sobota, 28 maja 2011

Kurczak w roli głównej :)

To chyba jakiś cud..
Pani M. nie śpi a Stworki tak!!!
Ich śliczne buźki pogrążone są w stanie błogości.
N. nawet uśmiecha się czasem...
Pewnie to kwestia tylko kilku minut, więc trzeba się spieszyć z pisaniem.
Na szczęście nic wielkiego w głowie nie siedzi.
No może jakiś przepis jedynie :)

Polecam na obiadek!


ZWARIOWANA PIERŚ Z KURCZAKA


-duża pierś (lub więcej,w zależności od osób)
-ser feta,
-papryka konserwowa,
-duża cebula,
-ulubione przyprawy/ lub sól i pieprz,
-olej,
-wykałaczki...

Mięsko filetujemy, a otrzymane płatki rozbijamy tłuczkiem, a następnie taplamy w przyprawach i dodajemy odrobinę oleju.
Odstawiamy pod przykryciem na min pół godziny.
Cebulę i paprykę konserwową kroimy w kostkę.
Ser feta (najlepiej Mlekovita, bo jest miękki) wrzucamy do miseczki i rozgniatamy/mieszamy razem z pokrojonymi warzywami.
Na każdy "kotlet" kładziemy trochę farszu i zamykamy go dokładnie wykałaczkami.
Smażymy (bądź grillujemy).

Można dodać sos czosnkowy (jogurt naturalny, łyżka majonezu, sok z cytryny, cukier i sporo czosnku)

SMACZNEGO!!!

wtorek, 24 maja 2011

Dziękuję i przepraszam...

Najpierw Pani M. dziękuje..
Wszystkim i każdemu z osobna...
Chociaż pogubiła się na własne życzenie i dlatego, że nie potrafi/nie chce podejmować ważnych decyzji.
Powód? Boi się konsekwencji.
Nie zwróciła jednak uwagi na to, że one i tak będą. Może nawet gorsze, niż gdyby kiedyś wybrała niepoprawną opcję.
Bo to z tego strachu przed błędem, zamknęła się. Otoczyła czterema ścianami i tylko podążała drogą narzuconą przez los.
Zapomniała, że do życia potrzebuje powietrza, a dla niej powietrze to ludzie.
Nie wie co będzie, ale teraz musi być silna i musi zacząć działać.
I dla siebie i dla osób, które kocha.

Na koniec pani M. przeprasza...
Za smęcenie, marudzenie, czarnowidztwo i... błędy...
Niestety za bardzo wzięła sobie do serca stwierdzenie, ze błądzić jest rzeczą ludzką...

poniedziałek, 23 maja 2011

Zagubiona

Pani M. się pogubiła..
Bardzo...
Zeszła z jakiejś drogi...
Nie potrafi znaleźć innej...
Szuka sensu i jakoś jej nie wychodzi...
Ale trzeba... Stworki chcą mamy pogodzonej ze sobą, szczęśliwej, dobrej...
Teraz jest nie sobą...
Albo przez całe życie była kimś innym...


środa, 18 maja 2011

Inny świat

Co jest po śmierci?
Patricia zadała pani M. to pytanie właśnie w czasie, gdy ta druga zaczęła się nad nim zastanawiać..
Pewnie wiele osób o tym myśli. Gdzie pójdę? Co się ze mną stanie?
Jeśli wierzysz w Boga, wierzysz w niebo i piekło, w sąd ostateczny, czyściec..
Ale co to jest niebo?
Może obrazek jak z filmu? Biel i jasny błękit... anioły rozkoszujące się dźwiękami z harfy i usmiechnięty Bóg, rozdający wszystkim niebiańskie słodycze..
A piekło to gary pełne gorącej smoły, ogień, krzyki rozpaczy i jeden wielki syf...

I jak wygląda tam życie? Czy tak jak na ziemi? Czy zostaje nam coś z człowieka? Jak zachowuje się dusza i jak ją widzimy?

Pani M. zaczęła zastanawiać się jak zapatruje się na to religia. I... zaczęła się bać....
A wszystko przez rozmowę  z mamą, która opowiedziała jej o opisach czyśćca, które przedstawiła św. Faustyna. Oczywiście pani M. szybciutko przeszperała neta, bo skoro czyściec jest miejscem strasznym,to piekło pewnie przeraża samym opisem....
I znalazła oczywiście...



Wizja piekła św. Faustyny

     Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam:
  • pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga;
  • drugie - ustawiczny wyrzut sumienia;
  • trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni;
  • czwarta męka - jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym;
  • piąta męka - jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje;
  • szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana;
  • siódma męka - jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa.
     Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jako tam jest. 

Po skończonej lekturze pani M. poczuła jeszcze większy strach.. paraliżujący wręcz..
Zawsze myślała, że jest tak, jak opowiadał im ksiądz.. Pan Bóg przebacza grzechy i jeżeli potrafimy wyspowiadać się prawdziwie za nie żałując, są nam odpuszczone.. Okazuje się, że nie do końca.. (wg religii katolickiej). Pan Bóg odpuszcza, ale nie zapomina.... I kara będzie.. po śmierci...

Może lepiej zawsze być dzieckiem, patrzeć na wszystko z naiwnością i wiarą.
Bycie człowiekiem świadomym staje się bowiem w takich momentach nie do zniesienia...

wtorek, 17 maja 2011

Oderwanie...

Dobra.. wena wraca, ale jest jeszcze na pokładzie samolotu.
W każdym razie wysyła już nikłe oznaki życia...
Pani M. siedzi sobie w pokoju z lustrem, kończy śniadanie.
Chciałaby napisać coś pozytywnego, bo przecież nie można być wiecznym smutasem.
Dlatego tylko o dobrych rzeczach będzie...

Londyn jest miastem, które zawsze dawało i daje jej energię.
Tam czas biegnie jak szalony. Nagle robi się czwartek i czas odjeżdżać...
A chciałoby się zostać... Nawet na zawsze...
Może dlatego, że wraca się do żółtego bloku w mieście na Ł...

W każdym razie pani M. i jej siostra nareszcie mogły spędzić mnóstwo czasu razem.
Codziennie dużo spacerowały, rozmawiały i zajadały się pysznymi potrawami.
Było mnóstwo śmiechu i trochę spotkań z różnymi ludźmi.
Pani M. na chwilkę zapomniała ile ma lat, że jest mamą, że wraca do swojego świata.
Pozwoliła sobie na odpoczynek psychiczny, na skupienie się tylko na sobie.
Po raz pierwszy grała w cymbergaja, przegrywała w bilarda a nawet wygrała różowe uszy królika (których notabene zapomniała zabrać).

Dokładnie tydzień temu pani M. błąkała się po centrum Londynu wdychając zapach miasta, delektując się widokami, słońcem i miękkością trawy... Ech.. gdyby można było cofnąć czas...









I na deser.. pani M. przegrywa w bilarda.....

poniedziałek, 16 maja 2011

Zagubione, zapomniane...

Od czego by tu zacząć...
Od początku? Po prostu?
Dobrze więc...
Pani M. wróciła już w czwartek, ale niestety zapomniała zabrać ze sobą kilku rzeczy..
I tak.. w Londynie zostały jej legginsy, skarpetki, szczoteczka do zębów i (o zgrozo!) wena...
Na śmierć zapomniała, by porządnie wszystko posprawdzać i masz babo placek...

I niby jest o czym pisać, bo poznała masę ciekawych ludzi (np. na lotnisku), odetchnęła, znowu się zakochała w angielskim świecie, ale ta wena.. Została przy komputerze siostry. Na pewno. Tam ją ostatnio zostawiła..
Ech ta pani M!

poniedziałek, 9 maja 2011

Przyspieszony prezent

Gdyby ktokolwiek powiedzial to pani M. dwa miesiace temu... nie uwierzylaby..Ale teraz patrzy, slucha, czuje i wie, ze to nie sen...
Wystarczy przyjrzec sie pisanej dzis notatce (nie ma polskich znakow graficznych-PRZEPRASZAM), by nie trzeba bylo szczypac sie w reke.
A dzis rano, tuz po szybkim prysznicu i kuchennych rewolucjach, pani M. delektowala sie piekna pogoda, cudnymi widokami i wyjatkowa zabudowa...
Wszystko to w miejscu, ktore dawno temu skradlo jej serce.. w miescie na L., zwanym  po prostu Londynem :)

Dzieki Sister za taki prezent!!!!

piątek, 6 maja 2011

Kiedy rodzi się pamięć?

Kiedy po roku od ostatniej wizyty w mieście na G., państwo M. stanęli przed drzwiami swojego mieszkania, nie podejrzewali, że przeżyją małe zaskoczenie. Dostarczył im go starszy Stworek. Mimo, że jest już prawie sześciolatkiem, okazało się, że 12 miesięcy przerwy wymazało mu z pamięci cały (trzyletni) pobyt we własnym domu.
Nie pamiętał nawet, gdzie jest łazienka.

Tymczasem młodszy Stwór potrafi przypomnieć sobie sytuacje z okresu, gdy miał roczek..
Jak to jest w takim razie?
Kiedy zaczynamy pamiętać?

Pani M. pamięta siebie, gdy miała może 5 lat i z babcią E. jeździła do miasta na B.
Pamięta, że wujek dawał jej jakieś dobre gumy i że pachniało suszonymi grzybami.

Widzi mamę, która karmiła jej młodszą siostrę serkiem waniliowym z krową.

Ale najwyraźniej wizualizuje sobie ostatnie spotkanie ze zdrową (przynajmniej z wyglądu) babcią E. (która notabene jest oryginałem, który posłużył panu Bogu do stworzenia większości szczegółów twarzy pani M)...
Nie wie dlaczego, ale gdy miały się pożegnać, mała  panna-jeszcze-O. rzuciła się pod drzwi, zabrała klucze i ze szlochem błagała babcię, by nie wychodziła.
Babcia z uśmiechem zapytała dlaczego...
-Bo już więcej nie wrócisz...

Oczywiście odpowiedź ta została delikatnie zignorowana.
Mama zabrała wrzeszczącą dziewczynkę, pocałowała, wytłumaczyła, że babcia musi wrócić do domku...a dzień później panna O. z czerwonym misiem z plastiku modliła się, by babcia wróciła ze szpitala...
Niestety kolejne wspomnienie przenosi się do małej, ciasnej.. kostnicy..
Panna O. wkłada pod poduszkę ulubione papierosy swojej babci..
I płacze.. długo i mocno.. Tak mocno, że od tego momentu nie potrafiła zapłakać już na żadnym pogrzebie...

Potem wspomnienia przenoszą się na lekcję matematyki, gdy siedząca w ostatnim rzędzie dziewczynka, jako jedyna podnosi rękę, by odpowiedzieć na pytanie...

Tak wyglądają pierwsze wspomnienia pani M.
Ciekawe dlaczego akurat te...
Jak jest u Was?

środa, 4 maja 2011

Niecenzuralnie

Pani M. odwiedza swoje rodzinne miasto dość regularnie i zawsze wtedy może liczyć na wielkie zainteresowanie swoją osobą. Każdy chciałby wiedzieć gdzie mieszka, co robi, czy ma wciąż tego samego męża. Pytaniem odwiecznym jest oczywiście:- Czy pracujesz?
Początkowo strasznie jej było.. wstyd albo raczej czuła się zażenowana, że nie pracuje.

Najciekawsze są spotkania z pewnym wujkiem.
Wujek M. jest osobą bardzo lubiącą cudze potknięcia.
Z udawaną życzliwością wypytuje o tematy, które mogą sprawić rozmówcy jakieś trudności..
Tak też było ostatnim razem...

-Cześć! Przyjechałaś do mamy?
-Tak (skoro stoję z nią i jestem w jej mieście , to chyba oczywiste) u mamy zawsze najlepiej-odpowiada z teatralnym uśmiechem pani M.
-Aaaa..-delikatne uniesienie górnej wargi zwiastuje przejście do meritum- A Ty pracujesz?
-Nie wujku (po co pytasz skoro wiesz  doskonale, że nie). Nie muszę, to nie pracuję.. (to oczywiście wersja zdarzeń dla złośliwych)
-No popatrzcie państwo, popatrzcie. I po co te kobiety się kształcą. Ty to prawie najwyżej przecież (że jak?? Nic mi o tym nie wiadomo, mam tylko mgr przed nazwiskiem) a i tak musisz w domu siedzieć.
-Ale dzięki temu, że się uczyłam, mogę być mądrzejszą mamą dla dzieci.
-Ha, ha- z pobłażliwym uśmieszkiem zarechotał wujek i wykrztusił- No to by się jeszcze jeden synek czy córeczka mógł pojawić..

Tu pani M. nie wytrzymała.. Uśmiech spełzł z jej twarzy i gdy wujek oddalił się o kilka kroków, cytując innego członka swojej rodziny, szepnęła do mamy: A niech mu gębę wykręci za takie życzenia....
I obie wybuchnęły śmiechem...

wtorek, 3 maja 2011

Śmietankowo :)

Wczoraj było troszkę zbyt ponuro..
Trzeba sobie poprawić nastrój..
A co jest na to najlepszym sposobem?
Dobra muzyka i smaczne jedzonko...

Proszę bardzo...

Kokosowa rozkosz  w śmietanowej pierzynce...

Potrzebujesz:
0,5 l śmietanki słodkiej 18%
2 śnieżki na mleko
biała czekolada
2 paczki wiórków kokosowych

paczka biszkoptów

Na tortownicy ułożyć biszkopty.
Białą czekoladę rozpuścić w 4 łyżkach śmietany.
Resztę śmietany ubić ze śnieżkami, dodać wiórki i wystudzoną, roztopioną czekoladę.
Masę wylać na biszkopty.
Można udekorować starta białą czekoladą.....

Mniam..
(oczywiście MUSICIE włożyć ciacho do lodówki)

poniedziałek, 2 maja 2011

Deser...

Pani M. spędziła wczorajszy dzień i dzisiejsze popołudnie ze swoją babcią G.
Jak wiadomo bardzo ją kocha i nie wyobraża sobie życia bez niej...
To ona zawsze z ogromnym przekonaniem pokazywała, że kobiety są silne.
Mimo, że wiele jej poglądów nie do końca pokrywa się z tym, co ma w głowie jej wnuczka, babcia zawsze była jej bardzo bliska.
Pani M. podziwiała ją za to, że poświęciła całe życie dla rodziny. Najpierw wychowywała swoje dzieci, potem wnuki... Ciągle miała w domu stosy pieluch, hałas małych głosików i porozrzucane wszędzie zabawki.
Nawet, gdy większość jej podopiecznych wyrosła, to i tak niemal codziennie wpadali do niej na obiad.

I nigdy nie dostali zupy z paczki czy innych pomysłów na... Był kotlet schabowy z wielkim stosem surówki i zupa z obowiązkowym rogalem (bo przecież zupa to sama woda ;) ). A babcia pełna energii marudziła, gdy ktoś nie sprostał jej przedwojennym porcjom...
Pani M. codziennie po szkole wpadała do mieszkania na parterze, by opowiedzieć o swoich sukcesach i poczuć zapach aromatycznych sosów i wybornych chruścików, roznoszący się po całym domu.

Gdy pani M. sama wpadła w kierat domowych obowiązków, zaczęła się zastanawiać, jak babcia dała radę. Jak udało się jej nie zwariować? Nie użalać nad sobą?
Przecież żyła w czasach, gdy nie było gotowych zupek w słoiczkach, pampersów a nawet zwykłych śpioszków.. Nie ma co wspominać nawet o pralce i innych takich gadżetach...
Dodatkowo miała czwórkę, a nie dwójkę dzieci.. Potem dwa razy tyle wnucząt...
I nigdy nie odmówiła pomocy, każdego przyjęła, każdego nakarmiła...
Pani M. chyba nie dałaby rady. Pewnie jest zbyt dużą egoistką....
Ale cztery ściany i rutyna po prostu ją dobijają...

Dzisiaj, spoglądając na swoja babcię, pani M. nie myślała jednak tylko o tym, co tamta poświęciła.
Patrzyła na starość...
I nie po raz pierwszy spostrzegła jak bardzo się jej boi.
(Szczególnie teraz, gdy od pewnego czasu czuje się już ZA stara. Nie wie na co, ale jest już ZA)
Bała się jej, patrząc na babcię, która straciła swój ogień.
Z pobladłymi oczami, smutną twarzą i jakąś taką kapitulacją...
Bała się, że tak mało zrobiła, a tak szybko minęło jej ostatnie dziesięć lat...
Że ona także stoi w miejscu, nie szukając siebie, nie robiąc nic, by coś zmienić...


I tak na koniec, żeby już nie przedłużać, pani M całkowicie zgadza się ze stwierdzeniem Stephena Kinga w "Bezsenności"...
Starość to obrzydliwy deser podany po doskonałym posiłku.