środa, 9 marca 2011

O kocie i pewnej dziewczynie

Była sobie dziewczyna o typowej, włoskiej urodzie. Ciemna cera, duże oczy i piękne, kręcone włosy. Właśnie wprowadziła się do dwupokojowego mieszkania, które dostała od rodziców. Gdy któregoś dnia otwierała drzwi swojego domu, zobaczyła kogoś, kto siedział na schodach piętro wyżej. Ten ktoś był kobietą. Miał włosy związane w kucyk i ze zniecierpliwieniem spoglądał na zegarek.
-Cześć! Czekasz na kogoś?-zagadnęła wesoło "Włoszka"
-Cześć! Czekam na chłopaka. On tu mieszka. Miał być jakieś pół godziny temu, ale chyba coś go zatrzymało na uczelni. -odpowiedziała grzecznie (i jak zwykle wyczerpująco) siedząca na schodach. Następnie wstała,  uśmiechnęła się przyjaźnie i przedstawiła:
-Jestem K.
-A ja jestem X.
I tak oto pani M. (będąca jeszcze panią O.)poznała fantastyczną dziewczynę o typowej, włoskiej urodzie...

Z czasem dostrzegła jak bardzo jest samotna i smutna... Mimo inteligencji, urody i naprawdę wielkiego serca.
X. była nauczycielką. Nie miała chłopaka, a o ostatnim wyrażała się per: Nieboszcz... Bardzo ją zranił. Wspominała o nim dość często. Może nawet zbyt często...

Ale nie o tym miało być... Historia powinna bowiem opowiadać o kocie panny X.
Pani M. nie pamięta skąd się wziął u X. Czarna kocica w mgnieniu oka stała się jednak oczkiem w głowie swej pani. Była traktowana jak ukochane dziecko. Z czasem dostała pół pokoju, który wyposażono w drążek z wysepkami do skoków i inne, tego typu, zabawki dla kota.
Silna więź tych dwóch istot wzmocniła się, gdy X straciła dziecko. Przypadkowe, ale kochane od momentu poczęcia...
Potem drogi pani M. i dziewczyny o typowej, włoskiej urodzie rozeszły się...
Ale po kilku latach skrzyżowały ponownie. Spotkały się w tym samym mieszkaniu na trzecim piętrze. Pukając do drzwi pani M.nie spodziewała się, że zastanie za nimi zupełnie inną kobietę. Spełnioną, szczęśliwą i.. co najważniejsze.. kochaną.

A kot? Musiał oddać to swoje pół pokoju... dziecięcym puzzlom z pianki i kartonom z zabawkami. A sam wylądował gdzieś na szafie, wciskając się między pudła i... własne gadżety..
Ale mimo to wyglądał na zadowolonego!

Jaki z tego morał? Nie mam pojęcia!

6 komentarzy:

  1. Świetny tekst!!No i bardzo optymistyczne zakończenie choć kto wie na ile dla kota hehe:)
    Pozdrawiam goraco

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia jest budująca i to wystarczy za morał :)
    A kota pozdrawiamy!
    Ja, piesio i kocio! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój kot wręcz uwielbia swoje miejsce na szafie :)) i w szafie też :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super historia! A i kot zapewne nie jest niezadowolony, z maluchem ma więcej rozrywek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no coz kot jak to kot i tak chodzi swoimi droga[mi.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli pozostawisz swoją myśl, będzie mi bardzo miło :)