poniedziałek, 27 stycznia 2014

sobota, 25 stycznia 2014

Plan

Przed nią wielka plama.
Przyszłość...
Niepewność..
Mgła...
Musi ją rozwiać.
Po raz pierwszy podjąć decyzję.
Swoją własną.
Stanąć na własnych nogach.
Zacząć liczyć na siebie.
Spełniać swoje założenia.
Wtedy przyszłość będzie w jej rękach.

To trudne.
Ale kiedyś musi nastąpić ;)
Jest jeszcze spro czasu...


środa, 22 stycznia 2014

O tym, że czasem dobre intencje powodują same kłopoty...


Pani M. od tego leżenia/siedzenia to w końcu odleżyn dostanie albo kompletnie zeświruje...
Za miesiąc zapewne będzie sobie w brodę pluła, że mogła celebrować te chwile, a nie marszczyć się i marudzić.
W każdym razie leżąc sobie wygodnie na kanapie pomyślała, że możnaby auto sprawdzić.
Od piątku stoi biedaczysko i mrozem zarasta.
Pan M. obiecał je jutro trochę doprowadzić do ładu, ale przecież można mu pomóc.

Poza tym pani M. przypomniała sobie, ze benzyna ostatnio na wyczerpaniu była, ale zapomniała skręcić na stację bo... zrobię to jutro...
A że jej małżonek nie lubi, gdy czegoś brakuje stwierdziła, że oszczędzi mu (a przede wszystkim sobie...) ględzenia i narzekania na jej krótkowzroczność.
Jak pomyślała, tak zrobiła.
Na swoje pokaźne już kształty wciągnęła znienawidzone jeansy (8 mscy patrzeć na te same spodnie każdego dnia to już nieco za wiele), zabrała kluczyki i pomarszerowała do windy.
Wyturlała się z niej i głośno sapiąc pokonała kilka schodów w dół do drzwi wyjściowo-wejściowych.
Jej nozdrza zostały czule połechtane temperaturą (-8 póki co), ale na nic nie zważając dobrnęła do granatowego auta.
Nie straszne jej było otwieranie zamarzniętych drzwi!
Ochoczo chwyciła za płyn do odmrażania szyb i z dziecięcą naiwnością spsikała nim okna...
Odpaliła silnik. Dał radę :)
Zabrała się więc za szyby, ale ku jej zdumieniu płyn nie zadziałał.
Psiknęła raz jeszcze, dużo szczerzej.
Nic...
Lód ani drgnął.
Postanowiła ponowić próbę.
I nagle poczuła jak na jej uda wylewa się zimna ciecz..
Okazało się, że niechcący..tak przez przypadek... odkręciła butelkę...
Tłumacza ją jedynie mega grube rękawice (skradzione z szafy pana M.) których używała.

Fakt pozostaje jednak faktem.
Większość płynu znalazła się na jej spodniach oraz siedzeniu kierowcy z którego próbowała się wywlec.

Z lodem walczyła jeszcze 5 minut, ale poniosła sromotna klęskę.
jej granatowy mechaniczny koń nadal stoi skuty grubym lodem...

Przy okazji stwierdziła jeszcze brak płynu do spryskiwaczy...

Jutro szykuje się zły humor. Zły humor pana M.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

O zamiataniu pod dywan itp


Podobno polska służba zdrowia jest bezpłatna...
Podobno każdy pacjent jest taki sam...
Podobno ma być godnie traktowany...

Wszystko to słodka teoria i może 10% pacjentów ma to szczęście, ze trafi na ludzkiego lekarza i pielęgniarkę (pani M. zna kilku :) na szczęście) dla których nie będzie numerkiem w kolejce.

Jeśli jednak nie ma się tyle szczęścia, trzeba pamiętać, że w Polsce dzieli się pacjentów na trzy grupy: POLECONY, OPŁACONY i reszta (celowo z małej litery...).
Pani M. kilkakrotnie była tą resztą (np. w przychodni czy u specjalisty-alergologa...).
Ostatnio zdarzyło się jej pójść do dentysty ze Starszym Starszakiem właśnie nie-prywatnie.
I okazało się, że jedna wizyta=jedna usługa.
Jak przegląd to nie lakierowanie, jak lakierowanie to nie borowanie.
Że boli? Co z tego? Nie ma!

Koleżanka pani M. próbowała zrobić sobie cytologię za free...
Usłyszała, ze niestety rok wcześniej robiła i przysługuje jej raz na dwa (albo nawet trzy?) lata.
A koleżanka ma już III stopień... dwójkę dzieci.. plany....

A nasze podatki to gdzie? Nie dochodzą?
Pani M. tak naprawdę wszędzie chodzi prywatnie.
Nawet poród miała z "własną" położną, za własną kasę.
Dlaczego płaci, skoro nikt jej nie zmusza?
Za lepszą opiekę, za ludzkie traktowanie, za pomoc.
I za to, że gdy potrzebna cesarka to robią i już, a nie ryzykują zdrowiem dzieci i matek.
To smutne, bo oznacza, że przy złych wiatrach (czytaj: nie mamy pieniędzy i nie trafiliśmy na ludzkiego ludzia po drugiej stronie) może nas czekać niewiadomy los.
Siostra pani M. kilka miesięcy temu urodziła dziecko.
Ważyło 4,5kg. Sister bardzo szczupła, średniego wzrostu.
Szanse na poród naturalny bez komplikacji niewielkie.
Opłacenie położnej w Gdańsku od pewnego czasu niemożliwe.
Trzymali ją na patologii 3 dni, bo była już 10 dni po terminie.
Przez te 3 dni miała już porządne skurcze, ale.. Pierworódka, czekamy!
Na co?
Na mega cięzki poród z kobietą nie mającą już siły się przekręcić?
Na to, że gdyby nie położna i jej nacinanie wszystkiego co się dało dziecko po prostu by utknęło???
A kto winny?
No z pewnością nie ginekolog podejmujący decyzję...
Wie pani, tak bywa...
Gdzie? W Afryce?
A może gdyby tak panu zaproponować pewną sumę za wspólny poród?
Może by się coś zmieniło?
Może nie byłoby leżanie na patologii, porodu naturalnego z wielkim ryzykiem i pokaleczonego ciała (i psychiki).
Nóż się w kieszeni otwiera...

A cały ten temat w związku z kolejnym zaniedbaniem, przy porodzie akurat... Pewnie słyszeliście.
Winnych brak.. prokuyratura jak zwykle zamcie wszystko pod dywan..
A kto cierpi?
Pacjent....

sobota, 18 stycznia 2014

O najczęstszych i najbardziej irytujacych stwierdzeniach względem stanu odmiennego...


Number łan..
Z kategorii tych najbardziej bezczelnych i niedyskretnych: " planowane czy wpadka?"
Po pierwsze to ja się pytam jak w małżeństwie można ciążę nazwać wpadką? Po drugie to że pani M. ma na stanie dwójkę szacowanych Starszaków nie oznacza, że trzecie to taki wypadek przy pracy (odbywającej się czasem pod presja wyliczeń z clostylbegytem w ręce..a właściwie w żołądku).
Dlatego " nie wpadka, dziękuję za zainteresowanie".

Number tu....
"A boi się Pani porodu?" po czym następuje długi monolog opowiadający o najbardziej krwawych i koszmarnych porodach, jakie człowiek jest sobie w stanie wyobrazić...
"Czyli, że boi się Pani?"... No po takim intro to bez wątpienia...bardzo....
Ciemność widzę...ciemność!

I następne...
"A chłopczyk czy dziewczynka?".. A co to Cię w mordę jeża obchodzi babo nieznana?

I jeszcze:
"Kiedy w końcu urodzisz?".. Może tak ... zgodnie z terminem? Mam jeszcze czas i niech tak zostanie. Czy to komuś przeszkadza, że trochę mnie z przodu przybyło?

"Jakie macie imiona?"... Pani M. cierpliwie odpowiada, że dla dziewczynki to trudniej, że chce pozostac w delikatnie rosyjskiej konwencji.. i nie zdąży dodać nic więcej, gdy słyszy "A mało to naszych, polskich jest, ze po cudze trzeba sięgać?" A może pani M. się tak podoba, może nie chce kolejnego Jasia czy Zosi mieć na placu zabaw (bez obrazy dla tych imion, są piękne i przy Najstarszym Starszaku były brane pod uwagę..), a może po prostu to JEJ dziecko, wyczekane, wynoszone i ma prawo nadać mu nawet najbardziej oryginalne i nietypowe imię... Może Tradycja????
– Ona nie może się tak nazywać: Tradycja!
– Dlaczego niby?


''To ciężko tak.. w dzisiejszych czasach trójka..." a kiedyś to lepiej było? Kobiety rodziły od czwórki wzwyż i nikt im nie mówił, że będzie ciężko, nie straszył, że się "ugotowały" i że świat się zamknął. A one nie miały tylu udogodnień, ile my teraz. Butelka antykolkowa.. co proszę? Babcia G. butlę po spirytusie dała, nalała mleka prosto od krowy, solidnie posłodziła i buch dziecku do buzi.
Sterylizator do butelek? A co to takiego? Smoczek spadł na ziemię, to oblizała, splunęła i ok.
Nie ma co nawet wspominać o pampersach, gotowych zupkach, matach edukacyjnych i innych cudach na patyku.
Dzieci się wychowały! Ba! Nawet często większa z nich była radość niż dziś z naszych wypieszczonych, wszystkomających nastolatków.
A finanse? Pewnie to problem. Ale znowu odwołanie do babci G, która nie pracowała, czwórkę dzieci miała do wykarmienia i dała radę..

To tylko krótki, subiektywny punkt widzenia pani M.
Jednych denerwuje to samo, inni mają to glębboko w poażaniu.
Ale chyba każda kobieta w stanie odmiennym zostaje bombardowana równie ieytującymi pytaniami, tezami, opowieściami....

środa, 15 stycznia 2014

Mam tak samo jak Ty...


Pani M. zawsze uważała miasto na P. za swoje miasto.
Jego zapach, ulice, ten specyficzny klimacik.
8 lat temu, gdy je opuszczała, marzyła, że wróci.
Za rok. Wróci.
Powrót jednak trochę się opóźnił.
W międzyczasie dane jej było podziwianie kilku norweskich miasteczek.
I choć fiordy to niesamowita sprawa, Skandynawia nie podbiła jej serca (przyczyną nie było zapewne stalowo-szare niebo, egipskie ciemności zimą czy dwutygodniowe, nieustanne opady deszczu).


Gdy na początku grudnia opuszczała Sandnes, w sercu czuła ulgę (dzis jak pomyśli o tamtej decyzji wcale nie jest pewna czy była ona słuszna...).
Wracali do domu.. no może niezupełnie do miasta na P., ale wracali na stare, znane śmieci.
I chociaż miasto Neptuna powitało ich masą uprzejmych ludzi i nowym nabytkiem w postaci młodszego Stwora, nigdy nie stało się ważne ani dla pani M ani dla jej rodziny.
Wtedy wciąż tęskniła za swoim ukochanym miastem na P.

Marzenia czasem się spełniają..
Po kilku latach wreszcie los oddał jej miejsce, które tak kochała.
Oddał, ale na zaledwie 8 miesięcy..
Piękny czas.. wszystko było jak trzeba, gdy nagle zapadł "wyrok".
Za dwa miesiace miała się znowu przeprowadzić...
A najgorsze było to, że wybrano dla nich Łódź.

Pani M. kojarzyła ją z jednego wypadu sylwestrowego.
Czerwona cegła, ponure budynki, jednym słowem dupa blada.
Pierwsze półtora roku było wielka traumą, kopaniem sie z koniem.
Wszystko na nie..
Wtedy powstał ten blog.

Był jak studnia bez dna, wchłaniał wszystkie jej rozterki i smutki.
Solidnie się wtedy pogubiła, każdy sens był bez sensu.
Ale kryzys minął.
Nie pokochała tego miasta, ale poznała kilka cudownych osób, które przywiązały ją do Łodzi.
Zrobiły to mimochodem, zwiewnie i z klasą.
Niezauważalnie, ale trwale.

I wtedy znowu informacja o zmianie miejsca zamieszkania.
Cel: miasto na P.
Reakcja: radość przemieszana ze smutkiem?

To wtedy dotarło do nie że słowa piosenki Niemena już nie mają sensu (w jej przypadku), bo ona juz nie ma swojego miasta..

wtorek, 14 stycznia 2014

Zwykłego dnia rozterki

Czy nie uważacie, że samotność to jedno z najgorszych uczuć...
Szczególnie, gdy otacza nas tłum ludzi a my i tak jesteśmy sami.
Nasze tematy są ważne tylko dla nas.
Nasz świat jest nieistotny poza naszą głową.

Pani M. już to kiedyś pisała, ale czym starsza tym bardziej zgadza się z opinią cioci M., że mimo wszystko jesteśmy zawsze sami...



poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pidżama party...

Uziemiona a raczej "uleżona" pani M. zaczyna się mocno nudzić.
Ncnierobienie wcale nie jest aż tak fajne..
No może jedynie wieczorami, gdy Starszaki zasną i przestają marudzić.
Ale tak dzień cały mieć bana na cokolwiekrobienie to już nie żarty.
Nakaz to jednak nakaz wie i dyskusja nie ma większego sensu...
I byle do lutego...

Kilkanaście minut temu do drzwi na trzecim piętrze ktoś zapukał.
Pani M. w spodniach od piżamy (model: totally unsexy, jedyny mieszczący jej krągłości...) cichutko podkradła się do małej dziurki i przyjrzała nieoczekiwanemu gosciowi.
Zobaczywszy worek z napisem Poczta Polska, przypomniała sobie o wyczekiwanej paczce.
I otworzyła.
Na własne ryzyko...
A właściwie na ryzyko pana, ktory ujrzał jej cudne wdzianko w połączeniu z fryzura ala wściekły kocur....
Nieswojo się poczula, tym bardziej, ze pan powiedział:
"Niech Pani sie nie przejmuje piżamą, nie ma problemu...."



piątek, 10 stycznia 2014

Niektórym ko­bietom nie wys­tar­cza bu­kiet róż, chcą, żeby mężczyz­ni tym różom zmieniali jeszcze wodę.


Temat Finki (klik) z numerem drugim  łatwy nie jest.
Przynajmniej dla pani M., której raczej wystarcza ten symboliczny bukiet.
Z resztą poradzi sobie sama.
A czy tak jej się bardziej podoba czy nie to już inna historia...
Sama się nad odpowiedzią głęboko zastanawia.

Gdy po raz pierwszy przeczytała ten cytat, do głowy przyszła jej pewna koleżanka z czasów studenckich .
Martusia M.
Martusia wbrew pozorom nie była osobą miłą.
Jej jadowite uwagi wprawiały w osłupienie zarówno kobiety jak i mężczyzn.
A że była (jest) inteligentną bestią z bogatym zasobem słów mniej znanych, potrafiła obrazić kogoś z wielkim wyrafinowaniem.
Spokojnie można ją wrzucić do szufladki pod tytułem "Wampir energetyczny".

Nie wiadomo dlaczego się zaprzyjaźniły.
Pewna siebie i ostra Martusia z pełną kompleksów i wiecznie niezdecydowaną panią M.
Ich "przyjaźń" trwała kilka lat.
Zaczęła się kruszyć wraz z końcem studiów.
Całkowite niezrozumienie i ciągła krytyka stylu życia pani M sprawiły, że ochota na jakiekolwiek kontakty wygasła.
Bez żalu ze strony autorki tego bloga...

Mężem Martusi jest B.
Poznali się na studiach, gdy Martusia była jeszcze w innym związku.
B. był zauroczony jej siłą i gotowy na zmienianie wody we wszystkim, co tego potrzebowało.
Ona chciała bulteriera, on był cały pogryziony.
Marzyła o zaręczynach i drogim pierścionku, bardzo proszę, nie ma problemu!
Po ślubie wróciła do rodzinnego miasteczka (łatwiej o pracę z polecenia...mamy) a B. grzecznie za nią.
W zamian dostawał inteligentną żonę i pochwalające uśmiechy.
Czy tak zostało do dziś?
Cięzko powiedzieć.
Na pewno taka rola bardzo mu odpowiadała.
Nie miał z tym żadnego problemu.

Pani M. zastanawia się czasem jak to zrobić, by zamiast cieszyć się bukietem, poprosić o dbanie o jego kondycję.
A przy okazji nie zrobić z mężczyzny pantofla domowego (chociaż pan M. to materiał nieugiety w tej materii i nic nie jest w stanie tego zmienić) bo w końcu facet to facet.
Zadanie to jest trudne dla osoby, które nie ciepi dominować i panicznie boi się podejmowania kluczowych decyzji...
Ale z drugiej strony dobrze dobrane proporcje-oczekuję od kogoś i sama daję- to bardzo zdrowa sytuacja dla obu stron.


Jeszcze tak na koniec tego dziwacznego monologu musicie dowiedzieć się o jednej, istotnej sprawie.
Pani M. nie przepada za kwiatowymi prezentami.
I to wcale nie dlatego, że nie lubi o nie dbać.
Ona po prostu nie widzi sensu otrzymywania czegoś, co przetrwa kilka dni i zwiędnie.

A w takim razie ten mężczyzna za długo im wody nie pozmienia...



czwartek, 9 stycznia 2014

Próżność

"Starość to obrzydliwy deser podany podany po doskonałym posiłku...."

Pani M. nigdy się nie spodziewała po sobie takiej cechy. 
Próżność to przecież przypadłość osób zapatrzonych w siebie...narcystycznych.
Może i ona taka jest?

Pani M. ma trzy lata młodszą siostrę.
Kocha ją bardzo.
Sister to typ sportowca-amatora.
Ćwiczy, biega, odżywia się zdrowo.
W przeciwieństwie do starszej siostry, która ćwiczy tylko w porywach nastroju.
Wczoraj były razem w sklepie.
Znajoma pani M. rzuciła bardzo wyrafinowany 'komplement".
Stwierdziła, że pani M. wygląda jak mama swojej siostry....
Przykre...bardzo przykre.
Tym bardziej, że trójka w cyfrze urodzin pani M. zagościła dopiero 4 lata temu....

I tak oto serce naszej bohaterki skutecznie zatruły te słowa.
Czuje się źle...
Tym bardziej, że nie należy do kobiet zaniedbanych, nawet w ciąży....


sobota, 4 stycznia 2014

Połaskotać własne ego?


Wszyscy robią postanowienia noworoczne.
Pani M. też kiedyś robiła i były to tak trywialne sprawy jak: nie jem słodyczy, schudnę Xkg itp...
Z czasem jakoś tak nic sobie nie obiecywała.
Straciła cele...

Ale dziś przyszło jej do głowy, ze można by stworzyć coś w rodzaju chciejstw na rok 2014...
Mało tego, te chciejstwa powinny byc jak najbardziej egoistyczne....

1. Znaleźć czas dla siebie mimo gromadki wrzeszczącej i robiącej oczy kota ze Shreka.
2. Przeczytać ciekawe książki.
3. Spotykać się z koleżankami bez wyrzutów sumienia (bo pan M. zmęczony i głupio go zostawić w domu z gromadką....)
4. Sprawić by inni doceniali moją pracę kury domowej (to tez praca, chwilami cięższa od tej poza domem.. a nikt jej nie widzi)
5. Zadbać o siebie (porządne jedzenie, gimnastyka, odświeżenie garderoby),
6. Mniej narzekać i przestać panikować.

Oj... sporo tego...
I bardzo to skupione na niej.. tylko na niej...
Ale czasem taka doza egoizmu jest potrzebna.
A pani M. bezwzględnie jej potrzebuje...