środa, 30 marca 2011

Pachnąca przeszłość

Niesamowite jak zapach albo dźwięk może nas przenieść w przeszłość, do jakiegoś miejsca albo wspomnienia.
Wystarczy, że świeci słońce i czuć zapach skoszonej trawy, by pani M. znalazła się w mieście na literkę P.
A gdy miesza się woń  mchu, wody i betonu/cegły (!) od razu widzi Londyn..
To samo jest z piosenkami... Zaczynając od "Nie ma, nie ma wody na pustyni"...
Pani M. ma z 4, może 5 lat, stoi sobie w dużym pokoju, z mikrofonem w małej rączce..

A słynne hity Haddaway'a czy dr Albana.. (ktoś kojarzy.. to przecież niemal prehistoria..)?
To czasy, gdy była w szkole podstawowej, dzielnie stawiała się na spotkaniach Oazy w kościele i... na "dyskotekach" organizowanych przez księdza! (niesamowite, co?)

Liceum to obowiązkowo Hey, Nirvana, Oddział Zamknięty, a potem... klasyczny hip hop (wpływ pana M.).
Studia upłynęły w chaosie zapachowo-muzycznym.
Od przyjemnie łechcącego nozdrza kurzu w bibliotece, po ukochaną (niestety...) mieszankę dymu papierosowego, litrami lanych perfum i studenckich hormonów..
A właśnie! Pani M. nie pali, ale uwielbia zapach tytoniu! Powód? Przypomina jej on zmarłą wiele lat temu babcię, która mimo zakazów jej mamy, zazwyczaj popalała przy swojej wnuczce. Efekt? Zboczenie zostało do dziś... Ech....
Nawet w czasie ciąży, niepaląca pani M., czasem miała wielka ochotę na jeden mały mach...

Możnaby tak wymieniać w nieskończoność...
A tymczasem piosenka, która kojarzy się naszej bohaterce z życiowymi zmianami, kursem norweskiego i miastem na G.

wtorek, 29 marca 2011

Oddycham?

Cudownie jest...
wyjść rano z domu w samej sukience i sandałach...
poczuć ciepłe powietrze i zaciągnąć się nim bez granic..
pójść do lasu i otoczyć się zapachem mokrego mchu i rosy...
wystawić twarz do słońca i zamknąć oczy...

albo położyć się na zielonej trawie w wielkim parku...
cieszyć się chwilą...
a potem oglądać przechodzących ludzi...
patrzeć na ich uśmiech albo zadumanie...
zastanawiać się kim są, dokąd idą...

poniedziałek, 28 marca 2011

Matka

Miała wyjątkowe oczy. Duże, niebieskie... I te rzęsy. Ciężko byłoby nie zwrócić na nie uwagi. Gdyby ktoś jej nie znał, z pewnością pomyślałby, że są sztuczne. Wszystko to prawie nie pasowało do tego wychudzonego już ciała i matowych, poszarpanych włosów.
Wtedy rozmawiały chyba po raz ostatni. Była z córeczką. Trzymała jej pulchną rączkę w swojej, chudej i zimnej dłoni. Wymieniły uprzejmości.
Kilka dni później spotkała jej matkę. Drobną kobietę, której twarz krzyczała z bólu. Zatrzymała się. Rozmawiały. Wtedy usłyszała jedną z tragiczniejszych historii o cierpieniu człowieka.
Do dziś zadaje sobie pytanie: gdzie tu jest sens? I cały czas nie potrafi go odnaleźć.

Państwo X to rodzina jakich wiele w małym miasteczku Y. Oboje pracowali w utrzymującym całe miasto zakładzie. Mieli dwie córki. Młodszą, o której już była mowa i Starszą. Ta druga zawsze uchodziła za piękność. Była lubiana, uśmiechnięta i pełna życia. Młodsza wciąż schowana za tymi swoimi długimi rzęsami. Zamknięta w sobie, nieśmiała. W pewnym momencie zaczęła ubierać się w za duże ciuchy, obcięła włosy. Jak to zwykle w małych mieścinach bywa, szybko rozniosło się, że choruje na anoreksję.
Matka robiła co mogła, zjeździła pół Polski szukając specjalistów... Bez efektu. Po kilku latach Młodsza Córka poznała mężczyznę. Nie był wymarzonym zięciem... Ale nie to się liczyło. Córka trochę lepiej jadła i jakimś cudem udało jej się nawet zajść w ciążę. Całe miasto szemrało, że to niemożliwe, że pewnie po jakimś leczeniu. A ona donosiła dziecko. Dziewczynkę.
Jednak choroba powróciła do niej jak bumerang i ugodziła z podwójną siłą. I podczas gdy noworodek w wózku był pyzaty i rumiany, jego matka ledwo przy nim stała.
W tym samym czasie rodzina dowiedziała się o kolejnej tragedii. Starsza Córka poczuła zgrubienie w pachwinie. Okazało się, że to rak. Bardzo złośliwy. Dawano jej kilka miesięcy życia. A w domu czekała na nią dwójka małych dzieci...
Matka Córek spadała w przepaść. Ze strony męża nie mogła liczyć na żadne wsparcie. Nagle obie jej córki  umierały. Jedna na własne życzenie, nieubłaganie łykajac kolejne środki przeczyszczające. Regularnie lądowała w szpitalu ze straszliwymi bólami brzucha. Druga.. nękana straszną chorobą. Ale walcząca. Wracająca do szpitala na kolejne chemie. Udało jej się przeżyć rok, drugi, czwarty. I nie mogła zrozumieć jak to możliwe, że gdy ona tak bardzo pragnie żyć, jej siostra robi wszystko, by się z życiem pożegnać.
Pani M. słuchała spowiedzi Matki i obie płakały. Żadna z nich nie miała jednak pojęcia, że gdy spotkają się następnym razem Młodszej Córki już nie będzie. Umarła...właściwie z głodu, w ogromnym bólu....
Ludzie żałowali, ale nie jej, tylko jej matki i córeczki. Obie błagały, klękały na kolanach, by dziewczyna przestała, by wyzwoliła się z nałogu.. Na próżno... Nałóg był silniejszy od miłości...
Jej mąż już znalazł sobie inną. Śmierć żony tak bardzo go nie dotknęła. Teściowa zaoferowała mu pomoc w  wychowaniu wnuczki. Początkowo nie pozwalał jej na to, z premedytacją.... Dopóki dziewczynka nie zaczęła symulować chorób, przestała chodzić do przedszkola. Wtedy odpuścił.
Starsza Córka jest w coraz gorszym stanie, ma przerzuty. Ale nadal walczy... a wiele ludzi modli się o cud dla niej i dla jej Matki.. Bo ile może znieść jeden, słaby człowiek?

sobota, 26 marca 2011

Biało

Za oknem słońce i... śnieg...
To nie żart chyba..
Piękną mamy zimę tej wiosny :)

Londyn innym okiem..
(Przepraszam za jakość..telefonowa)











piątek, 25 marca 2011

Kobieta...

Wojciech Eichelberger:
Dziewczynka,gdy stanie się kobietą (...)zrozumie,że gdy ją boli, to tak naprawdę nie boli.
Gdy płacze,to histeryzuje i jest niewdzięczna.
Gdy się na coś nie zgadza,to jest wredna i cyniczna.
Gdy się cieszy,to się wygłupia albo jest pijana.
Gdy chce ładnie wyglądać,to się mizdrzy,
a gdy kimś się zainteresuje,to się puszcza.
Gdy się wstydzi,to jest głupia,a gdy się nie wstydzi,to jest bezwstydna.
Gdy się przy czymś upiera,to przesadza,a gdy się nie upiera,to nie wie czego chce.
Jak kocha,to jest naiwna,a jak nie kocha,to jest zimna.
Gdy ma ochotę na seks,to jest suką,a gdy nie ma ochoty na seks,to też jest suką.
Jeśli chce być kimś - to znaczy,że przewróciło się jej w głowie,a jak nie chce być kimś,to jest głupią kurą.
Jeśli jest sama,to znaczy,że nikt jej nie chciał,a jeśli jest z kimś,to znaczy,że cwana.
...a gdy dostaje furii - to jej się tylko tak zdaje.

czwartek, 24 marca 2011

Gotowanie na ekranie

Internet to kopalnia wiedzy, ale i ogromne śmieciowisko.
Mnóstwo tu ludzi bezmyślnych, bezczelnych i głupich po prostu..
Ale chwila... znajdziemy także tłumy osób wartościowych, myślących i inspirujących..
(Wszystkie powyższe stwierdzenia zostały oczywiście wyjęte z worka pod tytułem BANAŁ....)

Z taką wiedzą i tymże nastawieniem pani M. przegląda sobie zazwyczaj strony kulinarne, czasem blogi o tej tematyce. Pewnego razu postanowiła wzbogacić swoje menu. Rozwinąć się.. choćby tak.. przy przysłowiowych garach.
Jej specjalnością są ciasta. Uwielbia je piec, a potem z niemal lubieżną satysfakcją patrzy jak znikają w ustach gości.
Zaczęło sie niewinnie. Koleżanka jej mamy podarowała pani M. dwa zeszyty. Zapisała tam wszystkie sprawdzone przepisy na ciasta i dania obiadowo-kolacyjne.
Pani M. zachęcona, zaczęła piec. Początkowo bez wiary.. bo w domu swoich rodziców miała zazwyczaj funkcję siekacza (siekała orzechy, warzywa na sałatkę itd). Okazało się, że wychodzi jej to całkiem dobrze a przy tym odczuwa niezwykłą radość, gdy nagle z bezkształtnej masy, powstawało pyszne cudo.
Gdy wykorzystała już wszystkie specjały zapisane w zeszytach, zaczęła eksperymentować z internetowymi nowinkami...
Niestety okazało się, że prawie połowa podanych tu receptur jest nietrafiona. (Przypuszczalnie autorzy wcale nie wypróbowali własnych przepisów.) Ta tendencja nie dotyczy indywidualnych blogów o gotowaniu, ale serwisów o jedzeniu. Dlatego najlepiej wybierać z nich te, które maja naprawdę dużo pozytywnych komentarzy.
Kilka takich perełek pani M. znalazła....

A oto jeden z łatwiejszych pomysłów na ciekawe śniadanie/kolację:

Jajka z łososiową różyczką:


jajka (ilość zależna od upodobań)
majonez (łyżka na 3 jajka)
łosoś wędzony w plastrach
sól
pieprz

Jaja gotujemy na twardo, studzimy, kroimy na połowę. Wyciągamy żółtka, dodajemy do nich sól, pieprz i majonez, ugniatamy. Farsz wkładamy z powrotem do białkowych łódeczek.
Wykrawamy paski łososia, zwijamy tak, by powstała różyczka i wkładamy ją w jajko.
Proste, szybkie ale naprawdę pyszne danie!

środa, 23 marca 2011

Sala

W powietrzu czuć już było wiosnę. To był pierwszy ciepły dzień w tym roku. Pani M., zmarzluch jakich mało, pozwoliła sobie nawet na odpięcie włosia (czy jak to inaczej nazwać?) od kaptura zimowej kurtki. Wdychając zapach słońca i rokoszując się urokami ukochanego miasta P., nacisnęła przycisk domofonu. Po pokonaniu czterech pięter, już pukała do drzwi mieszkania swoich kuzynek. Spędziły w nim kilkadziesiąt minut i z podekscytowaniem ruszyły w stronę przystanku tramwajowego.
Zielona maszyna zawiozła je do wielkiego budynku, kształtem przypominającego każde inne centrum handlowe w Polsce (dobra, przesadzam..nie każde).
Pani M. niby nie chciała, ale chciała... dlatego z lekkim strachem kupiła bilet i zasiadła w ciemnej sali razem z K. i K.
Żadna z nich nie miała pojęcia, że czeka je niesamowite przeżycie. Nie spodziewały się nawet tego, że wychodząc z sali będą ocierały łzy.
Zaczęło się zupełnie normalnie. Nowoczesna rodzina z wyższych sfer. Całkiem fajny nastolatek, studniówka, szukanie nowych przeżyć. I nagle STOP. Na ekranie pojawia się dziwna postać (uwielbiam Romę Gąsiorowską), która każdego normalnego człowieka odstraszyłaby po kilku minutach.. I nie chodzi tu wcale o dziwną maseczkę na jej twarzy, ani nawet trochę przerażający sposób mówienia. Dziewczyna bez oporów opowiada nowemu koledze jak bardzo chce.... umrzeć...
Niestety główny bohater chętnie wkracza w jej świat, zaczyna ją naśladować...
Rodzice, zbyt zajęci sobą, nic nie zauważają...
Jak to się kończy? Zobaczycie lub już widzieliście sami...


"Sala samobójców" to bardzo dobry film. Zaskakujący, dający do myślenia.. Opowiada chyba przede wszystkim o samotności. Samotności we własnym domu i ogólnie, w świecie.
Pani M. do dziś próbuje poukładać sobie w głowie każdą scenę, przemyśleć ją, wyciągnąć wnioski. Ale to nie jest łatwe...

Jedno jest pewne. Gdyby ten film powstał w Ameryce, byłby hitem...

P.S. Nie radzę oglądać go w słabszy dzień... Jest dość przygnębiający mimo wszystko...

wtorek, 22 marca 2011

Wiosna

Pięknie za oknem :) WIOSNA!!!!
Pani M i jej noga są w o wiele lepszej formie. Ale jak tu nie czuć się dobrze, gdy ma się taką kochaną mamę..
Śniadanko do łóżka, pełna opieka nad Stworkami i można poleniuchować...

Miło się tak oderwać od codzienności, nie mieć zbyt wielu obowiązków, robić to na co ma się ochotę, a nie to, na co ochotę mają Stworki...

Ech! Pani M. ma jakiś kryzys chyba ostatnio... permanentny...
Trzeba nią potrząsnąć i powiedzieć: Hej, Maleńka! Nie świruj!!!

poniedziałek, 21 marca 2011

COMA

Trochę smętnie..mimo całej masy pozytywnych emocji.
Ale pewien fragment tej piosenki jest dokładnie o osobie piszącej tego bloga...

niedziela, 20 marca 2011

Wspomnienia

Już z powrotem...
Nie wiadomo kiedy i jak minął cały tydzień.
Bez Stworków, codziennej rutyny, bez internetu...
Ale za to w otoczeniu niezwykłych widoków, zapachów i ludzi...
Siostra pani M. i jej dwie super kuzynki będą miały wiele wspomnień!
Spacery po uliczkach Londynu, mgłę w Hyde Parku, księcia Williama na balkonie (który okazał się robotnikiem na balkonie), a także zarwane łóżko i zapach spalonej gumy... (dziewczyny! Daj buziaka Maleńka!!!, I don't share... DZIĘKUJĘ WAM!!!)
Zdjęcia niestety robione telefonem i pani M. wstawi je, gdy wróci do swojego komputera.
Obecnie przebywa bowiem u mamy, jak zwykle objada się smakołykami i...leczy zwichniętą (w Londynie zresztą)kostkę...

sobota, 12 marca 2011

If you love somebody...

Najgorsze jest to, gdy ktoś bliski postrzega wszystko jednostronnie
Człowiek dusi się wtedy, brakuje mu przestrzeni...
Jeśli się kogoś kocha, trzeba dać mu trochę wolności, nie kontrolować każdego słowa, każdego kroku...
(i nie chodzi tu tylko o związki damsko-męskie, małżeńskie i nie-małżeńskie).
Trzeba pozwolić popełniać własne błędy, mimo, że wciąż chciałoby się przed nimi chronić...
Dlatego : if you love somebody, set them free :)


P.S. Następny wpis już chyba z krainy czerwonych autobusów :)

piątek, 11 marca 2011

Torby i walizki

Zupełnie inne mieszkanie, w zupełnie innym mieście.
Ta sama pani M. siedzi sobie w kuchni swojej teściowej,.
Na okrągłym, białym stoliczku stoi komputer, a obok na krześle młodszy Stworek..

Wczoraj cała rodzina miała przydługą podróż, przerywaną dwoma przystankami na siku i jednym na rzyg roku.
Na szczęście ten ostatni okazał się jedynie bekiem roku..
W każdym razie.. było ciekawie.

No więc (nie zaczynamy zdania od no więc.. taaaak wiem...) jeszcze dwa dni do wylotu, walizki pękają w szwach. Ale co tu robić... zawsze przyda się setna para spodni dla Stworka nr 1 czy paczka spinek dla Stworka nr2... Nie ma po co wspominać o reklamówce syropów na kaszel, sprayów do nosa i tonie książeczek z bajkami... ech..

No to coś na dobry nastrój:



czwartek, 10 marca 2011

Miejsce na ZIEMI

To było 11 lat temu (Naprawdę? Już?!).
Pani M. podeszła do tego przedsięwzięcia z radością, ale też niepewnością.
Wymagało ono wielu przygotowań, wysyłania kilku wniosków i oczekiwania na odpowiedź przez kilka tygodni.
Ale udało się!
I tak któregoś pięknego dnia czerwca, zaliczywszy sesję w terminie zerowym, pani M., pan M. i ich przyjaciel (również M :) ) stali sobie na przystanku autobusowym. Warto wiedzieć, że był to przystanek podróży międzynarodowych... A oni czekali na autobus, który zawiezie ich do Londynu. Nie był to jednak cel podróży, bo następne kilkanaście godzin spędzili w autokarze wiozącym ich do Szkocji, a dokładniej do małej miejscowości Blairgowrie.
Jak wielu innych studentów, tak i oni postanowili wyjechać do pracy a przy okazji pozwiedzać. Pani M. nie miała jednak pojęcia, że ten wyjazd będzie dla niej wyjątkowy... że spotka na nim jedną z największych miłości swego życia... Wielką Brytanię.. O tak! To była miłość od pierwszego wejrzenia, mimo dość męczącej pracy i raczej kiepskich warunków mieszkaniowych (czytaj: przyczepa kempingowa :) ).
W każdym razie, pani M. zrozumiała, że to jej miejsce na Ziemi. Ogromne obszary zielonej, jak z filmów Tima Burtona, trawy... małe domki bez firanek i ten akcent... mhmmm. Niesamowite...
Pani M. była w Szkocji jeszcze tylko raz.. później już "tylko" w Londynie.. Ale jeszcze tyle przed nią...

Skąd to wspomnienie wzięło się dziś w jej głowie? Dziś, kiedy mieszkanie na piątym pietrze tonie w stosach ubrań, walizek, dokumentów? Bo już za kilka dni, gdy rzeczy znajdą swoje miejsce w odpowiednich torbach, gdy stworki pojadą na ferie do babci, ona będzie wysoko w chmurach zbliżać się do swojej ukochanej Wyspy...








środa, 9 marca 2011

O kocie i pewnej dziewczynie

Była sobie dziewczyna o typowej, włoskiej urodzie. Ciemna cera, duże oczy i piękne, kręcone włosy. Właśnie wprowadziła się do dwupokojowego mieszkania, które dostała od rodziców. Gdy któregoś dnia otwierała drzwi swojego domu, zobaczyła kogoś, kto siedział na schodach piętro wyżej. Ten ktoś był kobietą. Miał włosy związane w kucyk i ze zniecierpliwieniem spoglądał na zegarek.
-Cześć! Czekasz na kogoś?-zagadnęła wesoło "Włoszka"
-Cześć! Czekam na chłopaka. On tu mieszka. Miał być jakieś pół godziny temu, ale chyba coś go zatrzymało na uczelni. -odpowiedziała grzecznie (i jak zwykle wyczerpująco) siedząca na schodach. Następnie wstała,  uśmiechnęła się przyjaźnie i przedstawiła:
-Jestem K.
-A ja jestem X.
I tak oto pani M. (będąca jeszcze panią O.)poznała fantastyczną dziewczynę o typowej, włoskiej urodzie...

Z czasem dostrzegła jak bardzo jest samotna i smutna... Mimo inteligencji, urody i naprawdę wielkiego serca.
X. była nauczycielką. Nie miała chłopaka, a o ostatnim wyrażała się per: Nieboszcz... Bardzo ją zranił. Wspominała o nim dość często. Może nawet zbyt często...

Ale nie o tym miało być... Historia powinna bowiem opowiadać o kocie panny X.
Pani M. nie pamięta skąd się wziął u X. Czarna kocica w mgnieniu oka stała się jednak oczkiem w głowie swej pani. Była traktowana jak ukochane dziecko. Z czasem dostała pół pokoju, który wyposażono w drążek z wysepkami do skoków i inne, tego typu, zabawki dla kota.
Silna więź tych dwóch istot wzmocniła się, gdy X straciła dziecko. Przypadkowe, ale kochane od momentu poczęcia...
Potem drogi pani M. i dziewczyny o typowej, włoskiej urodzie rozeszły się...
Ale po kilku latach skrzyżowały ponownie. Spotkały się w tym samym mieszkaniu na trzecim piętrze. Pukając do drzwi pani M.nie spodziewała się, że zastanie za nimi zupełnie inną kobietę. Spełnioną, szczęśliwą i.. co najważniejsze.. kochaną.

A kot? Musiał oddać to swoje pół pokoju... dziecięcym puzzlom z pianki i kartonom z zabawkami. A sam wylądował gdzieś na szafie, wciskając się między pudła i... własne gadżety..
Ale mimo to wyglądał na zadowolonego!

Jaki z tego morał? Nie mam pojęcia!

wtorek, 8 marca 2011

Tradycyjnie

Kobiety!
Te małe, duże, szczupłe, puszyste, rudowłose, blondynki i ciemne!
Bądźcie zawsze szczęśliwe, spełnione i KOCHANE!!!


poniedziałek, 7 marca 2011

Filmy... trudne?

Wiem, że wszystkim się wydaje, że "w jego czasach" było normalniej niż w czasach jego dzieci.
Wiem również, że każde pokolenie ma własny świat.
I że cywilizacja mknie do przodu z prędkością światła...
I że trzeba być postępowym...
Ale... dzisiejsza rzeczywistość jest tak zagmatwana i trudna, że ciężko ją zrozumieć.
(gdy nie jesteś nastolatkiem?)

Pani M. i chce i boi się.
Strasznie się boi.
Mimo, że uwielbia Kinga, a na "Kill Billu" niefrasobliwie delektuje się lodami z advocatem.
Mimo, że widziała i czytała różne rzeczy.
Ale nadal dobrze pamieta, co czuła po obejrzeniu filmu "Kids".
A potem te same emocje wróciły po spotkaniu z "Galeriankami".
Wyszła z kina zniesmaczona, zamyślona i bardzo PRZERAŻONA.

Wcale nie dlatego, że dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak zachowują się niektóre dzieci.
To wiedziała. (Przecież nie jest mieszkanką odległej galaktyki)
Ale dlatego, że jej własne Stworki będą częścią takiej właśnie rzeczywistości.
Będą musiały dać sobie w niej radę..
A ona.. no właśnie..
Ona i pan M. muszą je do tego przygotować, by nauczyć je dokonywania wyborów...

I dlatego bardzo chciałaby obejrzeć "Salę samobójców".
Choć obawia się swoich późniejszych przemyśleń...
Strachu, czy potrafi być dobrym, mądrym rodzicem.
Ale chce to zobaczyć, by wyciągnąć wnioski.
A może po to, by znaleźć wskazówkę, która pomoże jej być dla dziecka wzorem, oparciem...
Ale też dać mu wolność.
Bo tak naprawdę zarówno brak kontroli, jak i jej nadmiar może być niebezpieczny..

niedziela, 6 marca 2011

Papryczka

Dziś zaczynamy znowu od jedzenia.
A konkretnie od papryczki, którą pani M. odkryła ponad rok temu.
Nazywa się JALAPENO i można ją nabyć w wersji nacho slices, w słoiku.
Nie jest łatwo znaleźć takie cudo, ale jest pewien sklep, w którym jest zawsze.
P i P(ale reklama.....)
Ale dlaczego dzisiaj o niej?
Bo właśnie zrobiły się kanapki: szynka, majonez i pokrojony w kosteczkę krążek papryczki...
Pycha! Pod warunkiem, że ktoś lubi ostre potrawy...

Są więc kanapki, herbatka, słońce za oknem, ech!
Wiosna tuż, tuż...
A pani M. przeczytała swoją wczorajszą notatkę i musi coś dopowiedzieć.
Z tą zmiana człowieka, to było w kontekście ostatniego, smutnego wydarzenia.
Odejścia jej koleżanki..
Pani M. tego dnia oglądała jakiś film i zaczęła o niej myśleć...
Stwierdziła, że człowiek, gdy dowiaduje się o takim zdarzeniu, zaczyna doceniać swoje życie, codzienne czynności, ludzi sobie bliskich.
Ale po pięciu minutach siedzi na kanapie i znowu ogląda ten sam program, a następnego dnia żyje tak, jak dawniej... I kłóci się jak dawniej i śmieje również tak samo.
Życie toczy się dalej.
A dla bohaterów filmu takie wydarzenie zawsze niesie ze sobą zmiany, przemyślenia, jakieś trwałe przemiany.
Stąd pytania o tym, czy człowiek może się zmienić...

Pogmatwane te myśli, chaotyczne... a to oznacza, że pora wrócić do kanapek..
One tak sobie grzecznie czekają na talerzu.. kuszą majonezem, chrupka skórką...
No to... smacznej niedzieli!!!

sobota, 5 marca 2011

Takie tam....

W całym domu pachnie pieczoną polędwicą... Mniam... Do tego sałata, feta, pomidor...
Ale teraz brzuch pani M. ma dość a jedynie na co miałaby ochotę to poleżeć, zawiązać tłuszczyk...
Stworki jednak bacznie obserwują rodzicielkę i nie pozwalają jej popaść w błogie lenistwo...
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

Myślicie że człowiek może się zmienić? W filmach zawsze tak jest. Ktoś jest zły, nie lubi ludzi, a potem... przeżyje coś pięknego, albo odwrotnie-strasznego i nagle się zmienia. Przed napisami końcowymi widzimy obrazek idylliczny... Uśmiechnięty, odmieniony bohater z gromadką przyjaciół dookoła.
I żyli długo i szczęśliwie!
A co potem?
Co byłoby po napisach?
Czy żyli długo? Czy szczęśliwie? Czy nie kłócili się? Nie płakali?
.........................................................................................................
Stop! Stop!
Dziś miało być sielsko, anielsko, leniwie.. a tu znowu... smutki jakieś...

piątek, 4 marca 2011

Dlaczego tak jest?

Dzwoni mama pani M. i z płaczem oznajmia, że właśnie czyta nekrolog... jej koleżanki...
Miała 28 lat.
Właśnie została mamą.
Podobno była chora, ale o tym nie wiedziała przed ciążą.
Wybrała jednak życie dziecka i donosiła je tak długo, aby ono było silne i mogło przeżyć.
Jej organizm nie dał jednak rady...

A była taka młoda.. zawsze uśmiechnięta, optymistyczna...
Trudno cokolwiek powiedzieć, nawet, gdyby się bardzo chciało.
W takich momentach można jedynie zastanawiać się nad sensem poświęcenia, miłości, życia...


Dlaczego tak jest?
Ja Ciebie Panie pytam się...
Ja szukam odpowiedzi...
Ja chcę odnaleźć sens..." (autor: SGM)

[*]

czwartek, 3 marca 2011

O łzach

Czy kiedy ktoś umiera można powiedzieć, jakim był człowiekiem?
Przecież o zmarłych nie można mówić źle.
I nawet, gdy ten, kto odszedł nie był wiele warty, ludzie wyrażają żal i smutek.
Czasem tylko w słowach...

Pani M. była miesiąc przed ślubem, gdy to do niej dotarło.
Coś się stało. Odszedł człowiek. Był pogrzeb.
Ale nikt nie płakał. Może tylko jego trzecia żona trochę zmoczyła rzęsy.
Nikt więcej. Żaden z synów. Żadne z wnucząt.
Obowiązkowo przywdziali smutne miny na czas mszy i pochówku.
Ale potem, gdy zjadali pośmiertny obiad, większość z nich była wesoła, a głównym tematem rozmów był ślub pani M.
Nawet przez sekundę nie zaproponowano, by go przełożyć.
Pani M. przeszło to przez głowę, ale raczej z poczucia jakiejś takiej tradycji, że żałoba musi być.
Ona wcale go nie znała. A to co widziała lub pamiętała to raczej przykre obrazy.
Na przykład, gdy miała 6 lat a on wiedząc, że boją się z siostrą ciemności, chował się w pustym pokoju i nagle wyskakiwał, krzycząc głośno.
Albo gdy mówił o wnukach swojej trzeciej żony, jakby to były jego, a o nich (jego prawdziwych wnuczkach) wcale nie opowiadał.
Nie zazdrościła, nie było jej nawet smutno, bo go nie potrzebowała.
Miała mnóstwo miłości od drugiego dziadka.. Szkoda, że tak szybko odszedł...
No właśnie... na jego pogrzebie wszyscy bardzo płakali, a potem całymi godzinami o nim opowiadali.
Był fantastycznym człowiekiem. Dobrym. Kochającym..

I chyba to się dało zmierzyć... ilością łez...

środa, 2 marca 2011

Desert rose..

Nie ma natchnienia..
Nie ma motywacji.
Nie chce się pisać.....
Dlatego.. póki co.. będzie muzycznie...
Ulubiony artysta pani M. (była nawet na koncercie w swoim ukochanym mieście P.)





DOPISANE....
P.S. Wena nadal obrażona, ale co tam...
Dla zapracowanych, znudzonych rutyną i uwielbiających czosnek..
Pomysł na kolację:

BŁYSKAWICZNA SAŁATKA CZOSNKOWA:
(UWAGA!! Jest pyszna, ciężko się jej oprzeć....)


Potrzebujesz:
-puszkę czerwonej fasoli,
-słoik selera konserwowego,
-20-30 dkg startego sera żółtego (jaki lubisz)
-czosnek (tyle, ile chcesz, ja daję zazwyczaj 2, 3 ząbki)
-5 łyżek majonezu (można więcej jeśli ktoś chce)

Odcedzamy fasolę i seler. Wrzucamy do miski razem ze startym serem i przepuszczonym przez zgniatacz do czosnku-czosnkiem. Dodajemy majonez. Mieszamy. (nie musimy nawet przyprawiać) Jemy.

Smacznego :)

wtorek, 1 marca 2011

"Zdrowe" systemy

Słońce odbija się leniwie w dachach i oknach bloków. Gdyby nie ten szron, można by poczuć się naprawdę wiosennie. Tym bardziej, że jest już marzec! Coraz bliżej dodatnich temperatur, długich spacerów i lepszego samopoczucia.
Z pokoju Stworki wołają, by mama dała im kolejny kubek herbaty. A ona po raz dziesiąty odświeża stronę z rekrutacją do zerówki i przedszkola... w jej głowie padło już wiele niezbyt miłych słów, skierowanych do anonimowych twórców systemu. Po ponad godzinie nie udało jej się zarejestrować nawet jednego dziecka.
Swoją złość wyładowała już na biednej klawiaturze i uszach pana M. Dopiero po wykonaniu telefonu do urzędu, dowiedziała się o chwilowym zawieszeniu stron...
Nie ma to jak nasze, ojczyste systemy! I to nie tylko komputerowe. Można na przykład wspomnieć o służbie zdrowia. tej bezpłatnej. Temat rzeka...
Jest niedziela, mały Stworek gorączkował już 6 dobę i trzeba było sprawdzić czy w morfologii wszystko ok. Wizyta w szpitalu. Na wstępie bliskie spotkanie z kotarami, doskonale wprowadzającymi w ducha minionej epoki... W zasięgu wzroku-szyba. I napis: REJESTRACJA.
Za szybą nikogo nie widać.
Pani M.- Dzień dobry! 
Nic.
Pani M., nieco głośniej- Dzień dobry!
-Idę już, Idę!- z drzwi za szybą wygramoliła się postawna kobieta o twarzy nieskalanej odrobiną życzliwości. Tłuste włosy, mętne oczyska i to spojrzenie, informujące o totalnej niechęci wobec przybyłych.
-Dzień dobry.-po raz trzeci wydobywa się z gardła pani M.
-O co chodzi? Po co Pani przyszła?-obrażonym głosem pyta kobieta.
-Dziecko gorączkuje już 6 dzień...- nie zdążyła dokończyć zapytana.
-To do lekarza, nie tutaj!
-Ale to jest szpital. Tu są lekarze- odpowiada, już mniej grzecznie pani M.
-Najpierw do innego lekarza, do rodzinnego!
-Byłam, dostała leki ale nadal nic się nie dzieje i kazano nam przyjechać tutaj. Chcę żeby ktoś ja zobaczył.- pani M. z determinacją i złością na twarzy patrzy w oczy kobiety-kulomiota. W głowie huczy jej wiele niemiłych słów, ale musi się opanować.
-Ale nie ma takiej potrzeby, do przychodni musi iść! Po skierowanie!
-Jest sobota. A skierowania dla dziecka mieć nie muszę. Proszę, tu są książeczki.
Kobieta zamyśliła się, zaskoczona taką reakcją. Ale mała zmarszczka, która pojawiła się na jej twarzy, dała nadzieję na koniec tej bezsensownej wymiany zdań.
-No trudno, wejść proszę....

Nie ma to jak miła atmosfera i poczucie bycia zrozumianym :)