Kiedy w 20 tygodniu dowiedzieli się że to dziewczynka, pani M. już widziała spineczki i kokardki.
Kiedy położyli to małe, ciepłe ciałko na brzuchu pani M. miłość stała się jeszcze większa.
Chociaż synka kochała nad życie, to bez problemu pokochała swoją dziewczynkę.
Ale tak słodko było tylko na początku....
Mała istotka okazała się wielkim wyzwaniem.
Były straszne płacze, całodzienne kolki i totalna niechęć do jedzenia..
Uroki macierzyństwa, które dawało jej pierwsze dziecko, odeszły w niepamięć...
Pozostał chaos... na każdym polu... a największy w jej głowie.
Pani M. doszukiwała się jakiejś nieznanej choroby i oczywiście własnych błędów...
Chwilami popadała w obłęd...
Jej życie nagle trwalo od jednego karmienia do następnego.
Jesli Mała Istota zjadała choć połowę, pani M. oddychała z ulgą.
Jesli nie... znowu rozmyślała o przyczynie i szukała jej w sobie...
Tak naprawdę przez niemal cały pierwszy rok żyła w letargu.
Nie miała siły na nic więcej.
Byle tylko jej mała córeczka cokolwiek zjadła.
Przełom nastapił, gdy wraz z ukończeniem roku i wprowadzeniem już niemal "ludzkiego" jadłospisu, mały człowik zaczął wykazywać zainteresowanie smakami.
Ale choć kolki i totalne negowanie jedzenia odeszły w niepamięc, zaczął się okres buntu.
O tak... nawet tak małe dziecko wie co zrobić, by uprzykrzyć życie.
A ona była żywa, pomysłowa i niezwykle złośliwa....
Ale zmiana nastąpiła...
Podkradła się niezauważona...
Z dnia na dzień Młoszy Stworek stał się mądrą dziewczynką.
Oczywiście ma swoje gorsze momenty... i nie jest typem pokornym.
Ale więź jaka powstaje między nią a panią M jest coraz fajniejsza.
Są przyjaciółkami...
Są jak matka i córka...
Pięknie napisane...
OdpowiedzUsuńO.