów nad łóżeczkiem nowo narodzonej córeczki.
Poza tym myślała, że to przesada, że każdy niemowlak jest śliczny.
(Dziś, patrząc na zdjęcia, stwierdza, że nie miała racji.
To dziecko było rzeczywiście wyjątkowo urocze.)
Bardzo szybko z noworodka wyrosła na dużą i dość pyzatą dziewczynkę, która w zerówce pożerała... kredę. Uwielbiała ten smak do momentu, gdy w szkole zastąpiono kwadratowe kawałki owalnymi.

Dziewczynka była w pewnym sensie nietypowa. Z jednej strony bardzo potrzebowała ludzi, z drugiej zaś, długo nie miała zbyt wielu przyjaciół. Może dlatego, że większą część wakacji wolała przesiadywać w bibliotece. A ferie często spędzała rozwiązując zadania matematyczne. Wszystko to było dla niej przyjemnością.
Z czasem poznała mnóstwo cudownych ludzi, z częścią z nich się zaprzyjaźniła. I chociaż niektóre przyjaźnie nie przetrwały próby czasu i odległości, zawsze pozostaną w jej sercu.
Była szczęściarą, bo dość szybko spotkała również swoją miłość. Taką prawdziwą, mimo, że czasem wystawianą na próby.

W tej właśnie chwili patrzy w lustro i szuka śladów czasu na swojej twarzy. Ale gdy człowiek ogląda własne odbicie każdego dnia, nie jest w stanie ich zauważyć. Dopiero porównując zdjęcia sprzed kilku lat widzi jak bardzo się zmienił. I zaczyna tęsknić za tym uroczym dzieckiem, którym był kiedyś...
A od czasu, gdy na świecie pojawiła się maleńka dziewczynka minęło przecież dokładnie... hmmmm .. minęło wiele lat :)
Wszystkiego najlepszego pani M.!!!

czwartek, 4 sierpnia 2011

O czytaniu, znikających batonikach i własnej restauracji

Pani M. spędza czas na błogim NICNIEROBIENIU. Chociaż to prawie niemożliwe, leży sobie w łóżku z książką i laptopem na kolanach. Zjadła śniadanie, zagryzła batonikiem (a propos.. gdzieś jej zniknęła druga "pałeczka" wafelka WW.. dałaby głowę, że jej nie zjadła... a może?).
Stworki nadal na wakacjach, pan M. już dawno w pracy.
Zza okna dobiegają odgłosy budzącego się osiedla i zapach ciepłego dnia.
Kilka dni temu, w ramach imienin pani M. dostała książkę o  fenomenie Gesslerów.
Połknęła ją właściwie w dwóch ratach. Wczoraj wieczorem część pierwsza, dzisiaj kontynuacja.
Czytało się łatwo i przyjemnie, niczym artykuł z plotkarskich portali. Ale bardzo ciekawy artykuł.
Może pod jego wpływem tak strasznie zachciało jej się jeść.
Te opisy dań, nazwy deserów i kusząco brzmiące komentarze autorki podziałały na wyobraźnię i podrażniły kubki smakowe.
Obraz Magdy Gessler, którą znamy z mediów został tu doprawiony jej życiowymi przygodami.
A jest tego mnóstwo, czasem bardzo słodko, innym razem pikantnie.
W każdym razie bardzo interesująco i mimo wszystko z klasą.

Ale nie miała to być recenzja książki.
Raczej przemyślenia.
Pani M. od dawna marzy o własnej restauracji ( a raczej mini restauracyjce).
Czytając historie rodziny Gesslerów zdała sobie sprawę, że mało wie na temat gotowania (połowa przepisów sprawiłaby jej trudności). Ale jedno musi przyznać.. uwielbia to robić. Nie ważne, że popełnia zapewne karygodne  błędy,  że używa wciąż tych samych przypraw i coraz mniej eksperymentuje. Najważniejsze, że ma to w sercu. Miłość do dawania innym ludziom swoich własnych dań.
I ta cecha łączy ją z tak odległymi mistrzami restauratorstwa. Swoje imperium zbudowali bowiem przede wszystkim na sprawianiu przyjemności klientom. Na przenoszeniu ich w inny świat.. świat w którym rządzą zmysły...

(właściwie nie muszę nawet wspominać, ze w tym momencie po batoniku pozostał jedynie żółty papierek...)

środa, 3 sierpnia 2011

One Lovely...


Bardzo dziękuję Kasi za wytypowanie mnie do tej nagrody.
Zgodnie z jedną z zasad mam napisać 7 rzeczy o sobie...

1. Straszna maruda, pesymistka, czarnowidz. Zawsze boję się, że coś się nie uda.
2. Uwielbiam czytać (ale to już wiecie). Książka to dla mnie pyszny tort oblany czekoladą. Jeśli jest nudna po trzech stronach przestaję ją czytać.
3. Jestem przesadnie punktualna. Potrafię być 30 minut przed czasem, byle się tylko nie spóźnić. A jeśli się przydarzy opóźnienie jestem mokra ze zdenerwowania. Nie lubię, gdy ktoś się spóźnia, bo to oznacza, że nie szanuje mojego czasu.
4. Nie jestem konsekwentna, co oznacza, że nie potrafię sama np. uczyć się angielskiego czy zmusić do ćwiczeń. Muszę mieć nad sobą bat, wtedy zrobię wszystko na 100%.
5. Często uważam, że trawa jest bardziej zielona w ogródku sąsiada. Dotyczy to szczególnie (a może tylko) osiągnięć zawodowych innych osób. Nie oznacza to jednak, że nie jestem zadowolona z własnego życia, bo jestem i to bardzo :)
6. Niepoprawna gaduła. O taaaakkkk. W czasie podróży jestem lepsza niż radio... Tylko tyle, że nie śpiewam, bo niestety fałszuję..
7. Uwielbiam brytyjski akcent. Zazdroszczę każdemu, kto taki posiada. A gdybym miała sama sobie wybrać narodowość, byłaby to oczywiście brytyjska :)

Nie wiem jakie blogi nominować, żeby było 16 i się nie powtarzać. Dlatego odstąpię troszkę od reguł i nagrodę przyznaję:
przyszywanej żonie
DM
IW
Kalina
zaszybkiswiat
Myślnik i kropka
Patricia
Gwiazdeczka
Ula
Magda

Powodzenia!