czwartek, 27 października 2011

NFZ

Kiedyś już był podobny temat.
Temat naszej kochanej służby zdrowia...

Stworek mniejszy ma problemy z alergiami.. Bywają okresy, że nagle kurczą się jej oskrzela mimo, że jakichś dodatkowych objawów choroby brak...
Tak też było i teraz.. niby nic ale jakiś taki kaszel nocny..
No to pani M. pognała do przychodni..
Dosłownie POGNAŁA, bo wiedziała, że jeśli nie stawi się tam przed 7.30, nie dostanie się do lekarza.
7.25 już stała w holu i była ... siódma...
Dacie wiarę???? W dzisiejszych czasach trzeba wcześnie rano zapisać się na wizytę, bo telefonicznie się nie da..
No chyba, że w każdy czwartek, po 16..
Niestety pani M. nie posiadła jeszcze zdolności jasnowidzenia i nie jest w stanie założyć, że jej dzieci np. w środę będą miały objawy ospy itp...
W każdym razie ponad pół godziny kwitła w poczekalni, by potem z wielce obrażoną panią w rejestracji znaleźć termin spotkania...
14.40.. proszę bardzo...
14.30 pani M i Stworek nr 2 siedziały sobie przed drzwiami pani doktor w nadziei, że opóźnienie się nie zwiększy i zdążą odebrać ze szkoły Starszego Stwora...
Tymczasem zjawiła się pani w białym kitlu i gdy tylko pacjent opuścił gabinet, po prostu do niego weszła..
No tak.. układy i układziki...
Szkoda, że pani M. nie wzięła jakiegoś białego fartucha, może wtedy udałoby się jej wejść w odpowiednim czasie...
W każdym razie stworkowa matka już klęła w duchu panią pielęgniarkę, gdy nagle przed tymi samymi drzwiami ukazały się dwie nowe postaci w bieli..
No tego było za wiele...
Pani M. grzecznie zapytała czy państwo mają zamiar wejść, bo ona czeka i się spieszy niezwykle...
Sądziła, że ta delikatna aluzja wypłoszy pielgrzymkę...
Oczywiście się myliła...
Pani spojrzała na nią spode łba i powiedziała, że ona musi z wynikami i to jest pilne. A zajmie sekundeczkę...
Sekundeczka przeszła w 10 minut a przekleństwa w głowie pani M. przybierały coraz większy format...
W końcu udało się jej wejść...
Ale już po chwili, gdy Stworek Mniejszy łaskawie ukazał swoje chude ciałko, weszła pani z rejestracji..
Załatwiać prywatne sprawy..
Półnagi Stwór tracił już cierpliwość, a poza tym zaczęło mu być zimno, bo pani doktor miała otwarte okna..
Gdyby to była kreskówka z uszu pani M. leciałaby para.. Ale liczyła do 10 w głowie i czekała dalej...
W końcu Młodsza została zbadana, nie stwierdzono infekcji wirusowej...

I co przeżyły.. to ich :)

środa, 26 października 2011

Sława...


Synonim seksu, kobiecości i spełnienia zawodowego. Marilyn Monroe... a właściwie  Norma Jeane Mortenson. 
Miała wszystko, osiągnęła ogromny sukces. Była sławna i rozpoznawalna na całym świecie.
Wróżono jej jeszcze większą popularność...
Ale w wieku 36 lat zmarła. Prawdopodobnie było to przedawkowanie leków, od których była silnie uzależniona. O recepty prosiła jednocześnie dwóch lekarzy, którzy byli przekonani, że są na dobrej drodze, by ją wyleczyć z lekomanii...
Jednak są teorie twierdzące, że wykorzystano jej uzależnienie, by upozorować samobójstwo...



Król popu. Był żywą legendą. jego utwory są zawsze świeże i "modne". Niewiarygodnie bogaty i znany na całym świecie. A mimo to nieszczęśliwy, pogubiony, uzależniony od bardzo silnych leków, stosowanych przy operacjach.. Wymuszał je na wielu lekarzach, nie tylko na swoim lekarzu prowadzącym...
Zmarł po przedawkowaniu jednego z nich...


Britney Spears.. Utalentowana, szybko odniosła sukces, kochały ją nastolatki (i nie tylko) na całym świecie. Założyła rodzinę, urodziła dzieci.. a potem zwariowała. Ćpała, urządzała nieprzyzwoite imprezy, zaczęła rujnować swoją karierę a nawet straciła prawa rodzicielskie..
Z synonimu sukcesu stała się symbolem upadku...
CO z nią będzie.. nie wiadomo...



Niepowtarzalny głos, chwytające za serce utwory.. Fenomen muzyczny naszych czasów... Sukces ją zaskoczył, bo spadł nagle i całkowicie ją przytłoczył.. Amy Winehouse. Znakomita artystka.. niezwykle nieszczęśliwy człowiek..
Najprawdopodobniej przedawkowała narkotyki... Jej śmierć nie była dużym zaskoczeniem, ale wielu ludzi bardzo przezyło fakt, że niczego już nie napisze.. nie zaśpiewa...



Lista sławnych osób, których przerósł sukces jest długa...
I właściwie ciężko stwierdzić, czy przygniotła ich popularność, nie dali rady..
Czy może mieli problemy ze sobą już wcześniej, a wejście w centrum zainteresowania, w ciągłą obecność kamer, po prostu ich przerosło...
Jedno jest pewne, jeśli tak smakuje sława, to chyba lepiej być szarym, zwykłym człowiekiem...

wtorek, 25 października 2011

Dzień narzekania..

Jak w tytule.. Ponarzekamy..
Ale nie na kraj, którego pani M .właściwie nie lubi za bardzo (szczególnie polityki, zerowego wsparcia dla rodzin i zacofanego myślenia)...
Nie na męża, bo... jest grzeczny :)
Ani na dzieci, które sprawiają, że się uśmiecha...

Ponarzeka na prasowanie i sprzątanie, których to serdecznie nie cierpi..
I co z tego? Przecież może nie robić...
Hmmm... byłoby super, ale się nie da.
Bo problem jest taki, że pani M. uwielbia mieć czysty dom i wyprasowane ubrania.
Dlatego z bólem serca codziennie ogarnia domostwo..
Z prasowaniem nie jest już tak systematycznie...

W sypialni, przy ścianie stoi sobie drewniana skrzynia, której celem życia jest... ukrywanie wypranych rzeczy.
Póki co spełnia się w tej roli doskonale.. ba.. nawet daje znaki, że należałoby stanąć przy desce..
Czasem musi to robić buntowniczo i agresywnie, żeby pani M. przestała udawać, że nie widzi...
W takim momencie the lady of the house czy chce czy nie zaczyna swoją Syzyfową pracę.
Bo czy nie jest to właśnie taka praca?
Co wyprasujesz, już wyjmujesz z pralki...

Dlatego wielkim marzeniem pani M. jest maszyna do prasowania..
I wierzy głęboko, że skoro ktoś wymyślił zmywarkę, to ktoś inny skonstruuje samoobsługową prasowalnię..
Ech...

poniedziałek, 24 października 2011

Co z tymi ludźmi?

Dlaczego tak jest, że spotykając ludzi od razu segregujemy ich, zupełnie bezwiednie, na takich, którzy mogą być nam bliscy i tych, którzy nigdy nie będą?
Czasami jedna wypowiedź sprawia, że czujemy takie rzeczy.
A później okazuje się, że możemy z tą osobą przegadać trzy godziny i wciąż znajdą się nowe tematy.
Tymczasem inny człowiek, mimo, że miły i sympatyczny, sprawia, że po kilkunastu minutach panuje krępująca cisza.
Jak to jest skonstruowane?
Przecież nie chodzi tylko o podobne poglądy.
Może jakaś niewerbalna komunikacja? Podświadoma? Nieświadoma?

sobota, 22 października 2011

Obcokrajowiec

Stworek Starszy przybył ostatnio do domu z wieścią, że w klasie jest "NOWY".
Niby fajny, bo dobrze gra w piłkę, ale szkoda, że to nie dziewczyna właściwie...
Gdyby to była dziewczyna to chłopacy już by nie wychodzili ostatni po WF-ie, bo jest ich za dużo i dlatego dłużej się ubierają..
A tak w ogóle to ten "NOWY" jest mały, dosyć ciemnawy i mieszkał w Anglii.
Jest obcokrajowcem.

Pani M. wyraziła swoją radość, że nowy kolega, nowa szansa na fajną znajomośc, że skoro mieszkał w Anglii to im pomoże w nauce języka itp. itd.
Dwa dni później mama Stworka wdała się w rozmowę z mamą Najbardziej Rozrabiającego Chłopca w klasie (nie że to komuś przeszkadza! wręcz przeciwnie, M. przecież opowiada najlesze dowcipy! To pani się trochę go czepia). Podczas rozmowy podjęły temat "NOWEGO". I okazało zię, że chłopiec jest jednak z Francji, nie Anglii (pani M. zrzuciła pomyłkę Stworka na karb młodego wieku oczywiście).
Za chwilę w szatni pojawiła się kolejna mama. Mama Grzecznego Kubusia .
Na wstępie zapytała czy wiemy o nowym uczniu i bardzo podnieconym głosem opowiedziała, że rozmawiała ze swoim synkiem (Grzecznym Kubusiem) i namawiała go do bliższego poznania chłopca. W końcu przyjechał z Afryki (?????).. Hmmmmmm...
Dzwonek.
Zza ściany słychać tupot pierwszakowych stóp. Wyłania się pani wychowawczyni, a tuż za nią mały, bardzo ciemny chłopiec z czarnymi jak węgle oczami. Na Afrykanina nie wygląda... Francuz? A może Anglik? Tyle tam Hindusów i innych Turków... Ale pani  M. coś nie pasowało. Chłopiec wyglądał zbyt polsko... czy jakoś tak...
Nagle zauważyła długą, czarną spódnicę, ciemne, długie włosy i dużo złotej biżuterii. Piękna Cyganka podeszła do chłopca i pocałowała go w czoło..
"Nowy" jest Cyganem. Mieszka tuż przy szkole. Od zawsze.

Pomyłka chłopców była poniekąd sprawką pani higienistki, która powiedziała im, że Andrzej jest Cyganem..
Dla pierwszaków Cygan to obcokrajowiec.. a więc Francuz, Anglik, a skoro ciemny to równie dobrze mieszkaniec Afryki...

Miłego weekendu!

P.S. Jeśli ktoś ma ochotę na moje gotowanie to zapraszam. Adres po prawej...

piątek, 21 października 2011

Mam marzenie :)

Mgła gęsta jak śmietana kremówka..
Szkoda, że nie tak smaczna...
Przez okno na ostatnim piętrze nic nie widać.
W głowie pani M. wiele trudnych tematów.
Chciałaby dać sobie z nimi radę, ale czasem jest chyba na to za mało odważna....

Są między nimi i miłe rzeczy...
Szczególnie jedna, zaszczepiona przez zaprzyjaźnioną blogowiczkę..
Marzenie o Stonehaven...
Od kiedy pani M je zobaczyła, straciła głowę i chciałaby zobaczyć na własne oczy...


A teraz posłuchajcie  oryginału i coveru 



środa, 19 października 2011

OCTOMOM


Zapewne wielu z Was zna historię Nadii Suleman, matki ośmioraczków..
Jeśli nie, krótkie streszczenie:
Kobieta twierdzi, że zawsze pragnęła mieć dużą rodzinę, ponieważ sama była jedynaczką.
W związku z tym zaczęła rodzić kolejne dzieci, wszystkie poprzez metodę in vitro.
Pierwsze z nich urodziła w roku 2001 i tak do roku 2007 miała ich już sześcioro.
Mogłoby to nikogo nie zdziwić, gdyby nie fakt, że Nadya nie miała ani pracy, ani domu ani nawet męża.
We wszystkim pomagała jej mama.
I nagle okazało się, że Suleman znowu spodziewa się narodzin... ośmioraczków.
Jak sama potem tłumaczyła, chciała, by wszczepiono jej wszystkie pozostałe embriony, by ich nie zniszczyć.
Komórek było sześć,ale z dwóch z nich powstały bliźniaki.
I tak kobieta stała się mamą czternaściorga dzieci.... ku przerażeniu własnej matki...

Można zrozumieć, że ktoś bardzo kocha dzieci i chce mieć ich więcej niż standardową dwójkę...
Ale wystarczy obejrzeć choćby jeden z wywiadów z Octomom, by utwierdzić się w przekonaniu, że jest to osoba niestabilna psychicznie.
Dodatkowo ewidentnie szukająca "sławy" i popularności.
Oczywiście zaprzecza podobnym opiniom, ale.. jak wytłumaczyć wpuszczenie do domu tłumu paparazzich, gdy przywiozła pierwszą parę ośmioraczków...
A po kilku miesiącach zdecydowała się na własne reality show...

Jako mama dwójki dzieci, pani M. zastanawia się także nad takimi praktycznymi rzeczami, jak na przykład nakarmienie czternaściorga dzieci w podobnym czasie. Przecież już z jednym niemowlakiem ma się kłopot, a co dopiero z ośmiorgiem maleństw..
A starsze dzieci? Zapewne potrzebują wsparcia, przytulenia... czasu po prostu...
Co z tego, że pani wynajęła cztery nianie?
Chciała być mamą podobno.. a ciężko jest być dobrą mamą, gdy ma się tyle pociech naraz..
Jest to trudne i psychicznie i fizycznie. Nie wspomnę o aspektach finansowych...

Ale Nadya Suleman chyba nie ma zamiaru się tym przejmować...
Najważniejsze są dla niej dwie rzeczy.. by być sławną i jak najbardziej upodobnić się do Angeliny Jolie....

poniedziałek, 17 października 2011

O profesjach...

Mnóstwo ludzi, szczególnie młodych, przestaje chodzić do Kościoła.
Mówią, że wierzą, ale nie praktykują.
Nie podoba im się kazanie, zbieranie datków i oczywiście KSIĄDZ.

Gdyby pani M. patrzyła na księży, też pewnie przestałaby poszukiwać sensu coniedzielnej mszy.
Ale ona wychodzi z założenia, że to przecież zawód, jak każdy inny.
Ktoś chce być nauczycielem, lekarzem, górnikiem a inny... księdzem po prostu.
Dlatego na 100 księży może 10 ma prawdziwe powołanie.
Wtedy potrafią zarazić innych swoją pasją, ufnością, prawdziwą wiarą. A bycie duchownym to sens ich życia.
Jeśli w to wątpicie, to zapewne nie spotkaliście w swoim życiu takiej osoby (osobiście.. bo Jan Paweł II to sztandarowy przykład i wszyscy go znacie).
Pani M. oczywiście miała to szczęście, by spotkać księdza z ogromnym zapałem, ale nastawionego także na ludzi. Ksiądz Ryszard przyciągał zarówno nastolatków, jak i przysłowiowe "moherowe babcie".

Podobnie jest i w innych profesjach.
Ilu spotkaliście nauczycieli z powołaniem?
Albo lekarzy, którzy nie siedzą za karę w przychodni?
No właśnie....

Dlatego tłumaczenie, że moje niechodzenie do Kościoła to wina księdza jest kłamstwem.
Nie chodzę, bo: jestem leniwy, znudzony, mam inne plany lub po prostu zgubiłem sens swojej wiary...

piątek, 14 października 2011

Emocje/hormony...

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!
Są czasem takie dni, że człowiek jest WŚCIEKŁY!!!
Tak po prostu... powodów nie ma, ale za to jest ogromna ochota by czymś rzucić..
Aż się gotuje w środku i trzeba nie lada wysiłku, by nie wyładować się na biednych Stworkach, czy panu M.
I jakoś tak dzieje się to zazwyczaj tydzień przed  wiadomymi dniami...
Pani M. jest zła na siebie, że nie panuje nad tym, nie ma żadnej kontroli.
Stara się wyżyć na niewinnej fasolce i kiełbasce z pomidorami.
Co tam! Wyjdzie przynajmniej danie po bretońsku, jakaś korzyść....

czwartek, 13 października 2011

Kobiety w chustkach


Każdy widział w swoim życiu muzułmankę.
Czasem nie noszą chustek, więc mogliśmy się nawet nie zorientować.
Ale pani M. ma to szczęście, że jedna z nich jest jej bardzo dobrą koleżanką.
Poznały się kilka miesięcy temu i od razu przypadły sobie do gustu.
Pani M. zamęcza ją często milionem pytań dotyczących różnic religijnych, obyczajowych i kulturowych.

Jednym z typowych pytań był powód noszenia chustki i długich ubrań.
Oczywiście powszechnie wiadomo, że ma ona chronić kobietę przed spojrzeniem mężczyzn.
A dokładniej mówiąc (tłumaczenie koleżanki)...
Mężczyźni to wzrokowcy.
Gdy widzą ładnie ubraną kobietę (nie wyzywająco) ich wyobraźnia czasem dostarcza różnych, "ciekawych " obrazków.
Jest im obojętna konkretna kobieta, ale spodoba im się np. lekki dekolt, zgrabne nogi, długie włosy itd...
Strój zakrywający włosy, ręce (w tym nadgarstki) i całe nogi uniemożliwia to.
W ten sposób chroni kobietę, a także jej męża, który jako jedyny ma dostęp do całego piękna swojej żony.

Ok. Pani M. stwierdziła, że ma to sens itd.. ale w takim razie niech mężczyźni również zaniechają noszenia krótkich spodenek czy koszulek..
Bo jedną z rzeczy, która najbardziej ją drażniła np. w Londynie był taki oto widok:
30 stopni ciepła, upał. Idzie facet, muzułmanin, zazwyczaj spasiony, ubrany w białe przewiewne szorty i koszulkę.
Za nim drepcze opatulona w CZARNE szaty kobieta z zakrytymi włosami lub (czasem) i twarzą,, Pod szatą widać jeansy i adidasy..
Masakra.. Na sam widok chce się ją wrzucić do basenu z zimną wodą, by odetchnęła.

Koleżanka odpowiedziała pytaniem:
-A czy Ty patrząc na faceta masz jakieś "brudne " myśli, bo np. podobają Ci się jego dłonie, nogi, włosy...
No i tu pani M. skapitulowała... nigdy nie patrzy na mężczyzn w ten sposób...

A jeśli ktoś ma jeszcze ochotę:
Dlaczego muzułmanki noszą chusty?

"O proroku! Powiedz swoim żonom i swoim córkom, i kobietom wierzących, aby się
szczelnie zakrywały swoimi okryciami. To jest najodpowiedniejszy sposób, aby
były poznawane, a nie były obrażane".

To jeden z wersetów Koranu służących teologom muzułmańskim do określenia miary
przyzwoitości kobiecego stroju. Większość jest zdania, iż kobieta musi
zasłaniać włosy, nosząc chustę (hidżab), oraz że ubranie nie powinno ukazywać
kształtów ciała.

Ponieważ Koran nie mówi wprost o elementach ubioru kobiety, podstawą do
ustalenia szczegółów stroju pobożnej muzułmanki stały się hadisy - opowieści o
życiu Mahometa i przekazy jego wypowiedzi. Jeden z nich mówi: "Gdy do Proroka
przyszła Asma, córka Abu Bakra, Prorok rzekł do niej: Asmo, gdy kobieta
dojrzeje, nie powinna ukazywać więcej niż tyle - następnie Prorok wskazał na
swą twarz i dłonie".

Stąd tradycyjni teolodzy obstają przy nakazie zasłaniania całego ciała oprócz
twarzy i dłoni; niektórzy jednak doszukiwali się nakazu okrywania również
twarzy, dłoni i stóp. Dostosowanie się kobiet do nakazów teologów i prawników
muzułmańskich zależało w dużym stopniu od ich pozycji społecznej,
wykształcenia, od epoki, w której żyły, polityki państwa, a nawet od czynników
ekonomicznych. Symboliczny akt wrzucenia hidżabu do morza, dokonany przez
egipską feministkę Hudę Szarawi w 1923 r., potwierdza zależność między
emancypacją kobiet arabskich a ich ubiorem.


źródło: gazeta.pl, rps na podstawie arabia.pl

środa, 12 października 2011

Miasto na Ł.

Jeśli ktoś miałby ochotę na śniadanie, nic łatwiejszego.
Wystarczy zapukać pod numer 18.
Korytarzem w lewo.
Pani M. zaprasza do stołu.
Na co macie ochotę?

"The lady of the house" (jak mawia Mrs. Bucket z popularnego kiedyś serialu) siedzi sobie grzecznie wcinając kanapki.
Nie ma więc żadnego problemu,  by do niej dołączyć.

Kiedy 10 miesięcy temu państwo M. przeprowadzali się do miasta na Ł., nie mieli pojęcia, że zostaną tutaj tak długo.
Nie wiedzieli również, że mimo ogromnej niechęci do tej miejscowości, oswoją ją i zaakceptują.
Oczywiście nie totalnie, ale jednak.
Ich niewiedza dotyczyła także sąsiadów.
W ten pierwszy, zimowy wieczór, nie mogli przecież zauważyć, że 30% ich osiedla to Hindusi, a także Turcy i Azjaci...
Jest bardzo kolorowo.
Szczególnie wyraźnie dało się to zauważyć na placu zabaw.
Chwilami więcej było dzieci ciemnoskórych niż białych.
Nikomu to jednak nie przeszkadza.. no prawie nikomu, bo wyjątki się znajdą.
Na pewno nie przeszkadza to pani M., która uważa, że nic lepszego  nie mogło się przydarzyć jej dzieciom i jej samej.
Stworki uczą się tolerancji, traktowania wszystkich tak samo i słuchania innego języka.
Pani M. natomiast może podszlifować swój angielski i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o innych kulturach.
Na przykład to, dlaczego Hinduski noszą na czole, przy włosach, taką "kropkę"z henny..
Oznacza ona, że dana kobieta jest mężatką. Codziennie rano jej mąż robi ten znak, całując ją przy tym i wyznając miłość...
Piękne, prawda?
Jest wiele równie ciekawych faktów.. dlatego jeszcze raz rozważcie zaproszenie na śniadanie :)


poniedziałek, 10 października 2011

Inaczej zorientowany fryzjer...

Kilka miesięcy temu pani M. wspominała o niecodziennym spotkaniu.
Było to dokładnie w Święta Wielkanocne.
Dzięki Stworkowi Starszemu i jego koledze poznała świetnych ludzi.
Mimo, że ich pierwszy, wspólny wieczór był całkowicie spontaniczny i nieoczekiwany, udało im się nawiązać bardzo dobre relacje.

Państwo J. mieszkają w bloku obok.
W związku z tym niemal całe wakacje dzieciaki miały okazję razem pobiegać, a mamy... bliżej się poznać.
Efekt był taki, że pani M i pani J. strasznie się polubiły.
Okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań i podobne poglądy na pewne sprawy.
I to właśnie pani J namówiła panią M. na wizytę u fryzjera...

Co w tym nadzwyczajnego?
Kobiety chodzą przecież w takie miejsca i to często.
(no... pani M. to wyjątek, bo bardzo nie lubi i była tam może z 7 razy w życiu)
Otóż nadzwyczajne  było to, że wizyta u TAKIEGO fryzjera była marzeniem pani M.
No w pewnym sensie.. marzenie to może za duże słowo...

Salon wyglądał jak wiele innych.
Zadbane, jasne pomieszczenie z ciekawymi lampami.
Telewizor, kanapa, wieszak, lada (recepcja?) a za nią dwóch panów...
Obaj z tlenionymi, nowocześnie obciętymi włosami.
Dopasowane spodnie, stylowe sweterki i diamentowy kolczyk w uchu jednego z nich..
Całość była tak stereotypowa, tak bardzo jednoznaczna, że nawet jeśli ktoś nie wiedział, domyślił się, że panowie reprezentują inną orientację seksualną.
Pani M. zawsze chciała spotkać takiego fryzjera, bo uległa powszechnie panującemu przekonaniu, że ktoś taki jest obiektywny, uzdolniony i bardzo dobrze zna kobiety..

Wszystkie te rzeczy sprawiły, że nowa klientka miała bardzo duże oczekiwania i nadzieje.
Tym bardziej, że zawsze, gdy  postanawia podciąć włosy jest czesana w ten sam sposób...

Niestety tym razem było tak samo.. może tylko trochę mocniej skrócono jej włosy :(
Dlatego mimo, że wszystko wygląda poprawnie/ładnie pani M. jest rozczarowana...

..................................................................................................................................................

Muzyczka z moich szkolnych jeszcze lat....

sobota, 8 października 2011

O babci, rybach głębinowych i maślankowej nucie...

Bardzo dawno nie było tu opowieści o babci G.
Widziały się ostatnio latem.
Babcia niestety jest już coraz starsza, a co za tym idzie, coraz słabsza.
Chociaż gdzieś tam, w jej oczach, tli się jeszcze cień dawnej energii...
Zawsze, gdy pani M. odwiedza rodziców, ona czeka na nią z charakterystycznym dla siebie ciepłym uśmiechem.
Na powitanie serwuje zazwyczaj nieco przekręcone imię swojej wnuczki. W miejsce literki "i" wstawia bowiem "y".
Może kogoś to drażni, ale pani M. rozczula się za każdym razem...

Babcia G. czasami patrzy na swoje prawnuki i kiwa głową ze zdziwienia.
Dziwi ją jak wiele umieją, jakie znają słowa i że na przykład obsługa komputera nie sprawia im wielkich trudności (nie są wcale wyedukowane w tej kwestii, ale dla babci to, że potrafią pokolorować coś na laptopie, albo pograć w węża, to coś nie do pojęcia).
Babcia G. bardzo lubi dowiadywać się nowych rzeczy, dlatego często ogląda z dziećmi np. atlas stworzeń morskich.
Za pierwszym razem, gdy zobaczyła te wszystkie straszne ryby głębinowe, powiedziała, że nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić, jak wielkie postępy zrobił świat. Kiedyś znano przecież jakieś typowe okazy. Tylko ludzie wykształceni w tym względzie, potrafiliby wymienić takie stwory.
Dziś, dzieci mają je w książeczkach z obrazkami...

Z innej beczki...
Nieustannie budzi jej zaskoczenie ilość ubrań Stworków.
Nie sądzę, by była one jakieś wielka.
Jest przeciętna, zupełnie w normie...
Ale babcia G. patrząc na nasze ogromne torby opowiada mi jak to było, gdy ona miała małe dzieci.
Gdy jechała/ szła (ok 8km) do swoich teściów na kilka dni... brała ze sobą jakieś dwa tobołki. Na tyle małe, by się bardzo nie zmęczyć,. Tych ubrań miało starczyć dla... 4 dzieci i dla niej...
Nie miała kilkunastu par śpioszków, kaftaników. Nie wspomnę już nawet o bucikach czy czapkach.

Pani M. łapie się za głowę, gdy to słyszy i wyobrazi sobie dodatkowo, że w tamtych czasach nie było przecież pralek.. A ona narzeka, że musi wcisnąć dwa guziki na swojej maszynie piorącej..
Co tu dużo mówić...  Dzielna babcia!


A tak dla odmiany przepis na dość zdrową maślankę owocową własnej roboty....

MAŚLANKA KUBUSIA

1l maślanki naturalnej
3 łyżki ulubionego dżemu lub wybrane mrożone owoce
cukier waniliowy
(można dodać zwykły dodatkowo, ale ja nie lubię)
Miksujemy blenderem lub innym przyrządem mieszającym...
Pychota!!

piątek, 7 października 2011

Drzewko

Gdy z ciepłej jesieni robi się mokra jesień...
Kiedy temperatury stają się coraz niższe...
Pani M. zaczyna wyczekiwać ... choinki...
Własnie dzisiaj, pierwszego dnia takiej właśnie jesieni, przypomniało się jej, że zostawili swoje drzewko w mieście na G.
I jest problem, bo póki co wcale się tam nie wybierają..

Pani M. od zawsze uwielbia WSZYSTKO co jest związane ze świętami.
Co więcej, jest jednym z niewielu osobników, którym wcale nie przeszkadza, że tuż po 1 listopada, sklepy już puszczają angielskie piosenki świąteczne.
Troszkę to dziecinne, ale... co tam...

Dlatego zamiast oglądać  debaty polityczne, patrzeć na tych wszystkich złośliwych, kipiących nienawiścią ludzi, woli myśleć o tym jak spędzi 24 grudnia...


środa, 5 października 2011

Codzienność wspomnień

Ciepła herbatka z cytryną, chrupiące krokanty (do kupienia w sklepie na L., który jest tani, jak sam głosi), cisza, spokój i... nieposkładane łóżka, brudne naczynia i inne atrakcje.
Mówiąc krótko: prawie typowy poranek.
A ponad trzy godziny temu pani M. dreptała z mniejszym Stworkiem w stronę przedszkola.
Gdyby ktoś spojrzał na nie z okna, stwierdziłby, że młodsza latorośl państwa M. to wzór grzeczności i posłuszeństwa.
Z pozorami trzeba jednak uważać, bo mylą. Tak też było i w tym przypadku.
Zanim obie panie znalazły się na swojej codziennej drodze, Stworek nr 2 zaliczył kilka akcji.
Była więc akcja pod tytułem: "Nie lubię tych rajstopek" i " Nie lubię przedszkola" oraz "Nie lubię żadnych bucików poza sandałkami".
Doprowadzona do granic wytrzymałości psychicznej pani M., odliczyła w myślach do dziesięciu i wydobyła z otchłani szafy buty w kwiatki, które przekonały dziecię do wyjścia.
Mało pedagogiczne.. to prawda..
Ale rano liczy się każda minuta, tym bardziej dzisiaj, gdy na odwiezienie czekał również pierworodny, a chwilę po nim, samochód pana M (który stoi sobie teraz w warsztacie, co zapewne przyjął z ulgą po tym, jak pani M. próbowała ruszyć nim z trójki... ale co tam.. to był jej pierwszy raz w tym aucie...).

Wracając jednak do chodnika po którym pani M. niemal codziennie drepcze ze Stworkiem Mniejszym, prowadząc go do przedszkola.. Otóż to właśnie dzisiaj, przemierzając leniwie betonowe płytki, pani M. poczuła znajomy zapach wiatru. Taki chłodno-ciepły.. Szkocki...
I zatęskniła sobie troszeczkę za wstawaniem do pracy w packhousie, robieniem pasiastych zakupów w Tesco czy jeżdżeniem stopem do St. Andrews czy Edynburga....
Cudne czasy :)



poniedziałek, 3 października 2011

Pytanie o przyczynę....

Weekend w mieście na P.
Dużo ważnych spraw, trochę przełomów i dobrych zmian...
Pani M. zajadała wiśnie w likierze i rozmawiała ze swoją ciocią.
Takie tam babskie paplanie.
Z balkonu wypełzało niezwykłe ciepełko i w ogóle było bardzo przyjemnie...
W pewnym momencie ciocia zapytała czy pani M. nadal pisze bloga.
Odpowiedź twierdząca oczywiście...
Temat został więc wzbogacony o pytanie: Ale dlaczego? Po co Ci to? Nie możesz wziąć kartki/zeszytu i sobie popisać?
Pani M. zastanowiła się chwilkę i odpowiedziała, że to co innego. Pisanie bloga jest z jednej strony mniej intymne, bo ma się odbiorców, z drugiej nastawione jednak na wyrażanie przeżyć i emocji (czyli intymne mimo wszystko)...

Swojego pierwszego bloga zaczęła pisać w Norwegii, bo czuła się samotna.
Stworek był malutki, pan M. w pracy..
I tak znalazła blogi dla mam na smyki.pl.
Poznała wtedy wiele cudnych kobiet.
Z jedną z nich nawet spotkała się w realu, z innymi ma kontakt do dziś :)
Potem to zarzuciła.. nie było weny, ochoty... nie wiem.
Po jakimś czasie wróciła na ten sam portal i próbowała coś wyprodukować, ale to było takie sztuczne.. Nie miała do tego serca. Udało się jej jednak poznać np. mamę Samcia. Fantastyczną osóbkę.

I dombeznamiaru...
Nagle... bardziej osobisty, chociaż mniej odsłaniający (przynajmniej teoretycznie, bo twarzy nie znacie, ale o duszy wiecie czasem za dużo ;)  )
Dlaczego?
Chyba po to, żeby wypuścić te wszystkie myśli, których nie ma komu powiedzieć.
Nie dlatego, że nie można zwierzyć się np. panu M. albo mamie..
Po prostu pani M. czasami woli pisać o sprawach dla niej ważnych niż o nich mówić...
Poza tym wirtualny odbiorca często okazuje się bardzo ciepłą osobą.
Czasem jedno słowo od kogoś takiego, będącego tylko nickiem, może sprawić, że spojrzymy na swoje sprawy w nieco inny sposób.