sobota, 13 grudnia 2014

Kuchnia bez namiaru :)

Pani M. startuje z nowym blogiem, kulinarnym.
Już raz próbowała, ale jakoś jej sie nie chciało, nie wyszło...
Może tym razem :)
zapraszam:

www.kuchniabeznamiaru.blogspot.com

P.S. Czy wiecie jak po angielsku napisac bez namiaru... trackless? trackless kitchen? Chyba nie....

wtorek, 18 listopada 2014

Porodówka...

Własnie oglądam polską wersję "Porodówki"...
Polski szpital.
Polski brak znieczulenia zewnątrzoponowego.
I ten przerażający krzyk pierwszego porodu.
Ten ból rozdzierający.
Przepraszam, ale to takie zwierzęce w tym naszym wydaniu...
Wiem, że nie każda kobieta ma hardcorowy pierwszy raz...
Ja mialam.
Na szczęście czym dalej tym lepiej...

Ale nie o tym...

Porównuję to do angielskiej czy amerykańskiej wersji tego samego serialu dokumentalnego.
Pamiętam gdy moja nieświadoma ogromu bólu siostra, oglądała tę właśnie wersję ( może na szczęście...)
I pamiętam gdy powtarzała moje słowa, moje sprzed 8 wtedy lat... Każdy ból się przeżyje.
No tak...
Przeżyje się na pewno, ale.. Tamte kobiety zaprą się ze trzy raz i jest noworodek.
Tamte kobiety mimo że chca rodzić naturalnie, mają wybór znieczulenie czy jego brak.
I one mogą rodzić po ludzku.
Moja siostra cierpiała tak jak nigdy dotąd.
Nawet bardziej niż ja....

I niech spadną na mnie gromy hejterskie, ale ja gdybym znała ten ból to pierwszy poród miałabym TYLKO ze znieczuleniem.
Drugi był dużo krótszy więc ok.
No a trzeci to życzę każdemu.
Ból jak ból. Ale szybko poszło i sił miałam sporo..

Łzy otarte..

Łzy otarte, idę dalej.
Pomimo i ponieważ.
Wyprostowana i ułagodzona ;)

Wczoraj wpadła do nas ciocia Huragan, udzielając jak zawsze wielu (bez)cennych rad.
Że Kropka za bardzo przyklejona do matki i to wina pani M. Że Starszaki brzydko jedzą i to wina pani M. (Bez obrazy oczywiście). Że kurtka Starszej Siostry ma zły pasek i to wina pani M.
Że Starszy brat nie mówi dziękuję i to wina pani M. Że dzieci siedzą na dole, robią lekcje na dole i z matka gadaja na dole zamiast we własnych pokojach siedzieć samotnie..i to również należy zapisać jako winę pani M. Wszystko oczywiście bez obrazy i w dobrej wierze...
Bo ciocia Huragan wcale nie chce nikogo skrzywdzić. Nigdy przenigdy!
To zwykła, ludzka szczerość.
Nieposkromiona i zakrawająca na bezczelność.. Ale z serca płynaca.
Zennnnnnn wychodzezciala zennnn i krocze po miekkich obłokach zennnn nnn

środa, 12 listopada 2014

Wszystko się rozpada....

Wszystko się rozpada, kolejne karty opadają pod ciężarem.
Nie ma słów.
Nie ma pomysłu.
Jest pustka.
Ogromna i porażająca.
A ja znowu spadam....


I zazdroszczę mu.
Swobody.
Wychodzenia gdzie i kiedy chce.
Przebywania z LUDŹMI.
Rozwijania wszystkich swoich pomysłów.
Porannego prysznica trwającego kilkadziesiąt minut.
Umiejętności odcięcia się od spraw przyziemnych..


Gubię się bardzo.
Nie widzę drogi, żadnego światła.
Siebie nie widzę.
Bo mnie nie ma.
Na moją własną prośbę.
Mój własny, ślepy wybór....

piątek, 7 listopada 2014

O diable lub debilu :)

Poranek.
7:20
Stwory kończą śniadanie.
Pani M. karmi Kropkę eko kaszką.
Stwory podkaszlują, żują, śmieją się.
Nagle Starsza Siostra pyta, albo nawet stwierdza:
-Mamo, a pani mi powiedziała, że diabeł to debil.
-Yyyyyy-i w tym miejscu wszystkie szare komóry pulsują w głowie matki.
No jak nic indoktrynacja naszej kochanej katechetki,
Ale z drugiej strony co racja, to racja..
-No w sumie to taakkkk..
-Ale mamo pani tak powiedziała, że debil i i już. Tak się mówi.
Starszy brat zaśmiewa się pod nosem i czeka na reakcję matki..
-A która pani tak Ci powiedziała?- wydawało się, ze to pytanie retoryczne....
-No pani z angielskiego! I Erwin i Nadia biegali i wołali: "diabeł to debil! diabeł to debil!".
Pani M. parsknęła śmiechem.
-Pani z angielskiego? A może ona mówiła devil?

A właściwie co to za różnica :)

piątek, 31 października 2014

Nasz Halloween

Mam nadzieję, że widzicie zdjęcia?
Jakby co to w kolejności: dynia świnka angry birds, Franklin(naprawdę!), ptaszek Angry Birds;)

piątek, 24 października 2014

Być jak kobieta lekkich obyczajów...

Pani M. często ma dziwaczne tematy w głowie.
Patrzy na świat z trochę krzywej perspektywy..

Ostatnio w telewizji, gazetach, wokół niej przewija się sporo kobiet "ulepszonych".
Sztuczne biusty, usta, pupy, doczepione włosy.
Trochę tego jest.
Na pewno dość sporo, bo taką kobietę spotyka się podczas zwykłego wyjścia na zakupy.
I jeśli jest to osoba marnego potencjału intelektualnego to zrozumiałe (w pewnym sensie...)

Ale często "ulepszają się" osoby są  naprawdę inteligentne, z potencjałem.
I wcale nie chodzi tu o dbanie o siebie.
Absolutnie!
Każda kobieta powinna o siebie dbać, by czuć się dobrze sama ze sobą.
Ale ciężko zrozumieć, gdy ktoś taki jak jedna z czołowych, polskich milionerek wygląda jak lalka (mimo wszystko podstarzała).
Ta konkretna osoba ma tak zwaną głowę na karku.
Jest ambitna, pomysłowa  i nowatorska.
Dlaczego ktoś taki totalnie zmienia twarz operacjami plastycznymi?
Dlaczego świeci dwiema kulkami silikonu?

I tu przechodzimy w końcu do tematu.
Otóż zaczęło się tak jakoś dziać w naszych głowach, że chcemy być podobne do prostytutek..
To takie mocne uproszczenie, ale...
Jak mawiają nasze babcie: facet to TYLKO facet..
I same to powtarzamy, że oni to wzrokowcy, że u nich to działa biologia itp itd...
I to głównie dla nich kręci się "zabarwione" filmy :0
Nie ważne czy są panem Włodkiem spod budki z piwem czy może prezesem świetnej firmy..
Wszyscy działają tak samo.

W odpowiedzi na ich oczywiste "potrzeby" kobiety chcą być wiecznie młode, wiecznie jędrne, z seksownym biustem, ponętnymi ustami...
I zaczynają się zmieniac.
Wcale nie dla siebie, ale głównie dla nich...

To przykre.
I smutne.
A jak bardzo jednostronne?
Kobiety przecież wcale nie zakochują się w muskułach, kształtnych pośladkach czy młodym ciałku...
One zakochują się w ogólnym wrażeniu, w opiekuńczości, w zainteresowaniu, komplementach...

No i tyle w temacie..póki co.


poniedziałek, 20 października 2014

Moje priorytety

Do prasowania czeka spora sterta ubrań...
Nie ma się co dziwić.
Rodzina pięcioosobowa to ciągle pełny kosz na brudną bieliznę i natarczywy brzdękot pralki w tle.
Trzeba by jeszcze poukładać w sypialni parę gadżetów, należących głównie do Kropki...
Pokoje Srarszaków powleczmy kurtyną ciszy....
Do tej pory pani M. wysprzątała jedynie obszar po którym przemieszcza się Kropka..
Wyjścia nie ma, bo Mała M. zdaje się udawać odkurzacz.. zjada wszystko co znajdzie...
Ostatnio prawie pożarła kawałek makaronu na ostro, który przez przypadek wypadł z buzi Starszej Siostry...

W każdym razie jest sporo do zrobienia.
Tymczasem pani M. ma inne plany na popołudnie.
Zamiast nadrabiać prasowalnicze zaległości, postanowiła upiec ze Starszakami muffinki.
Starsza Siostra bardzo ja o to prosiła, więc tak będzie.
Bo momenty, które może spędzić ze swoimi dziećmi są ulotne i niepowtarzalne..
a ogarnięcie spraw bieżących może poczekać..
Dzień, dwa...co to za różnica?
Czynności domowe zdarzają się w kółko, nic w nich nadzwyczajnego...
Są i będą.
A chwile z dziećmi to wyjątkowe, szybko uciekające wspomnienia...

piątek, 17 października 2014

Postępy


Kropka od kilku dni namiętnie raczkuje.
Jest ośmiokilowym, totalnie bezzębnym szczęściem....
I to nie tylko dla mnie ale przede wszystkim dla Starszaków.
Traktują ją jak pluszową maskotkę.
Jak misia którego ciągle ściska się i obślinia całusami.

Tymczasem Starszak Młodszy zwany Starszą Siostrą zakochał się po uszy...
W mądrym chłopczyku.
Mam nadzieję, że tak jej zostanie, że zawsze zawartość głowy będzie u niej najważniejsza.
Poza tym namiętnie czyta.
Zaowocowało to nawet mianem Czytelnika Września i zielonym dyplomem..
Duma....

Starszak Najstarszy czyli Brat po prostu pracuje nad własną ambicją.
A wszystko przez Michała, kolegę z klasy.
Michał przez pierwsze trzy lata swojej edukacji zakwalifikowany przez inne dzieci i ich rodziców jako emocjonalnie pokręcony...
I Brat Najstarszy dołączywszy do klasy miał próbkę jego zachowania.
Skończyło się wtedy na zerwanym łańcuszku.
Michał jest bardzo zamknięty i nie dopuszca nikogo do siebie...
Ale... taka bariera to dla mojego syna to żadna bariera...
Stał się cud.
Michał polubił Brata...
Okazało się, że to ponadprzeciątnie inteligentny ale bardzo rozchwiany emocjonalnie.
Takim bardzo wyraźnym powodem takiego stanu są gry komputerowe z przemocą...
Ale ja nie o tym...
Brat marzy by uczynić człowiieka nieśmiertelnym ( no nie żeby jak voldemort...)
Stwierdził, że trzeba byłoby skrzyżować cechy karalucha i kamienia.
Karalucha bo przetrwa wiele a kamienia bo jest... Nieśmiertelny...
No i właśnie tę teorię podważył Michał mówiąc, że jak może być nieśmietelne coś, co jest martwe...
No w rzeczy samej....
Brat się zasępił ale przyznał rację.
Wróciwszy do domu z miejsca poprzysiągł, że żadnych bajek już oglądać nie będzie.
Tylko kanał Da Vinci Learning, bo tak wiedzą wszystko..

To ja poproszę o więcej takich wiedzowych nagabywaczy ;)

środa, 8 października 2014

Miasto 44

Pani M. Wczoraj obejrzała.
Z pełną uwagą i skupieniem.
Komasę uwielbia.
I to się nie zmieniło.
Ale... No właśnie...
Film jest bardzo nierealny, bajkowy wręcz.
Nowoczesne ujęcia dodają mu uroku chociaż niektórym przeszkadzają.

Gra aktorska naprawdę rewelacyjna.
Cały obraz ogląda się bardzo dobrze.
Tylko brakuje... Historii... Za mało jej w filmie, który bądż co bądż pokazuje historię.

I przekaz...
Dla pani M. Oczywisty ale dla wielu osób może być wręcz bluźnierstwem:
Powstanie 44 nie miało sensu...
Zabiło tylu niewinnych Polaków.
Bez względu na to czy chcieli walczyć czy nie.
I może ktoś powie, zże przecież idea była słuszna...
Co z tego?
Od początku powstańcy nie mieli najmniejszych szans.
Na co liczyli?
Bo chyba nie na Rosjan?
Byli nieprzygotowani, źle uzbrojeni a do swoich szeregów przyjmowali w dużej części po prostu dzieci...
Ech...

Ale, idźcie, obejrzyjcie i podzielcie sie odczuciami..

piątek, 26 września 2014

Jeszcze

Sekunda, dziesięć, trzydzieści... Dwie minuty...trzy....gotowe.
Zdejmuję kaszkę z płyty.
Studzę.
Karmię Fenkuła.
Pranie, sprzątanie, usypianie.
Lekcje dzieci, problemy dzieci, ich uśmiechy..
Codziennie ten sam schemat. Identyczny.
W środku ja.
Trybik w machinie.
Tempy, beznadziejny, niemyślący.
Przesuwam się po tym torze.
Takim samym od lat.

A jeszcze ileś lat temu pełna wizji.
Rozwijająca się.
Pasjonująca.
Jakaś.
Dzieci byłyby dumne z takiej mamy.

Ze mnie nie będą..bo z czego?
Z tego, że je przytulę, że wyprasuję im koszulkę na wF, że porozmawiam?

Inne matki robią to samo a do tego są aktywne.
Mają plan na siebie.
Są potrzebne...

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Lubię...

Nieodwołalnie lubię być mamą.
Mimo sinusoid, które oferują mi moje dzieci.
Mimo, że czasem tracę cierpliwość.
Lubię.
Nieodwołalnie lubię być mamą.

środa, 13 sierpnia 2014

Kiedyś

Kiedyś bardzo lubiła:
Sprzątać. Szczególnie łazienkę.
Okazło się, że nie potrafi. Nie tak jak trzeba.
Dziś zaczyna nienawidzieć sprzątania.
Bo przestaje się lubić to, co robi się źle.

Kiedyś bardzo lubiła:
Rozmawiać. Dużo i o wszystkim.
Okazało się, że mało wie. Za mało.
Jest niedouczona.
Ma to w genach.
Dziś woli pisać bo nikt jej nie słucha.

Kiedyś bardzo lubiła:
Oglądać głupkowate komedie.
Sama nie jest mądra więc to zrozumiałe.
Dziś wstydzi się mówić co ogląda.

Kiedyś bardzo lubiła:
Nosić" rozpuszczone" włosy.
Okazało się, że wygląda w ńich jak w pelerynie.
Dziś nosi je głównie związane.

Kiedyś była inna.
Dziś jest inna także...

piątek, 25 lipca 2014

Pani M. Czuje się złą matką. Czasem. Czesto.
Złą matką dla Starszaków.
Poświęca im dużo mniej czasu bo Fenkuł vel Lupita jest bardzo absorbująca w porach karmienia.
Wieczorami pani M. przytula Starszaki na zapas...
Ale to za mało.
One potrzebują jej także przez cały dzień.
Ale ona sobie nie radzi...
Nie nadąża...
Jedyne co robi to wychodzi z nimi na spacery ale one chciałyby więcej....

Ona też by chciała..
Ale nawet gdy ma chwilę wolną nie ma juz siły na zabawę..

wtorek, 15 lipca 2014

O kobietach, macierzyństwie, życiu....

W powietrzu unosi się zapach kawy.
A może raczej mleka z kawą.
Wiadomości cichutko wydobywają się z białego telewizora.
Na piętrze wszystkie rolety zasłaniają słońce.

W dolnej części mieszkania siedzą one.
Cicho upajają się chwilą.
Szczególnie Pani M. chłonie każdą minutę, sekundę..
Każdy bezzębny uśmiech, pełne miłości spojrzenie ciemnych oczek i  najmniejszy nawet postęp.

Czas zatrzymuje się codziennie rano o tej samej godzinie (5:50 póki co )
Inni domownicy smacznie śpią, przewracając się z boku na bok.
I trudno nie lać lukru, gdy docenia się macierzyństwo.
Dojrzałe, inne niż wcześniej.
Bywają oczywiście momenty, kiedy pani M. chciałaby uciec gdzieś daleko.
Wyspać się, odpocząć, poczytać.
Ale te chwilę przyjdą.
Nawet nie zdąży się obejrzeć, gdy małe ciepłe ciałko przestanie już na niej zasypiać a rano pozostanie tylko zapach kawy z mlekiem i dżwięk wiadomości...

Ostatnio pani M. Przeczytała gdzieś o ciężkiej chorobie jednej z młodych, polskich aktorek.
Zawsze trochę porównywała jej życie do własnego.
Ciągłe przeprowadzki, rezygnacja z własnej drogi zawodowej i trójka dzieci.
Tymczasem ta kobieta podobno walczy o życie.
I nie jest z nią dobrze.
Pani M. Ma nadzieję, że to głupie plotki, że może jest chora, ale da radę.
W jednym z wywiadów powiedziała, że z perspektywy czasu widzi jak wielkim sukcesem są jej dzieci.
Bez względu na otoczenie pukające się w głowę, bo jak to tyle dzieci w dzisiejszych czasach, bo jak to tak za chłopem jeździć...
Bez względu na wszystkich i wszystko...
A największym marzeniem jest życie. Po prostu....

poniedziałek, 14 lipca 2014

żarcik

Przyjeżdża babcia do Jasia i mówi:
-Wnusiu jakiś ty do mnie podobny!
Rozpłakane dziecko biegnie do mamy i mówi
-Mamusiu, mamusiu! A babcia mnie straszy!

piątek, 4 lipca 2014

Ano tak..

Żywot matki polki do potęgi trzeciej bywa przewrotny...
Jakieś dwa miesiące temu potomek M. Pierworodny zaczął obrzucać swą rodzicielkę bezpodstawnymi oskarżeniami. Bo jak to w ogóle możliwe i dlaczego nas to spotkało, że cały rok szkolny nie udało się mu opuścić ani jednego dnia.
Inni to mają super, ekstra i w ogóle, bo sobie choruja, a on to ani razu.
I to na pewno wina matki, że przyjemności wszystkie muszą go omijać...

I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa Stwór najstarszy  dowiedział się jak to " miło" jest w końcu zachorować.
Przydybało go z grubej rury, na bogato. Ospa.
Dostał ją w prezencie od młodszej siostry.
W przeciwieństwie jednak do niej nie jest tylko Biedroniem ( zbieżność nazwisk przypadkowa). Jest raczej wypukłym odpowiednikiem rrozgwieżdżonego nieba...
I wiecie co.?
Nie dalej jak wczoraj przyznał matce rację, że nie istnieje nic gorszego niż bycie chorym i on już nie ma zamiaru. Nigdy! I niech już będzie stuprocentowa frekwencja w przyszlym  roku! A jakże!

Tymczasem Kropka bezpowrotnie utraciła to przezwisko.
Pasowało do niej gdy zamieszkiwała brzuch swojego chodzącego inkubatora.
Teraz jest Bunią/Pipinką/Selenią/lLupitą lub (gdy przeskrobie;)) Bubą;)
Lista jej ksywek właściwie nie ma końca.

Pani M. Z letka nie na czasie, opóźniona w rozwoju i w ogóle taka jakaś rozlazła....

niedziela, 11 maja 2014

Co z tym światem?

Do czego to doszło, że krytykują Polaków za naturalne biusty a wygrywa ktoś taki jak facet udający kobietę..
To wszystko wygląda jak z kabaretu.
Pani M. jest oburzona...
Chociaż nie do końca była zadowolona z pań od masła i innych wodzianek.
Mogły byc bardziej grzeczne :)
Ale prawda jest taka, że nasza piosenka była oryginalna, inna niż te wszystkie flaki z olejem.
Tymczasem wielce "pobożna" Wielka Brytania (nie wierzę, że ona, pani M., krytykyje wyspę.. Świat zwariował!) nie daje nam punktów, wznosząc ręce ku niebu..
No wzór do naśladowania!

Świat oszalał!
Promuje się dziwność, czym większą tym lepszą.
I nawet tak tolerancyjni ludzie jak pani M. nie wytrzymują.
Bo kobietę z brodą widywało się w cyrku, ale faceta z brodą, wystylizowanego na kobietę to nie, jeszcze nie.

A może pani M. jest sto lat za MUrz Afroamerykanami?
Może tak chodza ludzie po ulicach.
Moze za chwilę nie będzie kobiet i mężczyzn tylko takie istoty (ludzkie?kosmiczne?).
I jak je nazwać?
Bo dla pani M. to facet w przebraniu kobiety
Nic innego.
Brak słów!

Najważniejsze że widzowie glosowali.
Nasi tam byli! Wielka Brytania, Irlandia, Norwegia.
Polacy siłą!
Donatan i Cleo super robota!
TO CO NASZE JEST NAJLEPSZE!

Europa dokonała wyboru NATURA vs SZTUCZNOŚĆ


P.S. Przepis na wygraną za rok? Wyślijmy Szpaka, Madoxa albo.. Grodzką....


niedziela, 27 kwietnia 2014

Finka 5

Obudziło mnie kląskanie makolągwy -zamruczała pod nosem pani M. próbując otworzyć jedno oko.
Makolągwa.. tak, na pewno. Zaraz zamknę okno i będzie po niej. Drugie oko leniwie wyłoniło się spod podnoszącej się powieki.
Pani M. wygramoliła się z łóżka i w lekkim półśnie podążyła w stronę okna.
Ręce w górę, hop i.... znowu w dół, bo okna były już zamknięte.
Ta makolągwa musi byc strasznie głośna w takim razie- przeszło przez myśl zaspanej kobiecinie.
A skoro nie da się nic zrobić z tym dziwacznym dźwiękiem, to należy go zignorować.
Zmeczone ciało z głośnym łoskotem spoczęło na łóżku.
Pani M. zasnęła tym dziwnym, minutowym snem, którego się nawet nie czuje.
I przez tę minutę znowu widziała makolagwę kląskającą na drzewie, za oknem.
Zacisnęła mocno powieki.
Próbowała udawac, że nic jej nie przeszkadza, że to muzyka relaksacyjna.
Z marnym jednak skutkiem.
Otworzyla oczy i spojrzała w lewo....
Nasilający się kląsk ptaszyska zaczął przechodzić w ryk..

Jaki ten ptak duży...- zdziwiła się próbując wyostrzyć wzrok- w wikipedii pisali, że to niewielki stwór...
Chwilę później ptaszysko zrobiło się jeszcze większe, rozwarło bezzebny dziób i....
pani M. musiała mu zapodać mleko :) bo "makolągwy" jak wiadomo kląskają z głodu :)
Szczególnie te śpiące w drewnianym więzieniu zwanym łożeczkiem dziecięcym :)


MOZECIE GŁOSOWAC NA PANIA M. TUTAJ

czwartek, 24 kwietnia 2014

She made my day!1

Pani M. już wczoraj odnalazła awizo spoczywające w czeluściach skrzynki na listy.
Domyślała się od kogo może być ta przesyłka.
Nie miała jednak pojęcia,że jej zawartość nieco się różni od zapowiadanej przez nadawczynię...

Cały dzień próbowała uspokoić wrzeszczące niemowlę.
Bezskutecznie.
Pani M. Miała ochotę rzucić się z mostu, balkonu lub innej wysokości, bo bezsilność w walce z bólem maleńkiej Istotki była ponad jej siły...psychiczne.
Echo w lodówce spowodowało jednak, że gdy w końcu Kropka zasnęła, pani M. wcisnęła się w jeansy i koszulę, ukryła za okularami niebotyczne cienie pod oczami i pogalopowała w stronę poczty.
Starszaki nie były z tego zbyt zadowolone.
W związku z wizytą na poczcie, obiecane przez matkę lody, miały się znaleźć w ich zasięgu dopiero kilkanaście minut później
Ale wyjścia nie było, matka chce dziecko musi(oj, żeby to tak było).

Gdy brązowa koperta trafiła w ręce adresata na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Angielska pieczatka (nie, to wcale nie zboczenie czy infantylność pani M.... )
Ten uśmiech bardzo szybko rozprzestrzenił się po całej twarzy bo obok wygranych mydełek w paczce znajdowało się coś jeszcze.
Ulubione (naprawdę!!!)szkockie ciacha i herbatka.
A także, co chyba najbardziej ucieszył panią M., kartka.

Fidrygauko droga!!!!!
Bardzo, bardzo dziękuję za wysiłek, który włożyłaś w skomponowanie tego prezentu!
Za to, że tak pięknie go spersonalizowałaś!
I w ogóle za chęci!!!!!!
To niesamowite, że osoba, która zna mnie tylko z literek, strzępków emocji i zupełnie wirtualnie, dokładnie wiedziała co sprawi mi radość.
Szczególnie dziś, gdy kryzys ścisnął za gardło....i głowę...

czwartek, 17 kwietnia 2014

takie tam...

Kropka rośnie.
Ma za sobą pierwsze szczepienia.
Jest przeurocza.

Pani M. mega zmęczona (szczególnie karmieniem Kropki)
Ale połóg za nią i postanowiła zadbać o siebie.
Tuż po świętach, jeśli Kropka pozwoli, zaczyna ćwiczyc.
Dlas zdrowia i lepszej kondycji.
Bo ciąża choć fajna , zostawia trwałe ślady...
Ale BYŁO WARTO!!!

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

I czy nie i?

Kiedy kuzynka pani M. była tak malutka jak Kropka również miała problemy z jedzeniem.
Kolega jej taty , gdy spotykał kogoś z rodziny, zawsze pytał: "Kasia i czy nie i" (tłum.. Kasia je czy nie je..)

Kropka częściej nie i...
Przebadana została od cudnych stópek po czubek czarnej, lekko łysiejącej czupryny.
Pani M. osiwieje w końcu, to więcej niż pewne.
I choć sili się na odrobinę dobrego humoru, to możecie uwierzyć że resztkami nadwątlonej mocy.

Mleka jakietylko wypróbowane (pod nadzorem sztabu lekarzy w szpitalu).
Kropelki srelki i inne specyfiki również.
A Kropka jak wypycha jęzorem smoczka, tak wypycha.
Brzuszek ją boli to nie zaciągnie, a jak przestaje boleć to śpi jak kamień, nie do obudzenia...

Przy tym wszystkim jest bardzo kochana, nadal uwielbia się tulić i pani M. wciąż czuje do niej olbrzymią, niepojętą wręcz MIŁOŚĆ!!!!

środa, 26 marca 2014

Spadam...

Spadam
Powoli spadam
W korytarze świateł
W pomruki znaczeń
Spadam
Jakby nie było
Całego świata
Jak by nie było nawet mnie (...)


(...)Spadam
Nie czuję ciała
I tylko błagam
O łaskę trwania jeszcze...


poniedziałek, 24 marca 2014

O dziecku..

Pani M. znalazła na blogu Martuski bardzo mądry tekst...
Coś w nim jest.. jakaś prawda...
Jak myślicie?



Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy.Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy.Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy.Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy.Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazaywaliśmy miłość.Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy.Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy.
Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radośćią.

 — Ronald Russell

niedziela, 16 marca 2014

Nie jest dobrze...

Kropka nie je zbyt chętnie...
Mimo że pierwsze tygodnie jadła aż za dużo..
Dziś nie ma ochoty i wczoraj była niezbyt chętna.
Niektórzy twierdzą, że to przez to mieszane karmienie...
Trzeba było od razu zdecydować sié na mieszankę wiedząc o własnych problemach z laktacją...

To niesprawiedliwe...
Niektórzy nie chcą karmić bo nie...
A pani M. walczyła. Przegrała.


Nic się nie chce.
Nic....

sobota, 15 marca 2014

Zero i muzyka..

Zero odnosi się do aktywności pozakropkowych...
Kropka stała się małym centrum wszechświata..
Zajmuje i czas i serce.
Wszystko...
A w tle ukochany od niedawna jamie Woon...

poniedziałek, 10 marca 2014

Mleczny kryzys

Niektórzy nie wierzą, niektórzy się dziwią, inni dają super porady.
Bo jak to możliwe, by mieć za mało pokarmu...
Pewnie za słabo odstawia, nie chce jej się, ogólnie rzecz biorąc co z niej za matka????

Pani M. Nikomu nie życzy problemów z laktacją.
No chyba że nawału, który jej nigdy nie spotkał.
Przy pierwszym dziecku wiedziała, że będzie karmić piersią.
Starszak numer jeden ssał i ssał ale nic mu nie leciało.
Położne przychodziły, dusiły i wyciskały a bar mleczny jak był pusty tak był.
Stwór urodził się głodny i nawet jeśli gdzieś znalazł te 3 krople mleka (choć ich nie było...) to nie przeszkadzały mu one w darciu się w niebogłosy i proszeniu o należne mu żarcie.
W  szpitalu nie dali, bo.... on nie mógł być głodny i trzeba pozwolić naturze działać.
Natura działać nie chciała...
W piątej dobie Stwór był dokarmiany i szczęśliwy.

Tymczasem jego matka zalewała się łzami, ocierając się o depresję poporodową.
Była złą matką.
Laktator ściągał jej po 20 ml z obu piersi...
Stwór potrzebował trzy razy tyle...
Dokarmianie trwało kilka tygodni, ale laktacja mimo dostawania i odciągania wcale nie ruszyła...

Pani M. czuła, że jest niepełnowartościową mamą....
Szczególnie gdy ktoś zadawał jej pytanie: czym karmisz?

Przy Stworze z numerem drugim było podobnie.
Zero pokarmu, ale płaczu o żarełko mniej.
Ten egzemplarz nie przepadał za jedzeniem i tak mu zostało do dziś.
Z laktacją było przez chwilę odrobinę lepiej...
Dzięki herbatce "Bocianek"..
Jak tylko herbatka się skończyła, laktacja umarła śmiercią naturalną.

Pani M. było przykro, ale z powodu problemów z niejedzeniem Stwora Drugiego, nie miała czasu popadać w czarną rozpacz jak za pierwszym razem...

Teraz jest Kropka.
Urodziła się głodna.
Podobnie do brata ssała ile mogła, ale po kilkunastu godzinach zarządziła głośny strajk.
Tym razem położne same ją dokarmiły...
Gdy na sali pojawił się ginekolog badający piersi pokiwał głową nad panią M.
"Z pustego i Salomon nie naleje"
A tymczasem inne mamy zalewały się mlekiem....
Pani M. jednak nie poddawała sie.
Piła herbatki, łykała tabletki i..
Bywały dni gdy Kropka co drugie karmienie najadała sie cyckiem, bez dokarmiania.
Duma, radość, nadzieja...
Ale niestety to były chwile.

Dziś jest kryzys...
Kropka od wczoraj mniej je.
Pani M. z piersi ściąga dawki głodowe. Jak ściągnie to dla Kropki nic nie zostaje, więc i tak butelka...

Łzy jak grochy lecą z oczu pani M.
Bo piersi nie dają rady, bo kropka obniża normy dobowe! bo bo bo...

Pani M. ma taką "urodę" hormonalną..
Jej comiesięczne kobiece dni pojawiają się od zawsze co 2, 3,6 miesięcy...
Przyczyny nie znaleziono.
Jej biust, choć najpokaźniejszy w rodzinie, nie daje rady wykarmić dzieci..
Mimo wsparcia...
I choć łatwo to stwierdzić, dużo trudniej zaakceptować....

I pogodzić się z tym....

piątek, 7 marca 2014

Proza dnia i podziękowania

Kropka uwielbia przytulanie.
A Pani M. uwielbia przytulać.....

Trochę ma wyrzuty sumienia bo Starszaki mają jej mniej..
Bo nawet jak ma chwilę czasu to pada na twarz o 20...
I do następnego karmienia.

Najcudowniejszy jest zapach Maleństwa....
Trzeba korzystać bo one tak szybko rosną...

No dobra.. trochę to bez składu i ładu.. kończyć czas...

............................................

Panią M. spotkała dziś wielka NIESPODZIANKA
Najchętniej zamieściłaby zdjecia, ale to innym razem.
W każdym razie otrzymała dzisiaj prezent od Pimposhki.
A właściwie Kropka otrzymała :)
Przepieknie zapakowany (jak ze sklepu z ładnymi rzeczami) kaputek do chrztu...
Małe cudeńko i to handmade!
DZIĘKUJĘ BARDZO, BARDZO, BARDZO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

.....................................................
A na koniec pani M. poleca (naprawdę odpalcie, warto!)


sobota, 1 marca 2014

Kropka

6 dni temu pojawiła się Kropka
3,5 kilogramowe szczęście

Macierzyństwo po 30stce jest inne.
Od razu kochasz małego obywatela miłością matki do dziecka a nie kobiety do noworodka.

Pani M. w niezłej formie fizycznej.
Psychicznie nieco gorzej.
"Słodkie" nieprzespane noce i sztorm hormonów dają się we znaki.

Ale jest miłość.. Przeogromna....

sobota, 22 lutego 2014

Z frontu...

skurczy brak
Kropka malo ruchliwa wiec pani M. w szpitalu
nudno i smutno
teskni za Stworami, panem M. i domowa toaleta
bardzo

SKURCZE PRZYBYWAJCIE!!!!!!

czwartek, 20 lutego 2014

Finka z kominka numero TRZY- JA

Tym razem pani M. potraktowała Finkę dosłownie..
I bardzo egoistycznie....
...................................................................


ja
kwintesencja sprzeczności
ciepła i zimna
rozsądna i bezmyślna
dobra i zła

niezdecydowanie to moje trzecie imię
zaraz po czekoladzie i świetej ladacznicy
sprawia że nie wiem czego chce
a żaden wybór nie jest dobry
bo ten drugi mógł być lepszy

zbyt często się gubię
miliony razy wpadam w sidła swoich myśli
niepoukładanych
dziwnych jak smak słonych , norweskich cukierków

widzą mnie mocną i silną
a jestem krucha jak pajęczyna
łatwo zrobić mi krzywdę
na długo
sama potrafię skrzywdzić mocno
bez sensu

kocham na zawsze i bezwarunkowo
krzywą miłością
miłością dziecka we mgle

nikt nie potrafi mnie określić
nawet ja sama






środa, 19 lutego 2014

Termin

Dziś wyznaczony termin wyjścia Kropki na świat.
Starszaki od kilku dni próbują namówić ją, by opuściła dotychczasowe lokum.
Stosują wszelkie możliwe metody.
Wczoraj już nawet zaczęli się modlić.
A wcześniej oprócz łagodnych próśb dochodziło nawet do zastraszania "Jeśli dziś nie wyjdziesz to hańba Ci!!!" (cytat zapożyczony od ukochanego króla Juliana z "Pingwinów z Madagaskaru")
Nie zrobiło to jednak wrażenia na lokatorze brzuszka.

Właściwie to nie ma się co dziwić.
Ciepło, przytulnie, żarcie za free :)
A potem będą zadręczać przytulaniem, ściskaniem i ubieraniem w niewygodne rzeczy.

Pani M. tymczasem targana jest sprzecznymi uczuciami.
Z jednej strony juz by chciała, by najmniejszy Stwór był po naszej stronie..
z drugiej panicznie boi się ból\/
Bólu, który sprawia, że na chwilę umierasz, by zmartwychwstać, gdy dziecko jest już na świecie.

sobota, 15 lutego 2014

Wychowanie czy takt (lub jego brak...)?

Każdy człowiek lubi czuć się potrzebny.
Większość z nas lubi, gdy ktoś doceni nasze starania.
Miłe słowo, pochwała, zwykła wdzięczność.
Mimo, że czasem robimy coś z dobrej woli a nie po to, by zbierać podziękowania.

Pani M. uważa, że umiejętność BYCIA WDZIĘCZNYM wynosi się z domu.
Niestety niektórzy ludzie chociaż oczekują takich gestów, sami nie potrafią ich dawać.
Należy załozyć, że nie wynika to z braku dobrej woli, ale raczej z braku wiedzy.
Wiedzy na temat podstaw dobrego wychowania.

Doskonałym przykładem takiej osoby jest Pani Ża... Pani Bukiet z angielskiego sitcomu "Keeping up appearance "


Jeśli ktoś z Was nie miał przyjemności oglądać, polecam, szczególnie w oryginale...
Teksty są niepowtarzalne, a gra aktorska głównej bohaterki po prostu obłędna.
Fantastyczna satyra i szczypta cudownego, brytyjskiego klimatu!
I chociaż to rozrywka nieco niższych lotów, warto czasem je obnizyć...

Ale mowa była o nieumiejętności doceniania innych...
Pani M. ma kilka takich osób, które są mistrzami/mistrzyniami w tej mało chwalebnej sztuce.
Oto przykłady z ostatnich dni/ tygodni.....

Numero Uno...
Z chęci podziękowania, z wdzięczności pani M. ofiarowała komuś buteleczkę perfum.
Kupiona okazyjnie, po naprawdę niskiej cenie.
Ale to nie było istotne.
Istotny był fakt, że obdarowana osoba nie dość, że nie rzuciła podstawowego: Dziękuję! to jeszcze głośno zwątpiła w oryginalność wody i poprzysięgła sprawdzenie tejże w najbliższej perfumerii....

I secudno...
Pani M. lubi i podobno potrafi piec.
Ostatnio utworzyła ciacho bez pieczenia (kilka dni przed spodziewanym rozpakowaniem na nic więcej jej nie stać).
W przypływie dobrego humoru kawałek tego cuda oddała w świat.
Nie liczyła na achy i ochy ale choćby na Dzięki, że o nas pomyślałaś!
Tymczasem jedyny komentarz był taki, że ciasto nie smakowało, bo było za słodkie...
(Czasem szczerość ma w sobie coś z braku taktu, nieprawdaż?)

I tak na koniec, na deserek....
Dawno temu pani M. kupiła Komuś  wazonik.
Z Ikei.
Podarowała z uśmiechem, dumna ze swego pomysłu.
W podziękowaniu usłyszała jenak, że Ktoś ma w domu mnóstwo wazonów...






niedziela, 9 lutego 2014

Dyskryminacja dziewczynek....

Parę miesięcy temu, gdy pani M. mieszkała jeszcze w mieście na Ł. była uczestniczką ciekawej ( i jednocześnie przerażającej) rozmowy.
Dzielnica w której wtedy mieszkała była pełna Hindusów.
W jednej klatce potrafili oni stanowić 50 %mieszkańców.
Pani M. bardzo lubi inne kultury i cieszyła się, że jej dzieci będa miały okazję poznać kolejną.
Jednak inni Polacy wciąż narzekali na intensywne zapachy na klatce schodowej (przyprawy :) i oleje ).
Część z nich odnosiła się z dużą pogardą rezerwą do obcokrajowców i nie było mowy o nawiązaniu jakichkolwiek kontaktów.

Pani M. była chyba jedyną "białą" która bez oporów witała się z "beżowymi" i rozmawiała z nimi.
Tematem rozmów były róznice kulturowe i ciekawostek dotyczących Indii.
Hinduski bardzo chętnie nawiązywały rozmowę, niektóre próbowały nawet uczyć się polskiego.
Większość z nich twierdziła nawet, że wolą mieszkać w Polsce.
U nas jest dużo czyściej i lepiej im się żyje.
Tylko jedna z nich twierdziła, ze w nie widzi przyszłości swojej córki w Polsce, bo... mamy za słaby poziom edukacji...
Ale to inna historia.

Przenieśmy się do jednego z cieplejszych dni kwietnia.
Usiądźmy na ławce między panią M. a Neną.
Nena mieszkała pod panią M.
Jakoś tak się zdarzyło, że zaszła w drugą ciążę mimo iż tego nie planowała.
Miała już 13 letniego syna, który został w Indiach z dziadkami.
Właśnie urodziła kolejnego.
Marzyła o dziewczynce, chociaż....
No właśnie....

Rozmawiały o tym, że siostra pani M. nie chce znać płci dziecka.
Nena też nie chciała...
Stwierdziła, że wynika to z tradycji...
Potem zaczęła opowiadać, że w Indiach nie wolno dowiadywać się płci dziecka.
I powodem nie jest wcale religia, ale masowe aborcje.
Aborcje dziewczynek....

Hindusi preferują chłopców ponieważ to oni dziedziczą nazwisko, to do nich należy obowiązek utrzymywania rodziców i organizowania im pochówku.
Dziewczynka stanowi dla rodziny wiele kosztów.
Zgodnie z tradycja trzeba ją wyposażyć we wszystko co będzie jej potrzebne, gdy wychodzi za mąż.

Około 75 % mieszkańców Indii zamieszkuje wsie.
A tam niestety szerzy się zacofanie i brak wykształcenia.
Pani M. zauważyła, że nawet te, jej zdaniem, wykształcone Hinduski prezentowały poglądy wręcz średniowieczne.
To straszne.. nie do pojęcia...




poniedziałek, 27 stycznia 2014

sobota, 25 stycznia 2014

Plan

Przed nią wielka plama.
Przyszłość...
Niepewność..
Mgła...
Musi ją rozwiać.
Po raz pierwszy podjąć decyzję.
Swoją własną.
Stanąć na własnych nogach.
Zacząć liczyć na siebie.
Spełniać swoje założenia.
Wtedy przyszłość będzie w jej rękach.

To trudne.
Ale kiedyś musi nastąpić ;)
Jest jeszcze spro czasu...


środa, 22 stycznia 2014

O tym, że czasem dobre intencje powodują same kłopoty...


Pani M. od tego leżenia/siedzenia to w końcu odleżyn dostanie albo kompletnie zeświruje...
Za miesiąc zapewne będzie sobie w brodę pluła, że mogła celebrować te chwile, a nie marszczyć się i marudzić.
W każdym razie leżąc sobie wygodnie na kanapie pomyślała, że możnaby auto sprawdzić.
Od piątku stoi biedaczysko i mrozem zarasta.
Pan M. obiecał je jutro trochę doprowadzić do ładu, ale przecież można mu pomóc.

Poza tym pani M. przypomniała sobie, ze benzyna ostatnio na wyczerpaniu była, ale zapomniała skręcić na stację bo... zrobię to jutro...
A że jej małżonek nie lubi, gdy czegoś brakuje stwierdziła, że oszczędzi mu (a przede wszystkim sobie...) ględzenia i narzekania na jej krótkowzroczność.
Jak pomyślała, tak zrobiła.
Na swoje pokaźne już kształty wciągnęła znienawidzone jeansy (8 mscy patrzeć na te same spodnie każdego dnia to już nieco za wiele), zabrała kluczyki i pomarszerowała do windy.
Wyturlała się z niej i głośno sapiąc pokonała kilka schodów w dół do drzwi wyjściowo-wejściowych.
Jej nozdrza zostały czule połechtane temperaturą (-8 póki co), ale na nic nie zważając dobrnęła do granatowego auta.
Nie straszne jej było otwieranie zamarzniętych drzwi!
Ochoczo chwyciła za płyn do odmrażania szyb i z dziecięcą naiwnością spsikała nim okna...
Odpaliła silnik. Dał radę :)
Zabrała się więc za szyby, ale ku jej zdumieniu płyn nie zadziałał.
Psiknęła raz jeszcze, dużo szczerzej.
Nic...
Lód ani drgnął.
Postanowiła ponowić próbę.
I nagle poczuła jak na jej uda wylewa się zimna ciecz..
Okazało się, że niechcący..tak przez przypadek... odkręciła butelkę...
Tłumacza ją jedynie mega grube rękawice (skradzione z szafy pana M.) których używała.

Fakt pozostaje jednak faktem.
Większość płynu znalazła się na jej spodniach oraz siedzeniu kierowcy z którego próbowała się wywlec.

Z lodem walczyła jeszcze 5 minut, ale poniosła sromotna klęskę.
jej granatowy mechaniczny koń nadal stoi skuty grubym lodem...

Przy okazji stwierdziła jeszcze brak płynu do spryskiwaczy...

Jutro szykuje się zły humor. Zły humor pana M.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

O zamiataniu pod dywan itp


Podobno polska służba zdrowia jest bezpłatna...
Podobno każdy pacjent jest taki sam...
Podobno ma być godnie traktowany...

Wszystko to słodka teoria i może 10% pacjentów ma to szczęście, ze trafi na ludzkiego lekarza i pielęgniarkę (pani M. zna kilku :) na szczęście) dla których nie będzie numerkiem w kolejce.

Jeśli jednak nie ma się tyle szczęścia, trzeba pamiętać, że w Polsce dzieli się pacjentów na trzy grupy: POLECONY, OPŁACONY i reszta (celowo z małej litery...).
Pani M. kilkakrotnie była tą resztą (np. w przychodni czy u specjalisty-alergologa...).
Ostatnio zdarzyło się jej pójść do dentysty ze Starszym Starszakiem właśnie nie-prywatnie.
I okazało się, że jedna wizyta=jedna usługa.
Jak przegląd to nie lakierowanie, jak lakierowanie to nie borowanie.
Że boli? Co z tego? Nie ma!

Koleżanka pani M. próbowała zrobić sobie cytologię za free...
Usłyszała, ze niestety rok wcześniej robiła i przysługuje jej raz na dwa (albo nawet trzy?) lata.
A koleżanka ma już III stopień... dwójkę dzieci.. plany....

A nasze podatki to gdzie? Nie dochodzą?
Pani M. tak naprawdę wszędzie chodzi prywatnie.
Nawet poród miała z "własną" położną, za własną kasę.
Dlaczego płaci, skoro nikt jej nie zmusza?
Za lepszą opiekę, za ludzkie traktowanie, za pomoc.
I za to, że gdy potrzebna cesarka to robią i już, a nie ryzykują zdrowiem dzieci i matek.
To smutne, bo oznacza, że przy złych wiatrach (czytaj: nie mamy pieniędzy i nie trafiliśmy na ludzkiego ludzia po drugiej stronie) może nas czekać niewiadomy los.
Siostra pani M. kilka miesięcy temu urodziła dziecko.
Ważyło 4,5kg. Sister bardzo szczupła, średniego wzrostu.
Szanse na poród naturalny bez komplikacji niewielkie.
Opłacenie położnej w Gdańsku od pewnego czasu niemożliwe.
Trzymali ją na patologii 3 dni, bo była już 10 dni po terminie.
Przez te 3 dni miała już porządne skurcze, ale.. Pierworódka, czekamy!
Na co?
Na mega cięzki poród z kobietą nie mającą już siły się przekręcić?
Na to, że gdyby nie położna i jej nacinanie wszystkiego co się dało dziecko po prostu by utknęło???
A kto winny?
No z pewnością nie ginekolog podejmujący decyzję...
Wie pani, tak bywa...
Gdzie? W Afryce?
A może gdyby tak panu zaproponować pewną sumę za wspólny poród?
Może by się coś zmieniło?
Może nie byłoby leżanie na patologii, porodu naturalnego z wielkim ryzykiem i pokaleczonego ciała (i psychiki).
Nóż się w kieszeni otwiera...

A cały ten temat w związku z kolejnym zaniedbaniem, przy porodzie akurat... Pewnie słyszeliście.
Winnych brak.. prokuyratura jak zwykle zamcie wszystko pod dywan..
A kto cierpi?
Pacjent....

sobota, 18 stycznia 2014

O najczęstszych i najbardziej irytujacych stwierdzeniach względem stanu odmiennego...


Number łan..
Z kategorii tych najbardziej bezczelnych i niedyskretnych: " planowane czy wpadka?"
Po pierwsze to ja się pytam jak w małżeństwie można ciążę nazwać wpadką? Po drugie to że pani M. ma na stanie dwójkę szacowanych Starszaków nie oznacza, że trzecie to taki wypadek przy pracy (odbywającej się czasem pod presja wyliczeń z clostylbegytem w ręce..a właściwie w żołądku).
Dlatego " nie wpadka, dziękuję za zainteresowanie".

Number tu....
"A boi się Pani porodu?" po czym następuje długi monolog opowiadający o najbardziej krwawych i koszmarnych porodach, jakie człowiek jest sobie w stanie wyobrazić...
"Czyli, że boi się Pani?"... No po takim intro to bez wątpienia...bardzo....
Ciemność widzę...ciemność!

I następne...
"A chłopczyk czy dziewczynka?".. A co to Cię w mordę jeża obchodzi babo nieznana?

I jeszcze:
"Kiedy w końcu urodzisz?".. Może tak ... zgodnie z terminem? Mam jeszcze czas i niech tak zostanie. Czy to komuś przeszkadza, że trochę mnie z przodu przybyło?

"Jakie macie imiona?"... Pani M. cierpliwie odpowiada, że dla dziewczynki to trudniej, że chce pozostac w delikatnie rosyjskiej konwencji.. i nie zdąży dodać nic więcej, gdy słyszy "A mało to naszych, polskich jest, ze po cudze trzeba sięgać?" A może pani M. się tak podoba, może nie chce kolejnego Jasia czy Zosi mieć na placu zabaw (bez obrazy dla tych imion, są piękne i przy Najstarszym Starszaku były brane pod uwagę..), a może po prostu to JEJ dziecko, wyczekane, wynoszone i ma prawo nadać mu nawet najbardziej oryginalne i nietypowe imię... Może Tradycja????
– Ona nie może się tak nazywać: Tradycja!
– Dlaczego niby?


''To ciężko tak.. w dzisiejszych czasach trójka..." a kiedyś to lepiej było? Kobiety rodziły od czwórki wzwyż i nikt im nie mówił, że będzie ciężko, nie straszył, że się "ugotowały" i że świat się zamknął. A one nie miały tylu udogodnień, ile my teraz. Butelka antykolkowa.. co proszę? Babcia G. butlę po spirytusie dała, nalała mleka prosto od krowy, solidnie posłodziła i buch dziecku do buzi.
Sterylizator do butelek? A co to takiego? Smoczek spadł na ziemię, to oblizała, splunęła i ok.
Nie ma co nawet wspominać o pampersach, gotowych zupkach, matach edukacyjnych i innych cudach na patyku.
Dzieci się wychowały! Ba! Nawet często większa z nich była radość niż dziś z naszych wypieszczonych, wszystkomających nastolatków.
A finanse? Pewnie to problem. Ale znowu odwołanie do babci G, która nie pracowała, czwórkę dzieci miała do wykarmienia i dała radę..

To tylko krótki, subiektywny punkt widzenia pani M.
Jednych denerwuje to samo, inni mają to glębboko w poażaniu.
Ale chyba każda kobieta w stanie odmiennym zostaje bombardowana równie ieytującymi pytaniami, tezami, opowieściami....

środa, 15 stycznia 2014

Mam tak samo jak Ty...


Pani M. zawsze uważała miasto na P. za swoje miasto.
Jego zapach, ulice, ten specyficzny klimacik.
8 lat temu, gdy je opuszczała, marzyła, że wróci.
Za rok. Wróci.
Powrót jednak trochę się opóźnił.
W międzyczasie dane jej było podziwianie kilku norweskich miasteczek.
I choć fiordy to niesamowita sprawa, Skandynawia nie podbiła jej serca (przyczyną nie było zapewne stalowo-szare niebo, egipskie ciemności zimą czy dwutygodniowe, nieustanne opady deszczu).


Gdy na początku grudnia opuszczała Sandnes, w sercu czuła ulgę (dzis jak pomyśli o tamtej decyzji wcale nie jest pewna czy była ona słuszna...).
Wracali do domu.. no może niezupełnie do miasta na P., ale wracali na stare, znane śmieci.
I chociaż miasto Neptuna powitało ich masą uprzejmych ludzi i nowym nabytkiem w postaci młodszego Stwora, nigdy nie stało się ważne ani dla pani M ani dla jej rodziny.
Wtedy wciąż tęskniła za swoim ukochanym miastem na P.

Marzenia czasem się spełniają..
Po kilku latach wreszcie los oddał jej miejsce, które tak kochała.
Oddał, ale na zaledwie 8 miesięcy..
Piękny czas.. wszystko było jak trzeba, gdy nagle zapadł "wyrok".
Za dwa miesiace miała się znowu przeprowadzić...
A najgorsze było to, że wybrano dla nich Łódź.

Pani M. kojarzyła ją z jednego wypadu sylwestrowego.
Czerwona cegła, ponure budynki, jednym słowem dupa blada.
Pierwsze półtora roku było wielka traumą, kopaniem sie z koniem.
Wszystko na nie..
Wtedy powstał ten blog.

Był jak studnia bez dna, wchłaniał wszystkie jej rozterki i smutki.
Solidnie się wtedy pogubiła, każdy sens był bez sensu.
Ale kryzys minął.
Nie pokochała tego miasta, ale poznała kilka cudownych osób, które przywiązały ją do Łodzi.
Zrobiły to mimochodem, zwiewnie i z klasą.
Niezauważalnie, ale trwale.

I wtedy znowu informacja o zmianie miejsca zamieszkania.
Cel: miasto na P.
Reakcja: radość przemieszana ze smutkiem?

To wtedy dotarło do nie że słowa piosenki Niemena już nie mają sensu (w jej przypadku), bo ona juz nie ma swojego miasta..

wtorek, 14 stycznia 2014

Zwykłego dnia rozterki

Czy nie uważacie, że samotność to jedno z najgorszych uczuć...
Szczególnie, gdy otacza nas tłum ludzi a my i tak jesteśmy sami.
Nasze tematy są ważne tylko dla nas.
Nasz świat jest nieistotny poza naszą głową.

Pani M. już to kiedyś pisała, ale czym starsza tym bardziej zgadza się z opinią cioci M., że mimo wszystko jesteśmy zawsze sami...



poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pidżama party...

Uziemiona a raczej "uleżona" pani M. zaczyna się mocno nudzić.
Ncnierobienie wcale nie jest aż tak fajne..
No może jedynie wieczorami, gdy Starszaki zasną i przestają marudzić.
Ale tak dzień cały mieć bana na cokolwiekrobienie to już nie żarty.
Nakaz to jednak nakaz wie i dyskusja nie ma większego sensu...
I byle do lutego...

Kilkanaście minut temu do drzwi na trzecim piętrze ktoś zapukał.
Pani M. w spodniach od piżamy (model: totally unsexy, jedyny mieszczący jej krągłości...) cichutko podkradła się do małej dziurki i przyjrzała nieoczekiwanemu gosciowi.
Zobaczywszy worek z napisem Poczta Polska, przypomniała sobie o wyczekiwanej paczce.
I otworzyła.
Na własne ryzyko...
A właściwie na ryzyko pana, ktory ujrzał jej cudne wdzianko w połączeniu z fryzura ala wściekły kocur....
Nieswojo się poczula, tym bardziej, ze pan powiedział:
"Niech Pani sie nie przejmuje piżamą, nie ma problemu...."



piątek, 10 stycznia 2014

Niektórym ko­bietom nie wys­tar­cza bu­kiet róż, chcą, żeby mężczyz­ni tym różom zmieniali jeszcze wodę.


Temat Finki (klik) z numerem drugim  łatwy nie jest.
Przynajmniej dla pani M., której raczej wystarcza ten symboliczny bukiet.
Z resztą poradzi sobie sama.
A czy tak jej się bardziej podoba czy nie to już inna historia...
Sama się nad odpowiedzią głęboko zastanawia.

Gdy po raz pierwszy przeczytała ten cytat, do głowy przyszła jej pewna koleżanka z czasów studenckich .
Martusia M.
Martusia wbrew pozorom nie była osobą miłą.
Jej jadowite uwagi wprawiały w osłupienie zarówno kobiety jak i mężczyzn.
A że była (jest) inteligentną bestią z bogatym zasobem słów mniej znanych, potrafiła obrazić kogoś z wielkim wyrafinowaniem.
Spokojnie można ją wrzucić do szufladki pod tytułem "Wampir energetyczny".

Nie wiadomo dlaczego się zaprzyjaźniły.
Pewna siebie i ostra Martusia z pełną kompleksów i wiecznie niezdecydowaną panią M.
Ich "przyjaźń" trwała kilka lat.
Zaczęła się kruszyć wraz z końcem studiów.
Całkowite niezrozumienie i ciągła krytyka stylu życia pani M sprawiły, że ochota na jakiekolwiek kontakty wygasła.
Bez żalu ze strony autorki tego bloga...

Mężem Martusi jest B.
Poznali się na studiach, gdy Martusia była jeszcze w innym związku.
B. był zauroczony jej siłą i gotowy na zmienianie wody we wszystkim, co tego potrzebowało.
Ona chciała bulteriera, on był cały pogryziony.
Marzyła o zaręczynach i drogim pierścionku, bardzo proszę, nie ma problemu!
Po ślubie wróciła do rodzinnego miasteczka (łatwiej o pracę z polecenia...mamy) a B. grzecznie za nią.
W zamian dostawał inteligentną żonę i pochwalające uśmiechy.
Czy tak zostało do dziś?
Cięzko powiedzieć.
Na pewno taka rola bardzo mu odpowiadała.
Nie miał z tym żadnego problemu.

Pani M. zastanawia się czasem jak to zrobić, by zamiast cieszyć się bukietem, poprosić o dbanie o jego kondycję.
A przy okazji nie zrobić z mężczyzny pantofla domowego (chociaż pan M. to materiał nieugiety w tej materii i nic nie jest w stanie tego zmienić) bo w końcu facet to facet.
Zadanie to jest trudne dla osoby, które nie ciepi dominować i panicznie boi się podejmowania kluczowych decyzji...
Ale z drugiej strony dobrze dobrane proporcje-oczekuję od kogoś i sama daję- to bardzo zdrowa sytuacja dla obu stron.


Jeszcze tak na koniec tego dziwacznego monologu musicie dowiedzieć się o jednej, istotnej sprawie.
Pani M. nie przepada za kwiatowymi prezentami.
I to wcale nie dlatego, że nie lubi o nie dbać.
Ona po prostu nie widzi sensu otrzymywania czegoś, co przetrwa kilka dni i zwiędnie.

A w takim razie ten mężczyzna za długo im wody nie pozmienia...



czwartek, 9 stycznia 2014

Próżność

"Starość to obrzydliwy deser podany podany po doskonałym posiłku...."

Pani M. nigdy się nie spodziewała po sobie takiej cechy. 
Próżność to przecież przypadłość osób zapatrzonych w siebie...narcystycznych.
Może i ona taka jest?

Pani M. ma trzy lata młodszą siostrę.
Kocha ją bardzo.
Sister to typ sportowca-amatora.
Ćwiczy, biega, odżywia się zdrowo.
W przeciwieństwie do starszej siostry, która ćwiczy tylko w porywach nastroju.
Wczoraj były razem w sklepie.
Znajoma pani M. rzuciła bardzo wyrafinowany 'komplement".
Stwierdziła, że pani M. wygląda jak mama swojej siostry....
Przykre...bardzo przykre.
Tym bardziej, że trójka w cyfrze urodzin pani M. zagościła dopiero 4 lata temu....

I tak oto serce naszej bohaterki skutecznie zatruły te słowa.
Czuje się źle...
Tym bardziej, że nie należy do kobiet zaniedbanych, nawet w ciąży....


sobota, 4 stycznia 2014

Połaskotać własne ego?


Wszyscy robią postanowienia noworoczne.
Pani M. też kiedyś robiła i były to tak trywialne sprawy jak: nie jem słodyczy, schudnę Xkg itp...
Z czasem jakoś tak nic sobie nie obiecywała.
Straciła cele...

Ale dziś przyszło jej do głowy, ze można by stworzyć coś w rodzaju chciejstw na rok 2014...
Mało tego, te chciejstwa powinny byc jak najbardziej egoistyczne....

1. Znaleźć czas dla siebie mimo gromadki wrzeszczącej i robiącej oczy kota ze Shreka.
2. Przeczytać ciekawe książki.
3. Spotykać się z koleżankami bez wyrzutów sumienia (bo pan M. zmęczony i głupio go zostawić w domu z gromadką....)
4. Sprawić by inni doceniali moją pracę kury domowej (to tez praca, chwilami cięższa od tej poza domem.. a nikt jej nie widzi)
5. Zadbać o siebie (porządne jedzenie, gimnastyka, odświeżenie garderoby),
6. Mniej narzekać i przestać panikować.

Oj... sporo tego...
I bardzo to skupione na niej.. tylko na niej...
Ale czasem taka doza egoizmu jest potrzebna.
A pani M. bezwzględnie jej potrzebuje...