poniedziałek, 20 stycznia 2014
O zamiataniu pod dywan itp
Podobno polska służba zdrowia jest bezpłatna...
Podobno każdy pacjent jest taki sam...
Podobno ma być godnie traktowany...
Wszystko to słodka teoria i może 10% pacjentów ma to szczęście, ze trafi na ludzkiego lekarza i pielęgniarkę (pani M. zna kilku :) na szczęście) dla których nie będzie numerkiem w kolejce.
Jeśli jednak nie ma się tyle szczęścia, trzeba pamiętać, że w Polsce dzieli się pacjentów na trzy grupy: POLECONY, OPŁACONY i reszta (celowo z małej litery...).
Pani M. kilkakrotnie była tą resztą (np. w przychodni czy u specjalisty-alergologa...).
Ostatnio zdarzyło się jej pójść do dentysty ze Starszym Starszakiem właśnie nie-prywatnie.
I okazało się, że jedna wizyta=jedna usługa.
Jak przegląd to nie lakierowanie, jak lakierowanie to nie borowanie.
Że boli? Co z tego? Nie ma!
Koleżanka pani M. próbowała zrobić sobie cytologię za free...
Usłyszała, ze niestety rok wcześniej robiła i przysługuje jej raz na dwa (albo nawet trzy?) lata.
A koleżanka ma już III stopień... dwójkę dzieci.. plany....
A nasze podatki to gdzie? Nie dochodzą?
Pani M. tak naprawdę wszędzie chodzi prywatnie.
Nawet poród miała z "własną" położną, za własną kasę.
Dlaczego płaci, skoro nikt jej nie zmusza?
Za lepszą opiekę, za ludzkie traktowanie, za pomoc.
I za to, że gdy potrzebna cesarka to robią i już, a nie ryzykują zdrowiem dzieci i matek.
To smutne, bo oznacza, że przy złych wiatrach (czytaj: nie mamy pieniędzy i nie trafiliśmy na ludzkiego ludzia po drugiej stronie) może nas czekać niewiadomy los.
Siostra pani M. kilka miesięcy temu urodziła dziecko.
Ważyło 4,5kg. Sister bardzo szczupła, średniego wzrostu.
Szanse na poród naturalny bez komplikacji niewielkie.
Opłacenie położnej w Gdańsku od pewnego czasu niemożliwe.
Trzymali ją na patologii 3 dni, bo była już 10 dni po terminie.
Przez te 3 dni miała już porządne skurcze, ale.. Pierworódka, czekamy!
Na co?
Na mega cięzki poród z kobietą nie mającą już siły się przekręcić?
Na to, że gdyby nie położna i jej nacinanie wszystkiego co się dało dziecko po prostu by utknęło???
A kto winny?
No z pewnością nie ginekolog podejmujący decyzję...
Wie pani, tak bywa...
Gdzie? W Afryce?
A może gdyby tak panu zaproponować pewną sumę za wspólny poród?
Może by się coś zmieniło?
Może nie byłoby leżanie na patologii, porodu naturalnego z wielkim ryzykiem i pokaleczonego ciała (i psychiki).
Nóż się w kieszeni otwiera...
A cały ten temat w związku z kolejnym zaniedbaniem, przy porodzie akurat... Pewnie słyszeliście.
Winnych brak.. prokuyratura jak zwykle zamcie wszystko pod dywan..
A kto cierpi?
Pacjent....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znowu wyjdzie na to, że chwalę Anglię (eh!) do NHS akurat mam stosunek ambiwalentny ale mam swoją historię z cytologią. W Polsce robiłam regularnie co roku i miałam wynik II, uznawany u nas za normalny (tak?). W Anglii skala jest trójstopniowa i wynik II to już problem. Wytłumaczyłam im, że wynik II w Polsce jest w normie bo mamy inną skalę ale i tak na cytologię zapraszali mnie raz w roku przez 5 lat, dopiero ostatnio (dodam, że wszystkie pięć wyników było normalnych, czyli w Anglii I) dostałam list, że następna cytologia za trzy lata.
OdpowiedzUsuńJa będąc w Polsce leczę się tylko prywatnie i bardzo podoba mi się, że to mogę zapłacić 100-150 zł i spotkać się ze specjalistą od ręki, w Anglii nie ma tak łatwego dostępu do prywatnych gabinetów nie mówiąc już o takich cenach. Prywatna konsultacja u lekarza rodzinnego (15 min) to wydatek rzędu 70 funtów. Ale system też działa jakoś inaczej bo do wielu prywatnych klinik można dostać się przez NHS itd.
Tak II to u nas norma, ja tak mam od zawsze :)
UsuńI masz rację , też mi się podoba, ze zapłacę i jestem (choć do alergologa prywatnie 2 msce czekamy... 200zł wizyta...) ale denerwuje mnie to, że jak kogoś nie stać to jest zdany na tę chorą machinę. I jaki będzie efekt często zależy od szczęścia....
mogę się li i jedynie z Tobą zgodzić.... niestety :(
OdpowiedzUsuńTrzeci świat!
ja z uporem maniaka na nfz. egzekwuję od nich te moje podatki.
OdpowiedzUsuńz tą prokuraturą to nie do konca tak, oni jak nie mają świadków, dowodów, opinii innych lekarzy mało mogą zrobić. problem w tym, że lekarze się kryją wzajemnie.
OdpowiedzUsuńTez racja...:(
UsuńMam 37 lat i od dzieciństwa pamiętam, że rodzice chodzili z nami do lekarzy prywatnie, bo szybciej, bo i diagnoza od razu i wiadomo co z czym ... farsą często było to, że prywatne gabinety miesciły sie obok tych państwowych i jak pani doktory tylko usiadła na innym krześle to od razu i usmiechnięta była i rzeczowo gadała ... zgroza, która utrzymuje się od lat, zgroza, którą sami tak naprawdę pielęgnujemy ... ale nie można przecież mieć za złe komuś, że stać go na prywatne leczenie, za złe mieć trzeba, że ta sytuacja zaczyna być normą i przypomina to prawie selekcję naturalną, gdzie nie siła natury na naszą korzyść przemawia, ale siła portfela.
OdpowiedzUsuńI jak również za każdym razem jak jestem w Polsce idę do lekarzy prywatnie. W Polsce ginekolog, w Polsce dentysta. Gdybym chciała prywatnie na przykład robić zęby w Norwegii to pewnie wyglądałoby to tak jak dla Polaka w Polsce pod względem kosztów ...
Sama jestem pracownikiem służby zdrowia i będę powtarzać zawsze, że jeśli pacjent jest "wyszczekany" i zna swoje prawa to jest w stanie wyegzekwować wszystko. Słabi przegrywają ..
Pamiętamte ceny kiedy mieszkałam w Norwegii :)
UsuńI masz rację, trzeba walczyć o swoje!