czwartek, 22 grudnia 2011

W Ś

Za oknem prószy śnieg :)
Nieprawdopodobne!
Bobry śpią smacznie, marząc o odwiedzeniu babci.
A to już jutro.
Dzisiaj trzeba się spakować.

Gdy pani M. była mała, najbardziej lubiła oczekiwania na  Święta.
Roraty, szukanie prezentów, wieczorne spacery z mamą i siostrą po rozświetlonym lampkami mieście.
I oczywiście zapach pierników, które piekły kilka dni wcześniej, na urodziny Sister...

Bobry również czekają z niecierpliwością.
Ale przede wszystkim na spotkanie z psami, które przywiozła do babci ciocia I.
Mówią, że nawet prezenty nie są ważne, byle by spotkać się z Omenkiem i Barbie :)

Dlatego pani M. musi szybko uporać się z organizacją świątecznej wyprawy.
Do usłyszenie po Świętach!

....................................................................................................................................................................

Dla wszystkich, którzy czasem poczytają, czasem skomentują:


CUDOWNYCH, RODZINNYCH ŚWIĄT, W MAGICZNEJ ATMOSFERZE.
Z KOLĘDAMI W TLE I MNÓSTWEM NIEPOWTARZALNYCH MOMENTÓW!!!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!



niedziela, 18 grudnia 2011

BAD ME

Pani M. czuje, że dziś jest najgorszą z możliwych matek...
Powód nr 1...
Uświadomiła sobie, że 9 grudnia Stworek Młodszy obchodził imieniny.. i NIKT nie złożył mu życzeń....
A przecież pani M. tak niby pamięta i pilnuje uroczystości swoich bliskich..
Tym razem był 6 grudnia, a te nieszczęsne 3 dni później Zła Matka galopem pędziła na pociąg do miasta na P.
I ZAPOMNIAŁA!!!!!!!!!!!
Źle jej z tym :(
Bardzo :(

Powód nr 2
Stworek Starszy porządnie się przeziębił i tydzień spędził w domu, kaszląc niemiłosiernie.
Wczoraj swoje arie rozpoczęła siostra, jej bratu już właściwie przeszło, więc trzeba matkę uszczęśliwić..
A Pani M. ma psychozę kaszlową, bo kaszlu nienawidzi od zawsze.
(Może dlatego, że miała z nim rzadko do czynienia, gdy sama była dzieckiem.)
W każdym razie dziś cały dzień Mały Stwór robi ehę, ehę, a matka już nie wytrzymuje..
Swoje nerwy zażera czym popadnie (DOSŁOWNIE)

Godzinę temu  Starszy Stworek ostatnim chyba podrygiem kaszlu rzygnął sobie tak malowniczo, że całą łazienkę zbryzgało.
A żeby tego było mało. muszla odmówiła posłuszeństwa i śmierdząca ciecz zaczęła dosięgać jej brzegu...
Pan M. w pracy.
Wszystko masakrycznie brudne i niestety okropnie... cuchnące...
Pani M, wyrodna matka, zaczęła głośno komentować swój stosunek do kaszlu, wymiocin i w ogóle życia.
Że ma dość, że zero spokoju itp itd...

Stworki zbaraniały i niestety posmutniały, a ta nadal swoje..
Wbrew sobie..

Dzięki instrukcjom pana M. (gotująca woda) ubikacja się odblokowała i pani M posprzątała wszystko inne.
Ale gdy skończyła ogarnęły ją straszne wyrzuty sumienia..
BO przecież nikt tu nie zawinił i nie ma powodu, by swoją złością atakować Stworki..
A one są przecież takie kochane i bezbronne...

Ech..

sobota, 17 grudnia 2011

Tatuaż

Pani M. usłyszała ostatnio w filmie "Jedz, módl się i kochaj" następujące słowa:

„Posiadanie dziecka jest jak tatuaż na twarzy. Trzeba być całkowicie pewnym, nim się podejmie ostateczną decyzję.”

I to prawda, w pewnym sensie.
Tyle że chyba żaden rodzic nie jest świadomy, tak do końca, jak wielka to odpowiedzialność.
Przynajmniej w momencie podejmowania takiej decyzji :)

Ale z drugiej strony jak przyjemnie jest patrzeć na to SWOJE dziecko i słuchać jego odkrywczych teorii na temat świata i innych ważnych spraw (jak na przykład koleżanka Martynka, która jest najpiękniejsza i jej siostra, która tez jest najpiękniejsza; nie wspomnę już nawet o pierwszej miłości, która imponuje Stworkowi pięknymi szlaczkami i grzecznością...).
W takich momentach zawsze zapomina się jak trudne jest mądre wychowanie...

piątek, 16 grudnia 2011

mamo? Tato?

Dzisiaj będzie o teściach..
O żadnych konkretnych na dobrą sprawę...

Kiedy 8 lat temu pani M. wychodziła za mąż, teść powiedział jej w tańcu, że teraz już nie jest "pan", tylko "tata".
Pani M. jest bardzo mocno związana ze swoimi rodzicami i trudno jej było sobie wyobrazić, że może mówić "mamo" i "tato" do, bądź co bądź, obcych ludzi.
Ale chciała spróbować, żeby rodzicom pana M. nie było przykro..
Kilka razy powiedziała, ale z ciężkim sercem i zupełnie tego nie czując.
Bo przecież mama to mama. Ta jedna. I tata też tylko ten, który ją wychowywał od zawsze.
A tu tradycja nakazywała jej nazywać tak dwie kolejne osoby.

Z odsieczą (zupełnie nieświadomie) przybył świeżo poślubiony małżonek, który po prostu nie mówił mamo ani tato do rodziców pani M.
A skoro on nie mówił, to po co się wychylać?
Dobry pretekst jest przecież zawsze w cenie...
Wszystko wydawałoby się ładnie, pięknie, kolorowo..
Ale życie jest nieco bardziej skomplikowane.

Bo jak tu giąć i lepić zdania w języku ojczystym tak, by odpowiednio zwrócić się do teściowej?
Czasem bezosobowo, czasem w l.mn, ale nie zawsze się uda...
Wydawało się, że łatwiej będzie, gdy pojawią się dzieci, bo zawsze można ochrzcić "mamę"-babcią, ale...
sama zainteresowana ubiegła panią M. mówiąc, że babcią jest tylko dla wnuków (racja...)

I tak skomplikowanie toczą się kolejne spotkania...
I może łatwiej byłoby jednak się nagiąć..
Ale wraz z mijającymi latami jest coraz trudniej, coraz bardziej sztucznie...

Dlatego pani M. postanowiła, że gdy sama będzie teściową da swoim nowym dzieciom wybór.. Jeśli nie zechcą mówić mamo, niech mówią po imieniu :)



I ŚWIETNY UTWÓR, który ODKRYŁAM WCZORAJ:


środa, 14 grudnia 2011

Para-doks

Pestki dyni znikają z paczki w tempie ekspresowym..
W ustach pani M. tworzy się chrupiąca papka.
Chrup, chrup...
Radio trąbi o szalonym Mikołaju.
A tymczasem setki kilometrów stąd siostra pani M. (zwana Sister.. banalnie), wraca do Polski.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że tym razem wraca na stałe...
Wszystko spakowane..
Został pusty pokój, który będzie ją gościł jeszcze tylko w styczniu, na chwilę...
Nawet psy zabrała już ze sobą, by poczekały na nią w kraju..

I tu mamy paradoks....
Sister nigdy nie przepadała za Anglią i Anglikami...
Mieszkała tam tylko dlatego, że miała dobrą pracę i jej ex-narzeczony tam był...
Pani M. natomiast uwielbia wszystko, co brytyjskie...
Od kilkunastu lat reaguje na ten kraj i niemal wszystko, co z nim związane, niezrozumiałą euforią...
Niezrozumiałą nawet dla niej samej.
Bo jak to możliwe, że ktoś dosłownie zakochuje się w jakimś kraju?
I nawet deszczowa pogoda czy ohydne jedzenie nie jest w stanie tego zmienić?

Jak to jest?

wtorek, 13 grudnia 2011

Przed...

Zdradzę Wam sekret...
Gdy pani M. była jeszcze panią O. zdarzało jej się kupować prezenty świąteczne we wrześniu..
No w każdym razie do końca października były już zapakowane i upchnięte w szafę...

Dziś tak nie jest...
Nie kupiła jeszcze prawie nic...
Ale choinka już stoi :)
Od soboty :)
I kolędy też słychać (dzięki Mniejszemu Stworkowi, który przyswoił obsługę wieży).

Szkoda tylko, że tym razem to nie ona jest dzieckiem...
Dzieci przeżywają ten okres przedświąteczny w szczególny sposób...
Lepszy niż my, dorośli...
A przecież najpiękniejsze w Świętach są te dni, które je poprzedzają...

środa, 7 grudnia 2011

Klapsy

Pani M., jak każdy rodzic, ma ograniczone zasoby cierpliwości.
Zazwyczaj jednak, gdy się kończą, jej głos podwyższa się o kilka oktaw w górę...
Stara się panować nad niekontrolowanym ruchem ręki w stronę dziecięcych czterech liter.
Stworek Starszy dostał od niej klapsa może trzy razy w życiu.. Stworek Młodszy (bardziej niesforny), kilka razy więcej..
Za każdym razem jednak pani M. była na siebie zła, że nie dała rady.. Bo każdy klaps to klęska rodzica, który nie potrafi zapanować nad sytuacją...
Lepsze są rozsądne kary, które bardziej zapadają w pamięci dziecka i nie robią mu przy tym żadnej krzywdy...

Z tym bagażem przemyśleń pani M. została wczoraj postawiona przed dziwną sytuacją...
12.30, Stworek Mniejszy siedzi sobie w foteliku samochodowym i śpiewa o bałwanku.
W pewnym momencie rzuca w przestrzeń: "pani Ma. mnie dzisiaj klapnęła w pupę" i znowu nuci o bałwanku..
Matka skupiona na drodze, dopiero po kilku sekundach wyłapała przerywnik.
Zwątpiła...
Może to refren jakiś?
Zapytała więc grzecznie: "N., co się stało? Kto Ci dał klapsa?"
-"A nie będziesz się martwiła?"
-"Pewnie, że nie."-niezgodnie z prawdą odpowiedziała pani M.
Stworek zamilkł, napięcie rosło....
-"Pani Ma. mi dała klapsa, bo się odwróciłam..."

Dalej potoczyło się standardowo... Pani M. ciśnienie skoczyło, już w myślach robiła awanturę pani przedszkolance i przepisywała dziecko do innego przedszkola.
Po jakimś czasie ochłonęła, odebrała Stworka Starszego ze szkoły i zaczęła obmyślać strategię...
Najpierw wykluczała jakąkolwiek "pomyłkę" Małego Stwora...
Po setnej próbie wyciągnięcia całej historii, nabrała pewności, że wszystko to prawda...

Rano poszła do pani Ma i próbowała grzecznie i spokojnie porozmawiać.
Napotkała na opór, pani wyparła się wszystkiego, twierdząc, że dziecko kłamie.
I że oczywiście klaps był, ale dała go inna pani, innemu dziecku...
(pani M. miała potwierdzenie 2 innych dzieci, że stało się tak, jak mówiła jej córeczka).
Pani M. dała jej jednak do zrozumienia, że swoje wie.

Ja rozumiem kary i jak najbardziej jestem za, jeśli dziecko nabroiło.
Ale można je usadzić samotnie na krześle, albo nie pozwolić się bawić, a nie stosować kary cielesne.
Jest wiele różnych, mądrych metod!
Żaden obcy człowiek nie ma prawa bić dziecka! Nawet rodzic nie powinien, a co dopiero pani przedszkolanka...

wtorek, 6 grudnia 2011

Bajka pana M i Stworków

Pani M musi się pochwalić :)
Pan M. i Stworki napisali bajkę dla Ikei..
Zajęli 2 miejsce :)
Nagrodą było stworzenie z niej audiobooka czytanego przez.... MARIETTĘ ŻUKOWSKĄ :)

Znajdziecie tę bajeczkę tutaj:
http://www.pluszakidzieciaki.pl/index.php/bajki/34-pluszaki/bajki?layout=blog
Kliknijcie na Mariettę Żukowską i posłuchajcie (wystarczy wcisnąć play).

Pani M. czeka niecierpliwie na Wasze komentarze... zdradzę, że główny bohater, Owieczkin to ta lalka:

czwartek, 1 grudnia 2011

Kartki pocztowe

Coraz bliżej nasze wyczekiwane Święta..
Pani M. najchętniej już ubrałaby choinkę, poukładała obrusy, gwiazdę betlejemską i inne oznaki Bożego Narodzenia...
Stworki otworzyły dziś pierwsze okienko kalendarza adwentowego.. Szczęśliwe niesamowicie!
Pani M. kupiła kartkę świąteczną i ta liczba pojedyncza wprawiła ją w zadumę...
Kartka dotrze na malutką wioseczkę do cioci Z.
Ciocia jest jak na swój rocznik dobrze wykształcona (ma maturę, mimo przeszło 70 lat), ale w tej swojej chatce żyje trochę jak w innych czasach..
Kiedy pan M. pierwszy raz zobaczył jej domek i to miejsce, zdziwił się, że w dzisiejszych czasach istnieją takie enklawy.
W pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Ciocia ma kilkaset metrów do lasu, widok na ogromne pola a wokół niej stoją może ze cztery podobne chatki (no maksymalnie jest ich osiem, jeśli liczyć te od drugiej strony).
Krajobraz przypomina  "Dzieci z Bullerbyn".
Domek cioci to taka "lepianka" trochę. Ma jeden pokoik, kuchnię z przedsionkiem i małą łazieneczkę.
O jakiejkolwiek porze dnia lub nocy odwiedzamy ciocię, jest tam zawsze sterylnie czysto.
Obowiązkowy obrus na stole,
Czas płynie wolno i spokojnie.
Latem można się zrelaksować i przemyśleć swoje sprawy, leżąc na słonecznej łące... ( nie odbijamy za bardzo w prawo, bo stoi tam całkiem solidna obora, wydzielająca specyficzne zapachy),.
Jedynie zimą, gdy pada ostry śnieg, ciocia nie widzi tego, co za oknem, bo biały puch czasem sięga połowy okien.
To do niej zawsze wysyłamy kartki świąteczne, ponieważ nie uznaje sms-ów, mimo, że telefon komórkowy posiada.

I właśnie to był temat rozmyślań pani M.
Tradycja wysyłania kartek zanika.
Przynajmniej w młodszych pokoleniach...
I niestety sama pani M. jej uległa..
Sms szybszy, tańszy (haha), ale taki jakiś mniej ciepły mimo wszystko...

P.S. Nie macie czasem wrażenia, że niektórzy ludzie komentują Wasze wpisy jedynie pod warunkiem, że dostaną komentarz na swoim blogu...(chociaż jest to i tak rzadsze niż na blogach dla dzieci :) )
Pani M. chwilowo ma opóźniony internet i niestety mega dużo pracy, dlatego czyta wszystkich, ale z przyczyn technicznych nie udaje jej się komentować (no zdarzyło się kilka raz, że komentarz przeszedł...ale po kilku minutach dosłownie)....